czwartek, 6 kwietnia 2023

Lubimy Lubiankę i jej okolice

Urocza ta rzeczka (16 km długości) płynie przez malownicze leśne okolice i dawniej często do  niej zaglądaliśmy. Teraz znów wracamy, a Lubianka wdzięczy się do obiektywu i, choć coraz starsza, nadal jest pełna werwy i zachwyca urodą.
 
oto ona - nasza bohaterka
 
Lubianka to  nie tylko rzeka, ale i zalew na niej. Utworzono go w latach 80. ubiegłego wieku. I nad nim wiele razy wędrowaliśmy. Ba, nawet raz zimą podjęliśmy próbę przejścia go po lodowej powłoce (bez obaw, w porę się wycofaliśmy). 
 
cichy zalew w lipcu 2016 r.
 
tama w r. 2015 raczej wymagała remontu
 

Już na blogu pokazywałam relację z krótkich odwiedzin nad tym zalewem, którego jakby nie było (tu link). Zniknął, bo on sam i jego otocznie przechodziły gruntowne przemiany. Kiedy zajrzeliśmy tam w ostatnią środę, mogliśmy zauważyć, że woda wróciła do zalewu, jego brzegi (zwłaszcza północny) zmieniły się nie do poznania. Szykuje się tu nadzwyczaj elegancki i bogaty w atrakcje teren rekreacyjny. Zobaczcie, jak to wyglądało o poranku.
 
widok na nowy most, którym chętnie byśmy przeszli
 
a to dwupoziomowe molo (tam trwają nadal prace)
 

Znad zalewu wyruszyliśmy na trasę znakowaną na czerwono ścieżką spacerową. Prowadzi ona przez ładny las, już prawie wiosenny, bo ze śpiewem ptaków, ale jednak zimowy, bo poranek mroźny. 
 
ścieżka idealna na spacer
 
mróz nie ustępuje
 

W niewielkim oddaleniu od ścieżki płynie nieznany mi z nazwy strumień – dopływ Lubianki. Ponieważ wypływa z okolic Polany Langiewicza, nazwałam go Maryś dla uczczenia generała. Podeszliśmy do niego kilka razy i widzieliśmy, jak malowniczo się wije i płynie kaskadami wśród drzew.
 
meandry strumienia
 
mała kaskada
 

Nasz Maryś spodobał się nie tylko nam. Wielką miłością zapałały do niego bobry. Nastawiały na nim tam, narobiły rozlewisk. Zbudowały tu swoje królestwo. Szkoda tylko, że niektóre piękne drzewa padły ofiarą bobrzych zębów.
 

rozlewiska
 
ślady zębów na pniu
 

Po przekroczeniu drogi pożarowej (tak, to nią wędrowaliśmy w styczniu – tu link) spoglądaliśmy na rozległe rozlewiska stworzone przez bobry. Nie podchodziliśmy jednak, bo znajdują się one w dolinie, a nasz brzeg stromy i nikt nie chciał ryzykować obsunięcia po zboczu. Poza tym, niech tam sobie bobry żyją w spokoju.
Ścieżka doprowadziła nas na Polanę Langiewicza, gdzie przeszliśmy na czarny szlak. Ten zaś towarzyszył nam do Źródła Langiewicza i prowadził dalej wraz z niebieskim. 
 
dwustuletnia sosna u wejścia na polanę
 
pomnik ku czci powstańców styczniowych
 
Źródło Langiewicza
 

Tym razem zaplanowałam rozstanie ze szlakiem niebieskim i zbadanie nowego dla nas odcinka szlaku czarnego, który powinien prowadzić na wzgórze Kropka. 
 
kwietniowy śnieg na szlaku
 
na drodze do Kropki
 
Pamiętam, jak w roku 2014 (tu link) poszukiwaliśmy na własna rękę drogi na to wzgórze (nie było to jakoś specjalnie trudne, trudniejsze było wydostanie się stamtąd). Tym razem znana nam ścieżka jest znakowana jako szlak czarny (słabe to znakowanie). Pokonujemy Lubiankę po dawnym mostku i wdrapujemy się na wzgórze.
 
mostek już taki był, to nie ja go zniszczyłam
 
Lubianka
 
żywiec gruczołowaty na jej brzegu - chyba nie przepada za mrozem
 

To słynne wzgórze 326 (wysokość), nazywane Kropka, bo tak oznacza się na mapie szczyty bez nazwy (kolega Ed nazywa je „kota”). I to właśnie owa Kropka była prawdziwym obozowiskiem oddziałów zgrupowania „Ponurego”, choć upamiętnienie żołnierzy ma miejsce na polanie Wykus. Trochę to zagmatwane, ale każdy, kto podejdzie na Kropkę, zrozumie, że dla weteranów łatwiejsze jest dotarcie na polanę niż na niewielką nawet górkę. Na polanie jest też więcej miejsca na zorganizowanie uroczystości. A las przecież ten sam.
 
pomnik wystawiony w roku 2007
 
Na Kropce od naszego poprzedniego pobytu zaszło sporo zmian – pojawiły się tablice informujące o bohaterach tego miejsca, nowa tablica wspominająca cichociemnych „Ponurego”, „Nurta”, „Robota”, „Czarka” i „Rafała”. Jest tu też porządne miejsce wypoczynkowe, z którego nie omieszkaliśmy skorzystać.
 
tablica pamiątkowa
 
Pamiętając powrót z Kropki przed dziewięciu laty zamierzałam wrócić tą samą drogą, którą przyszliśmy, ale na szczęście okazało się, że za wiatą mamy doskonale znakowaną ścieżkę szlaku, która zaprowadziła nas znów nad Lubiankę i coś, co tylko największy optymista może nazwać kładką. Przeszliśmy. Uważam jednak, że obie kładki prowadzące do Kropki wymagają solidnej naprawy. 
 
I to ma być kładka?!
 
a na tym brzegu śledziennica skrętolistna
 

Wracamy znów na odcinek czarnego szlaku, którym szliśmy – tym razem jednak maszerujemy w przeciwnym kierunku.
 
to samo miejsce na szlaku raz jeszcze
 
Docieramy do drogi leśnej, która prowadzi w pobliżu trasy dawnej kolejki wąskotorowej, jej nasyp widzimy czasem po naszej lewej, czasem prawej stronie. Nieźle zachowały się również przyczółki mostów na trasie kolejki. 
 
 na leśnej drodze
 
przyczółki jednego z mostów dawnej kolejki wąskotorowej
 
Sama droga bardzo porządna i przyjemna dla stóp. Daje również możliwość dotarcia nad Lubiankę i podziwiania jej meandrów. Spotykamy nawet niewielkie kładki prowadzące na drugi brzeg.
 

i znów Lubianka

I tak docieramy do drogi prowadzącej od Ostrych Górek. To już ostatni fragment trasy. 
 
charakterystyczne pochyłe drzewo na rozstajach dróg
 
Jeszcze krótkie spotkanie z Lubianką w pobliżu solidnego mostu i pora wracać nad zalew.
 
 
Na razie odkładamy na inną wycieczkę obejście całego zalewu. Chcemy bowiem zapoznać się z nowym mostem łączącym południowy i północny brzeg Lubianki. Z tej perspektywy nigdy jeszcze nie patrzyliśmy na zalew. 
Spoglądamy też na zalew z północno-zachodniego brzegu. Widać, że prace remontowe nadal trwają. Spotkani przy moście panowie (jak przypuszczam pracownicy budowy) zapewniają, że zalew i jego otoczenie będą gotowe pod koniec kwietnia.  Czyli będzie kolejna okazja, żeby tu znów zajrzeć.
 
nowy zalew Lubianka
 
plaża nad zalewem

Wracamy wreszcie na parking i kończymy naszą wyprawę. Tym razem pogoda dopisała.

nasza trasa

Zdjęcia – Edek, Janek i ja

2 komentarze:

  1. Rzeczka bywa kapryśna za to mostki mają duszę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mostki z duszą - dobra rzecz. Było by jednak miło, żeby turysta po ich przejściu miał całe ręce i nogi. ;-)

      Usuń