poniedziałek, 17 kwietnia 2023

Kilka spotkań z Lubrzanką

Czasem się od niej oddalaliśmy, innym znów razem podchodziliśmy do samego brzegu, ale Lubrzanka towarzyszyła nam przez cały słoneczny dzień.
Pierwsze spotkanie na skraju Kielc – w Cedzynie. 
 
Lubrzanka za opłotkami Cedzyny

A w lesie duże zaskoczenie – jest tu zdecydowanie więcej zieleni niż w lasach niedaleko Zagnańska. To jest już pewność, że wiosna nadeszła.
 
 
Na dobry początek wybrałam świetne drogi przez las. Tak się wszystkim spodobały, że uśpiły czujność wędrowców i pozwoliły wprowadzić ich na zdecydowanie ładniejszą, ale miejscami podmokłą ścieżkę znakowaną na niebiesko.
 
nie mogli się nachwalić tej drogi
 
przy ścieżce kwitnie żywiec dziwięciolistny
 
Ta ścieżka wprowadziła nas na szczyt Otrocza. Nie jest to jakiś szczególnie potężny szczyt, ale rozleniwionym wycieczkami po płaskim terenie dał nieco w kość na podejściu. 
 
kiedy Janek zdobywał Koronę Gór Świętokrzyskich nie było możliwości zrobienia takiego zdjęcia dokumentującego zdobycie Otrocza, to teraz nadrabiamy zaległość sprzed lat
 
Z Otrocza schodzimy łagodną trasą szlaku niebieskiego. Jest ciepło, idzie się łatwo. Wycieczka relaksująca.
 

na szlaku

Ja jednak wciąż pamiętam, że czeka nas kolejne spotkanie z Lubrzanką. To, które jest dla mnie najbardziej spektakularne. Docieramy bowiem do kładki nad tą rzeką. Jeszcze parę lat temu miała ona poręcz ze ściętego drzewa. Teraz nic z niej nie zostało, a kładeczka wąziutka. W dodatku tworzące ją betonowe słupy nie są równe i człowiek mimowolnie kuleje idąc nią. No i ten widok pod stopami – rwący nurt rzeki! Wierzcie mi, że miałam pietra. Jednak przeszłam. Wszyscy przeszli. Niektórzy z pomocą kolegi Eda. Nikt nie spadł do rzeki, a przeprawa jest chyba najbardziej pamiętnym wydarzeniem z całej trasy.
 
tu wyraźnie widać różnicę poziomu dla prawej i lewej stopy
 

nóżka za nóżką z wdziękiem i uśmiechem
 
pomoc koleżeńska
 

Po przejściu Lubrzanki kolega Ed namawia nas na podejście na najbliższy szczyt. Ku mojemu zdziwieniu grupa reaguje entuzjastycznie na tę propozycję. Ruszamy więc przyzwoitą nieznakowaną ścieżką. 
 
"brama" na szczyt
 
Ed zdobywa Zalasną, ja Krzyżną, ale i tak spotykamy się na tym samym szczycie, który nosi różne nazwy. Mała polanka, z której kiedyś to, panie, były widoki w stronę Pasma Dymińskiego, stopniowo zarasta. Jeszcze przy odpowiednim ustawieniu się obserwatora można dostrzec charakterystyczny szczyt Telegrafu, ale to już chyba zapowiedź końca widokowej polanki na Krzyżnej.   
 
cóż, widoki jak zza krzaka, konkretniej za krzakiem po prawej skrywa się Telegraf
 
Schodzimy ścieżką szlaku z drewnianymi krzyżami drogi krzyżowej, a potem kierujemy się szlakiem rowerowym wzdłuż Lubrzanki na północ. 
 
jeden z krzyży
 
z górki na pazurki
 

Łatwo się to pisze, ale w terenie nie było tak różowo. Dwa razy natrafiliśmy na poważne przeszkody. W jednym miejscu trasę szlaku zagradza plac budowy, w innym sporych rozmiarów wysypisko gruzu. Wspólnymi siłami udało się pokonać przeszkody, ale na przyszłość chyba przyjdzie zrezygnować z tej trasy. Zniechęcająco działają też tratujące trasę motocykle terenowe i quady. Spotkanie z nimi to prawdziwy horror.   
 

pieszo na szlaku rowerowym
 
Na szczęście same ścieżki szlaku są przyjemne. Dają też możliwość odejścia na kilka minut w stronę Lubrzanki, która płynie na tym odcinku spokojnie i  szeroko, czasem rozlewa się na nadrzecznych łąkach, a raczej ugorach.
 


leniwy nurt Lubrzanki
 
rozlewisko Lubrzanki przy szlaku
 

I w końcu zza drzew wyłania się przed nami duża połać błękitu – to zalew Mójcza.
 

zalew Mójcza

Nieśmiało proponowałam obejście go z prawej strony, co by znacznie skróciło spacer, ale nikt nawet nie usłyszał, tak się wszyscy zafascynowali  zalewem i jego brzegami. Sam akwen nie jest bardzo duży, ale ma urozmaiconą linię brzegową i wysepkę gdzieś po środku, rośnie nad nim dużo drzew. 
 
wędkowanie z widokiem na wyspę
 
linia brzegowa

Śmiem twierdzić, że za kilka dni będzie tam jeszcze ładniej, kiedy w pełni rozkwitną tarniny nad wodą. 
 
na razie skromnie
 
Już teraz kwitną pierwsze mirabelki i tarniny. Kręci się wokół nich mnóstwo pszczół. Widać i słychać wiosnę.
 

wiosenne pąki i kwiaty

I tu już miała się zakończyć nasza wycieczka, ale nieoczekiwanie dostaliśmy mały prezent od kierowców, którzy w tajemniczy sposób przenieśli nas nad zalew w Cedzynie. Tam już nie spacerowaliśmy ze względu na późna porę, ale kilka obrazków się złapało w obiektyw. 
 
zalew w Cedzynie z widokiem na Pasmo Masłowskie
 
linia brzegowa
 

Widać było jednak, że ten zalew zrobił na nas mniejsze wrażenie niż Mójcza. Myślę, że to z powodu nadmiaru cywilizacji i braku kojącej ciszy.
 
zderzenia nie było, ale hałas i owszem
 
dla porównania "ślizgacz" na Mójczy
 

No i teraz to już zdecydowanie koniec wycieczki i relacji.
 
nasza trasa

PS oba zalewy oczywiście na Lubrzance

Zdjęcia – Zosia, Edek, Janek i ja

2 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Owszem. Nawet mnie zaskoczyła. Ale to tak bywa z trasami przygotowywanymi naprędce.

      Usuń