piątek, 1 grudnia 2023

Jackowa Stopa nie daje mi spokoju

Kilka razy już szukaliśmy tego źródła, kiedy je wreszcie znaleźliśmy, było wyschnięte (tu link). Wyruszamy więc na kolejną wyprawę do źródła, które tylko kolega Ed widział bijące.
 
źródło Jackowa Stopa w roku 2015 (tu relacja z jego poszukiwań przez Edka)
 
Startujemy na skraju lasu między Zagnańskiem a Borową Górą. Maszerujemy raźnie na północ i oczywiście napotykamy dobrze nam znany zalew w Borowej Górze, zwany również zalewem w Kaniowie. Jego powierzchnia zmarznięta i pokryta śniegiem. Mamy więc szansę na wykonanie kilku fotek z cyklu „białe na białym”.


zamarznięty zalew Borowa Góra

Zalew utworzono na Krzyku, który wydaje się tak niepozorny, że trudno uwierzyć, iż dostarcza wody do tego obiektu. A jednak to prawda.
 
Krzyk też lekko zamarza
 
Po tym spotkaniu z Krzykiem nabieramy ochoty na sprawdzenie, jak wydajne jest jego źródło Jackowa Stopa. W lesie sporo śniegu, ale może jakoś nam się uda dotrzeć do niego. Na razie idziemy dobrze nam znaną leśną drogą, sprawdzamy, jak się miewa nasz stary znajomy dąb i wędrujemy dalej.
 
dąb nadal na posterunku
 
Po lewej stronie drogi w obniżeniu terenu zauważamy dużą altanę. Trzeba sprawdzić, cóż to za cudo. Podchodzimy. To nie altana, a luksusowy paśnik dla zwierząt. Taki z pięterkiem na zapasy siana. Nasz kolega, Andrzej, na widok paśnika mawiał, że to McDonald’s. Jeśli przyjąć jego nazewnictwo, to spotkany przez nas paśnik jest restauracją z trzema gwiazdkami. 
 
tu jest jakby luksusowo
 
a tu zwyczajnie
 
W pobliżu dużego paśnika płynie Krzyk. Całkiem ładnie się tu prezentuje.
 

Krzyk może i niezbyt duży, ale dzielnie sobie radzi

Wracamy do głównej drogi i przymierzamy się do poszukiwań Jackowej Stopy.
 
koledzy czekają na wytyczne
 
Mam zapisany w telefonie nasz ślad z ostatniej wyprawy w te okolice. No to ruszamy po własnych śladach. Jest różnie, ale da się przejść. Byle ostrożnie, bo droga kiedyś była szeroka, ale rozjeżdżona przez ciężki sprzęt ma wąski przesmyk między dwoma głębokimi śladami kół. Nietrudno się potknąć i wylądować na glebie.
 

tak to wygląda

W końcu docieramy do charakterystycznych kapliczek przy źródle. 
 
kapliczki - barwny akcent w zimowym lesie
 
Wiemy, że źródło jest w obniżeniu terenu. Schodzimy. I znów klapa. Jackowa Stopa nadal nie bije. Pod śniegiem i liśćmi ledwo odrobina wilgoci. Tyle naszego poświęcenia i znów na darmo… Pozostaje tylko pytanie, skąd wypływa Krzyk, skoro ma tyle wody, żeby zasilić zalew. Nie odpowiemy na nie, bo okolice podmokłe, ze świeżym śniegiem. Poszukiwań nie będzie.
 
Jackowa Stopa podczas przerwy zimowej w dostawie wody
 
Po dwukrotnym przejściu niełatwej drogi ruszamy na spotkanie z dobrymi leśnymi drogami. 
 
odwrót
 
I takie, rzecz jasna, są. Idziemy niespiesznie (pośpiech może być zdradliwy, bo pod śniegiem ślisko), znajdujemy polanę z miejscem śniadaniowym. Oczywiście, miejsce było, teraz leży przewrócone i zniszczone, a my zjadamy wałówkę przy ściętych pniach. Komu ten biedny stolik z ławką przeszkadzał? Kolejna zagadka wycieczkowa.
 
kapliczka w pobliżu miejsca postoju
 
I znów w drogę przez ośnieżony las.
 
taką drogą idziemy

takie zostawiamy na inną okazję

Docieramy do szosy, na którą musimy wejść, żeby dostać się do Osiedla Wrzosy, gdzie mamy zaplanowane jeszcze jedno spotkanie ze starym (trzystulatek) znajomym. 
 
kapliczka przy szosie do Zagnańska
 
To dąb Daniel. Pokazywałam go już ze dwa razy na blogu, ale ponieważ go lubię, to znów się pojawi. Co ciekawe, kiedy do niego podeszliśmy, wreszcie wyjrzało słońce. 
 
Daniel zdecydowanie większy niż jego najwięksi fani
 
Z tabliczki informacyjnej wiemy, że jest to dąb szypułkowy. Tak samo, jak słynny Bartek. I tu sobie wyobrażam, jak trzysta lat temu sprytna wiewiórka znalazła żołądź Bartka i postanowiła ją bezpiecznie ukryć na zimę daleko od rodzinnego dębu, zaniosła ją na skraj lasu, zakopała, zapomniała, gdzie to było i teraz mamy Daniela. To, oczywiście, moja fantazja. Nie bierzcie tego na poważnie. 
 
tu spojrzenie z innej strony
 
Po spotkaniu z Danielem pozostało nam tylko domknąć wycieczkową pętelkę i wrócić do domu, co też skwapliwie uczyniliśmy. 
 
mapka trasy
 
Zdjęcia – Edek i ja

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz