Czasem się od niej oddalaliśmy, innym znów razem podchodziliśmy
do samego brzegu, ale Lubrzanka towarzyszyła nam przez cały słoneczny dzień.
Pierwsze spotkanie na skraju Kielc – w Cedzynie.
A w lesie duże zaskoczenie – jest tu zdecydowanie więcej
zieleni niż w lasach niedaleko Zagnańska. To jest już pewność, że wiosna
nadeszła.
Na dobry początek wybrałam świetne drogi przez las. Tak się
wszystkim spodobały, że uśpiły czujność wędrowców i pozwoliły wprowadzić ich na
zdecydowanie ładniejszą, ale miejscami podmokłą ścieżkę znakowaną na niebiesko.
Ta ścieżka wprowadziła nas na szczyt Otrocza. Nie jest to
jakiś szczególnie potężny szczyt, ale rozleniwionym wycieczkami po płaskim
terenie dał nieco w kość na podejściu.
kiedy Janek zdobywał Koronę Gór Świętokrzyskich nie było możliwości zrobienia takiego zdjęcia dokumentującego zdobycie Otrocza, to teraz nadrabiamy zaległość sprzed lat
Z Otrocza schodzimy łagodną trasą szlaku niebieskiego. Jest
ciepło, idzie się łatwo. Wycieczka relaksująca.
Ja jednak wciąż pamiętam, że czeka nas kolejne spotkanie z
Lubrzanką. To, które jest dla mnie najbardziej spektakularne. Docieramy bowiem do kładki
nad tą rzeką. Jeszcze parę lat temu miała ona poręcz ze ściętego drzewa. Teraz
nic z niej nie zostało, a kładeczka wąziutka. W dodatku tworzące ją betonowe
słupy nie są równe i człowiek mimowolnie kuleje idąc nią. No i ten widok pod
stopami – rwący nurt rzeki! Wierzcie mi, że miałam pietra. Jednak przeszłam.
Wszyscy przeszli. Niektórzy z pomocą kolegi Eda. Nikt nie spadł do rzeki, a
przeprawa jest chyba najbardziej pamiętnym wydarzeniem z całej trasy.
Po przejściu Lubrzanki kolega Ed namawia nas na podejście na
najbliższy szczyt. Ku mojemu zdziwieniu grupa reaguje entuzjastycznie na tę
propozycję. Ruszamy więc przyzwoitą nieznakowaną ścieżką.
Ed zdobywa Zalasną,
ja Krzyżną, ale i tak spotykamy się na tym samym szczycie, który nosi różne
nazwy. Mała polanka, z której kiedyś to, panie, były widoki w stronę Pasma
Dymińskiego, stopniowo zarasta. Jeszcze przy odpowiednim ustawieniu się
obserwatora można dostrzec charakterystyczny szczyt Telegrafu, ale to już chyba
zapowiedź końca widokowej polanki na Krzyżnej.
Schodzimy ścieżką szlaku z drewnianymi krzyżami drogi
krzyżowej, a potem kierujemy się szlakiem rowerowym wzdłuż Lubrzanki na północ.
Łatwo się to pisze, ale w terenie nie było tak różowo. Dwa
razy natrafiliśmy na poważne przeszkody. W jednym miejscu trasę szlaku zagradza
plac budowy, w innym sporych rozmiarów wysypisko gruzu. Wspólnymi siłami udało
się pokonać przeszkody, ale na przyszłość chyba przyjdzie zrezygnować z tej
trasy. Zniechęcająco działają też tratujące trasę motocykle terenowe i quady.
Spotkanie z nimi to prawdziwy horror.
Na szczęście same ścieżki szlaku są przyjemne. Dają też
możliwość odejścia na kilka minut w stronę Lubrzanki, która płynie na tym
odcinku spokojnie i szeroko, czasem
rozlewa się na nadrzecznych łąkach, a raczej ugorach.
I w końcu zza drzew wyłania się przed nami duża połać
błękitu – to zalew Mójcza.
Nieśmiało proponowałam obejście go z prawej strony,
co by znacznie skróciło spacer, ale nikt nawet nie usłyszał, tak się wszyscy
zafascynowali zalewem i jego brzegami.
Sam akwen nie jest bardzo duży, ale ma urozmaiconą linię brzegową i wysepkę
gdzieś po środku, rośnie nad nim dużo drzew.
Śmiem twierdzić, że za kilka dni będzie tam jeszcze ładniej,
kiedy w pełni rozkwitną tarniny nad wodą.
Już teraz kwitną pierwsze mirabelki i
tarniny. Kręci się wokół nich mnóstwo pszczół. Widać i słychać wiosnę.
I tu już miała się zakończyć nasza wycieczka, ale
nieoczekiwanie dostaliśmy mały prezent od kierowców, którzy w tajemniczy sposób
przenieśli nas nad zalew w Cedzynie. Tam już nie spacerowaliśmy ze względu na
późna porę, ale kilka obrazków się złapało w obiektyw.
Widać było jednak, że
ten zalew zrobił na nas mniejsze wrażenie niż Mójcza. Myślę, że to z powodu
nadmiaru cywilizacji i braku kojącej ciszy.
No i teraz to już zdecydowanie koniec wycieczki i relacji.
PS oba zalewy oczywiście na Lubrzance
Zdjęcia – Zosia, Edek,
Janek i ja
Malownicza trasa...
OdpowiedzUsuńOwszem. Nawet mnie zaskoczyła. Ale to tak bywa z trasami przygotowywanymi naprędce.
Usuń