niedziela, 16 lutego 2020

Andrzej wybrał nam trasę

Przedstawiłam dwie do wyboru. Zobaczcie, co wybrał Andrzej.
Startujemy w Stawie Kunowskim. Na początku jest odrobina asfaltu (oj, tego nasz Andrzej nie lubi), ale możemy obejrzeć niewielką „galerię pod chmurką”. To wystawione na trawnik prace pana Ignaca. Po przejściu na emeryturę zaczął rzeźbić. Teraz wystawia swoje nadzwyczaj kolorowe rzeźby przed domem. Pozwolił je sfotografować. Obejrzyjcie. 


kolorowe rzeźby wyprawiają nas w drogę

Dalsza część trasy to już las. Maszerujemy czarnym szlakiem rowerowym. Oj, porządnie jest – szeroka wygodna i sucha droga. Taka nawet nieco nudna. 

chrobotek strzępiasty na poboczu 

dąb, przy którym schodzimy z asfaltu 

leszczynowe kotki zwiastują wiosnę  
 
W końcu szlak skręca w stronę Boru Kunowskiego. Zatrzymujemy się  przy pomniku upamiętniającym mieszkańców wsi zamordowanych przez Niemców 4 lipca 1943 roku. Część z nich spalono żywcem w jednej z wiejskich stodół, niektórych rozstrzelano podczas próby ucieczki. Oprawcy nie pozwolili pochować ofiar na cmentarzu, w miejscu obecnego pomnika znajdowała się ich zbiorowa mogiła, dopiero po wojnie ciała ekshumowano i pochowano godnie. 

przy pomniku

 tablice z nazwiskami ofiar
 
Moja mapa wskazuje w tej okolicy pojedyncze mogiły, idę więc do lasu na poszukiwania. Niestety, nic nie znalazłam.
Ruszamy w stronę wsi, a potem przechodzimy na zielony szlak rowerowy, który doprowadza nas do kolejnej zaplanowanej drogi. Przy szlaku wypatrzyliśmy takie oto ciekawe grzyby.

 trzęsak pomarańczowożółty

to chyba ten sam gatunek, tylko młodszy okaz 

na zielonym szlaku rowerowym

Droga na południe już nie taka idealna jak poprzednie, wnosi odrobinę urozmaicenia kałużami, ale jest nadal przyjemna. 

 nie wiadomo - jesienna ta droga czy wiosenna 

Zanim skręcimy w drogę na zachód, która zamyka naszą pętlę, proponuję obejrzenie rozlewiska nieznanego z nazwy leśnego strumyka. Koledzy uprzejmie się zgadzają. 


leśne rozlewisko 
 
Trasa nie jest długa, można by ją nieco wydłużyć idąc do miejsca o nazwie Zielony Krzyż. Byliśmy tu dwa lata temu (tu link), ale wtedy nie znałam historii krzyża, a teraz mogę ją opisać. 
Ze strony Dawny Kunów nad Kamienną (tu link – warto tam zaglądać, bo można znaleźć wiele ciekawostek) dowiedziałam się, że pierwszy dębowy krzyż ustawiono tu dla upamiętnienia miejsca stracenia przez carskich żołnierzy gońca organizacji patriotycznych. Było to jeszcze przed powstaniem styczniowym – w roku 1861. 
Drugi krzyż pochodził z roku 1869 i upamiętniał bitwę znaną jako bitwa pod Janikiem, w której oddział powstańczy pod dowództwem kapitana Łady został rozbity przez moskiewskie wojska. 
Obecny krzyż jest już stalowy i faktycznie zielony.


 trudny do sfotografowania Zielony Krzyż (ma podobno 10 m wysokości) 

Teraz możemy wracać na zaplanowaną drogę. Odchodzimy od niej na kilka minut, żeby obejrzeć dalszy bieg naszego strumyka. Wije się on wśród leśnych chaszczy na podmokłym terenie.


strumyk toruje sobie drogę przez las 

 drzewa na jego brzegu padają same, bez pomocy bobrów
 
Dalsza droga jest już prosta – suchutka, w malowniczym lesie. 

nasza droga
 
Dla urozmaicenia proponuje jedno rozstaje, gdzie trzeba wybrać jedną z trzech dróg (środkowa jest właściwa, gdyby kto pytał) i jeden niewielki wąwóz. 

kierownictwo bada drogi przed podjęciem decyzji   


w wąwozie
 
Pojawiają się też w tej okolicy dziwne dźwięki. To klangor żurawi. Na podmokłych łąkach za lasem spaceruje para tych ptaków. Próbowałam do nich podejść, ale nie miałam szans. Poruszanie się z wdziękiem średniej wielkości słonia i hałas łamanych gałązek wystraszyły ptaki. Odleciały, zanim udało mi się zrobić choćby jedno foto. Ale je widziałam!

podglądam żurawie, a grupa mi się oddala 
 
Z lasu wychodzimy zgodnie z planem, chociaż ja tradycyjnie nie posiadam się ze zdumienia, że znów udało mi się nie zabłądzić.
Na zakończenie zdjęcie komina tartaku, obok którego przechodziliśmy również rano. Pan Ignac twierdzi, że to obiekt z czasów Staszica. Wydaje mi się, że może mieć rację. 

przyroda i historia
 
Na stacji podliczamy długość trasy – 12,4 kilometra. Było przyjemnie – spacerowo i sympatycznie.


Zdjęcia – Janek i ja

4 komentarze: