sobota, 8 stycznia 2022

Bliskie spotkania z Kamionką

Już kilka razy wędrowaliśmy nad tą rzeką, czego dowody bez problemu znajdziecie na blogu, ale ta wędrówka była inna. Otóż kolega Ed postawił na ekstremalne spotkania w okolicach, do których raczej nie zaglądamy.
 
zakole Kamionki gdzieś między Krzyżką a Jędrowem
 
Zaczęliśmy naszą wędrówkę spokojnie w Łącznej. Tu parę zwyczajnych obrazków – a to stary przydrożny krzyż, a to sarenki pasące się w oziminie, a to aleja prowadząca w stronę cmentarza. Nudno będzie, myślałam. 
 
chylący się ku ziemi krzyż w Łącznej
 
w poszukiwaniu smakołyków
 

klonowa aleja w Łącznej
 
Rzekę napotkaliśmy tuż przy asfaltowej drodze. Wystarczyło jedynie przejść kawałek przez trawy. I już.
 
pierwsze spotkanie z Kamionką w okolicy wsi Kamionki
 
A później nastąpił zwrot akcji. Lekko się cofnęliśmy i idąc ścieżką w stronę lasu dotarliśmy na wschodni brzeg rzeki. Cały zarośnięty trawami, miejscami podmokły. Na szczęście wszystko przymarznięte. 
 
spokojny meander
 
Kolega Ed ruszył przed siebie poruszając się z prądem rzeki, ja się odrobinę cofnęłam do tamy zbudowanej przez bobry. O, się musiałam nieźle nagimnastykować, żeby tam dotrzeć, a potem się wykaraskać. 
 
tama w głębi, ja przedzierałam się lewą stroną

lodowe kompozycje
 
Dołączyłam do czołówki w okolicy kładki. I dalej wspólnie podziwialiśmy bieg rzeki, która, jak się dowiedziałam z wpisów na forach wędkarskich, ma charakter rzeki górskiej. Dopiero w okolicy Suchedniowa staje się rzeką nizinną. Na „naszym” odcinku podobno występują pstrągi (nieduże). Cóż, żadnego nie zauważyliśmy.
 
"zielony mosteczek" - ten nie ugina się, a i trawka na nim  nie rośnie
 
Kamionka w słońcu
 
Za jakiś czas napotkaliśmy kolejną kładkę, ale nadal trzymaliśmy się wschodniego brzegu rzeki. 
 
drewniana kładka
 
zimowa hortensja
 
fotka grupowa
 

Do czasu. Po kilku minutach zagrodził nam drogę niewielki dopływ Kamionki. Tak niewielki, że sprawny jak kozica kierownik przeskoczył go jednym susem. Słabsza część grupy zaryła w błocie na brzegu i postanowiła się wycofać do kładki. 
 
takiego mikrusa się wystraszyłam
 
Tak więc nastąpił niegroźny rozłam w grupie, co owocowało pokrzykiwaniem z brzegu na brzeg i przechwałkami, który brzeg daje lepsze widoki. Sami zobaczcie.
 


Kamionka widziana ze wschodniego brzegu


i z zachodniego

Połączenie grupy nastąpiło na moście w Krzyżce. 
 
rzeka widziana z mostu
 
i z bliska
 

Już myślałam, że teraz to sobie odpoczniemy, pójdziemy dobrze znaną wygodną drogą, a o Kamionce zapomnimy aż do Jędrowa. 
 
zamiast kolejnego konterfektu rzeki pozostałości młyna w Krzyżce
 
Nic bardziej mylnego. Kierownictwo wypatrzyło na mapie nieznany nam staw w pobliżu rzeki za wsią. No to poleźliśmy tam. Staw ogrodzony solidnym płotem. Foto robiłam znad ogrodzenia. 
 
rekreacyjny staw w Krzyżce
 
Skoro już byliśmy przy rzece, należało sprawdzić, jak się ona prezentuje na tym odcinku.
Śmiało mogę powiedzieć – inaczej. Trawy nad brzegiem jakby wyższe i gęstsze. Ścieżki przedeptane przez nie prowadzą do miejsc wędkowania, ale brzegi raczej strome i trudno dostępne. 
 
 
za Krzyżką
 
Rzeka znów zawalona drzewami. 
 

Cóż, na tym odcinku ani rzeka, ani my nie mieliśmy lekko.
W pewnym momencie szpetnie zaklęłam i postanowiłam przedrzeć się do drogi. A niech sobie Kamionka płynie dalej…
 
coraz bliżej Jędrowa 
 
No i płynęła, a ja dogoniłam kierownictwo na skraju Jędrowa. Tu idąc ulicą zauważyliśmy nasz ulubiony młyn na Kamionce. Być tak blisko i nie zajrzeć?
Zajrzeliśmy. Młyn żyje – z komina unosi się przyjazny dym, rzeka płynie spokojnie (nawet kaczuszki po niej pływają). 
 
nasz stary dobry znajomy - młyn w Jędrowie
 
rozlewisko niedaleko młyna
 
My zaś pamiętając, jak z trudem przedzieraliśmy się  5 (Aż tak dawno! Nie do wiary!) lat temu nad rzeką w kierunku Suchedniowa, postanowiliśmy rozstać się z Kamionką i dotrzeć do stacji w Suchedniowie zwyczajną drogą przy torach. 
 
pożegnanie z Kamionką
 
Ten odcinek pokonaliśmy w takim tempie, że nie było czasu na fotografowanie. Ale za to na pociąg zdążyliśmy!
I po wycieczce.
 
a to nasza trasa
 
Zdjęcia – Edek i ja

7 komentarzy:

  1. Nie wiem czy dobrze że trochę przymroziło,bo miałem kiedyś doświadczenia bagienne a odcinek od Suchedniowa do mostku koło młyna zaroślami i podtopieniami nie do poza zazdroszczenia a na dodatek z rowerem na plecach. Fajne fotki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dobrze, że przymroziło. Bez tego cała wyprawa niemożliwa. Aż strach pomyśleć, jak by się tędy szło wiosną w mokrej trawie po pas.
      Odcinek od młyna do Suchedniowa tylko wspominamy, na razie mnie tam nie ciągnie.

      Usuń
  2. Zwisające z gałęzi sople, jak harfowe struny,
    z których można usłyszeć odgłosy natury.

    " Ob. Wieś "

    OdpowiedzUsuń
  3. Czasem mróz potrafi stać się niezłym sprzymierzeńcem piechura. Bardzo lubię takie wędrówki z nurtem rzeki. Niewiele osób się na nie pisze, dzięki czemu łatwiej o ciekawe odkrycia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takim wędrówkom zdecydowanie mróz sprzyja. Dobrze jeszcze, jak intensywnie świeci słońce. To sprzyja zdjęciom. :) No i trochę śniegu by się przydało, ale to w tym roku towar bardzo trudno dostępny.

      Usuń
  4. A tez lubię taką zimową porę, wykorzystać do łażenia po tego typu miejscach, przymarznięty grunt umożliwia przejście, a zwiędłą roślinność (poza ostrężynami) specjalnie nie przeszkadza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam podobnie, chociaż na innej wycieczce "zarobiłam" w oko pędem maliny - ból, kosztowne leczenie i trwała niechęć do malin i innych chaszczy.

      Usuń