Już kilka razy wędrowaliśmy nad tą rzeką, czego dowody bez
problemu znajdziecie na blogu, ale ta wędrówka była inna. Otóż kolega Ed
postawił na ekstremalne spotkania w okolicach, do których raczej nie zaglądamy.
Zaczęliśmy naszą wędrówkę spokojnie w Łącznej. Tu parę
zwyczajnych obrazków – a to stary przydrożny krzyż, a to sarenki pasące się w
oziminie, a to aleja prowadząca w stronę cmentarza. Nudno będzie, myślałam.
Rzekę napotkaliśmy tuż przy asfaltowej drodze. Wystarczyło
jedynie przejść kawałek przez trawy. I już.
A później nastąpił zwrot akcji. Lekko się cofnęliśmy i idąc
ścieżką w stronę lasu dotarliśmy na wschodni brzeg rzeki. Cały zarośnięty
trawami, miejscami podmokły. Na szczęście wszystko przymarznięte.
Kolega Ed ruszył przed siebie poruszając się z prądem rzeki,
ja się odrobinę cofnęłam do tamy zbudowanej przez bobry. O, się musiałam nieźle
nagimnastykować, żeby tam dotrzeć, a potem się wykaraskać.
Dołączyłam do czołówki w okolicy kładki. I dalej wspólnie
podziwialiśmy bieg rzeki, która, jak się dowiedziałam z wpisów na forach
wędkarskich, ma charakter rzeki górskiej. Dopiero w okolicy Suchedniowa staje się
rzeką nizinną. Na „naszym” odcinku podobno występują pstrągi (nieduże). Cóż,
żadnego nie zauważyliśmy.
Za jakiś czas napotkaliśmy kolejną kładkę, ale nadal
trzymaliśmy się wschodniego brzegu rzeki.
Do czasu. Po kilku minutach zagrodził nam drogę niewielki
dopływ Kamionki. Tak niewielki, że sprawny jak kozica kierownik przeskoczył go
jednym susem. Słabsza część grupy zaryła w błocie na brzegu i postanowiła się
wycofać do kładki.
Tak więc nastąpił niegroźny rozłam w grupie, co owocowało
pokrzykiwaniem z brzegu na brzeg i przechwałkami, który brzeg daje lepsze
widoki. Sami zobaczcie.
Połączenie grupy nastąpiło na moście w Krzyżce.
Już
myślałam, że teraz to sobie odpoczniemy, pójdziemy dobrze znaną wygodną drogą,
a o Kamionce zapomnimy aż do Jędrowa.
Nic bardziej mylnego. Kierownictwo wypatrzyło na mapie
nieznany nam staw w pobliżu rzeki za wsią. No to poleźliśmy tam. Staw ogrodzony
solidnym płotem. Foto robiłam znad ogrodzenia.
Skoro już byliśmy przy rzece, należało sprawdzić, jak się
ona prezentuje na tym odcinku.
Śmiało mogę powiedzieć – inaczej. Trawy nad brzegiem jakby
wyższe i gęstsze. Ścieżki przedeptane przez nie prowadzą do miejsc wędkowania,
ale brzegi raczej strome i trudno dostępne.
Rzeka znów zawalona drzewami.
Cóż, na tym odcinku ani rzeka, ani my nie mieliśmy lekko.
W pewnym momencie szpetnie zaklęłam i postanowiłam przedrzeć
się do drogi. A niech sobie Kamionka płynie dalej…
No i płynęła, a ja dogoniłam kierownictwo na skraju Jędrowa.
Tu idąc ulicą zauważyliśmy nasz ulubiony młyn na Kamionce. Być tak blisko i nie
zajrzeć?
Zajrzeliśmy. Młyn żyje – z komina unosi się przyjazny dym,
rzeka płynie spokojnie (nawet kaczuszki po niej pływają).
My zaś pamiętając, jak z trudem przedzieraliśmy się 5
(Aż tak dawno! Nie do wiary!) lat temu nad rzeką w kierunku Suchedniowa,
postanowiliśmy rozstać się z Kamionką i dotrzeć do stacji w Suchedniowie zwyczajną
drogą przy torach.
Ten odcinek pokonaliśmy w takim tempie, że nie było czasu na
fotografowanie. Ale za to na pociąg zdążyliśmy!
I po wycieczce.
Zdjęcia – Edek i ja
Nie wiem czy dobrze że trochę przymroziło,bo miałem kiedyś doświadczenia bagienne a odcinek od Suchedniowa do mostku koło młyna zaroślami i podtopieniami nie do poza zazdroszczenia a na dodatek z rowerem na plecach. Fajne fotki.
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze, że przymroziło. Bez tego cała wyprawa niemożliwa. Aż strach pomyśleć, jak by się tędy szło wiosną w mokrej trawie po pas.
UsuńOdcinek od młyna do Suchedniowa tylko wspominamy, na razie mnie tam nie ciągnie.
Zwisające z gałęzi sople, jak harfowe struny,
OdpowiedzUsuńz których można usłyszeć odgłosy natury.
" Ob. Wieś "
Czasem mróz potrafi stać się niezłym sprzymierzeńcem piechura. Bardzo lubię takie wędrówki z nurtem rzeki. Niewiele osób się na nie pisze, dzięki czemu łatwiej o ciekawe odkrycia.
OdpowiedzUsuńTakim wędrówkom zdecydowanie mróz sprzyja. Dobrze jeszcze, jak intensywnie świeci słońce. To sprzyja zdjęciom. :) No i trochę śniegu by się przydało, ale to w tym roku towar bardzo trudno dostępny.
UsuńA tez lubię taką zimową porę, wykorzystać do łażenia po tego typu miejscach, przymarznięty grunt umożliwia przejście, a zwiędłą roślinność (poza ostrężynami) specjalnie nie przeszkadza.
OdpowiedzUsuńMam podobnie, chociaż na innej wycieczce "zarobiłam" w oko pędem maliny - ból, kosztowne leczenie i trwała niechęć do malin i innych chaszczy.
Usuń