I to tylko przed południem. A my przecież zwykle rano
wędrujemy. No cóż, w takich warunkach wybiera się miejsca nieodległe, znane,
żeby tylko nie gnuśnieć w domowych pieleszach.
Podobną trasą wędrowaliśmy w październiku (tu link), teraz jednak kolega
Ed zaproponował pewne modyfikacje.
Po opuszczeniu miasta przeszliśmy ścieżkami, którymi w tak
zwanych dawnych dobrych czasach chodziliśmy na codzienne marsze. Po jednej
stronie ścieżki mieliśmy wtedy drzewa, a po drugiej pola i ugory. Drzewa
zostały. Miejsce pól zajęła droga szybkiego i bardzo głośnego ruchu.
Po przejściu tego w gruncie rzeczy niezłego odcinka trasy
przedostaliśmy się na drugą stronę szosy i pomaszerowali tak zwaną „drogą
Stasia” przez las w kierunku żółtego szlaku. Tym razem droga oczywiście szara,
ale przy niej przyjemne rozlewiska czy zamarznięte malowniczo kałuże. No i
błoto na drodze też zamarznięte – przejście luksusowe.
Tak dotarliśmy do szlaku. O, tu raczej mocno nieprzyjemnie.
Miłośnicy lasu naszykowali całą masę drzew do wyjazdu w ładniejsze okolice. Leżą
tak, biedactwa, i czekają na transport.
Szlakiem docieramy do naszej ulubionej „drogi doktorskiej”,
gdzie towarzyszy nam prawdziwa „ściana lasu”. Prawie nie widać zza niej żywych
drzew. Na szczęście jeszcze się jakieś ostały.
Znów przekraczamy drogę szybkiego ruchu i maszerujemy żółtym
szlakiem od Pogorzałego. Z nowych miejsc należy zauważyć pojawienie się dwóch
ścieżek do ekstremalnej jazdy na rowerach. Poza tym las spokojny i jakby
jesienny.
Na ulicy Pogodnej wreszcie wyjrzało słońce. Blade raczej,
ale jednak obecne.
Z lasu wychodzę przy nowej kapliczce nadrzewnej w pobliżu
siedziby nadleśnictwa.
I po wycieczce – w południe już byliśmy w domu.
Zdjęcia mojego
wyrobu.
Dokładnie tak - byle nie gnuśnieć! Ja też tuptam do pracy, znanymi terenami i tylko staram się jakieś modyfikacje wprowadzić.
OdpowiedzUsuńRobimy, co możemy, ale dziś tak sakramencko wieje, że trzeba pilnować kanapy w domu.
Usuń