Oczywiście nie cały miesiąc, choć to by mgła być świetna
relacja ze względu na dosyć zróżnicowaną aurę tego miesiąca. Na spotkanie z
rzeką wybrałam jedno grudniowe przedpołudnie, kiedy śnieg stopniał, a wiatr
ustał. No i prognoza zapowiadała nawet przebłyski słońca. W efekcie wyszedł
nam przyjemny spacer po leśnych dróżkach i nad rzeką.
Startujemy w okolicy, gdzie przed laty znajdował się
pierwszy młyn na Kamiennej w Szczepanowie. Słońce jeszcze za chmurami, a rzeka
wydaje się obficie zaopatrzona w wodę.
Trasa nie jest nowa i nawet takiej nie udaje. Inżynier Mamoń cały czas mi
towarzyszy i podpowiada, żeby nic nie zmieniać w znanej trasie. Taka jest
przecież najlepsza. Ale wędrówka sama się urozmaica, bo o tej porze roku
łatwiej podejść do miejsc latem niedostępnych. Zachwycamy się więc odcinkiem,
na którym króluje para łabędzi. Tym razem tylko jeden się pojawił, przepłynął dostojnie i nawet
przelotnym spojrzeniem nas nie zaszczycił.
Dalej wędrujemy między rzeką a lekko zamarzniętym
rozlewiskiem. Nowa ścieżka, przyjemne widoki, a na koniec niespodzianka –
rozlewisko łączy się z rzeką i nie damy rady pokonać tego miejsca – za głęboko
i za szeroko. Trzeba zawrócić. Nic to, przynajmniej możemy drugi raz popatrzeć
na te same miejsca. Może będą inne… Nie są, ale to nie problem.
Z daleka słyszymy szum rzeki przy zaporze w pobliżu drugiego
młyna, obecnie elektrowni wodnej. Wody jest tak dużo, że przelewa się z hukiem
i uniemożliwia przejście na drugi brzeg po tamie. Mnie się udało podejść
możliwie blisko wody, ale przyznam, że podłoże było miejscami mocno grząskie.
rzeka w akcji
Teraz przed nami trzeci młyn, czyli miejsce, które należy
omijać. Tak też robimy, nie chcemy przeszkadzać właścicielom.
W pewnym oddaleniu od młyna już poza ogrodzonym terenem
pastwiska, wchodzimy na ścieżkę prowadzącą nad wodę. Teraz, kiedy trawy nie
utrudniają dostępu do rzeki, możemy zajrzeć w różne zakamarki. Szalejmy z
aparatami, cieszymy się, że słońce wreszcie zaczyna się nieśmiało pojawiać.
W drodze do czwartego młyna znów się pakujemy w uliczkę bez
wyjścia miedzy kolejnym rozlewiskiem a rzeką. I to nie problem, bo zwykle w te
miejsca nawet nie próbujemy zaglądać, a dziś przejście nie sprawia
trudności.
I wreszcie jest – nasza Niagara, czyli spiętrzenie rzeki
przy czwartym młynie. Dziś wir naprawdę efektowny.
Tu się żegnamy z rzeką i zaczynamy odwrót dobrze znaną leśną
drogą równoległą do wsi Marcinków. Z obawy przed odcinkiem asfaltowym, do
którego ta droga prowadzi, zmieniamy stare nawyki i okrążamy położona w lesie strzelnicę
zakładową, co nam odrobinkę skraca trasę i zapewnia przyjemny marsz po miękkim
podłożu.
I tak spokojnym krokiem docieramy do Szczepanowa, gdzie
robię jeszcze jedno pożegnalne foto Kamiennej. Jest prawie identyczne, jak
pierwsze, ale różni się światłem i kolorystyką.
I po wycieczce.
Zdjęcia – Lena i ja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz