Gdzie prowadziliśmy nasze badania? Odpowiadam – na odcinku
rzeki między Gilowem a Górkami. Wędrowaliśmy pod prąd. A prąd nadzwyczaj rwący
się okazał.
Startujemy w pobliżu dawnego drewnianego młyna w Gilowie. Jedyny
jego ślad to murowana motorownia, której silnik napędzał młyn przy niskim
stanie wody. Teraz by nie musiał, bo poziom wody wysoki, a nurt rwący.
wzburzona rzeka przy młynie
Po krótkim postoju przy motorowni maszerujemy ku
pozostałości stawideł na granicy zalewu. Błoto utrudnia podejście, ale nikt na
to nie zważa.
Potem rundka brzegiem zalewu. Ale nie dookoła, bo jednak
ścieżka nieco zanika. Nad wodą przelatuje biała czapla. Szybka jest – trudno ją
złapać w obiektyw. Liczy się to, że jest i była widziana. Internetowa kariera modelki
zapewne jej nie interesuje.
Dalej niewielką ścieżką docieramy do solidnej leśnej drogi.
Trzeba przyznać – idziemy na pamięć (niestety, moją). Nawet mi się nie chce
wyciągnąć mapy z plecaka.
I bez jej pomocy znajdujemy schodki (mocno już
sfatygowane), po których schodzimy nad wodę. Kładka też jakoś nadgryziona zębem
czasu. Mnie jeszcze wytrzymała.
Pamięć podpowiada, że dalej należy iść prosto drogą i nie
skręcać w stronę rzeki. Ale rzeka kusi. Skutek łatwy do przewidzenia.
Wprowadziłam grupę w zakole bez wyjścia.
Z pomocą nawigacji udało mi się wykaraskać z opresji, choć
za plecami słyszałam głosy, że chyba wracamy do miejsca startu. Tak źle nie
było. Właściwa droga znaleziona i możemy wędrować dalej przez ładny sosnowy
las. Powietrze żywiczne, sama rozkosz.
I znów kolejne podejście do rzeki. Tym razem malownicze
zakręty, wysoki brzeg i konieczna ostrożność.
Najbardziej ostrożnie trzeba się było poruszać w miejscu,
gdzie dwa lata temu zapadłam się w dziurę w ziemi. Teraz rozumiem, dlaczego tak
się stało – brzeg jest tu wysoki, piaszczysty, porośnięty sosnami, których
korzenie skrywają dosyć głębokie jamy. Latem zarastają je wysokie trawy. Teraz, po stopnieniu zimowego śniegu jamy są doskonale widoczne. Podejście nad rzekę okazało się
tym razem bezpieczne.
Ostanie próby podejścia do Kamiennej miały miejsce w pobliżu
wsi. Dawniej były tu malownicze mostki, wąziutka rzeka przedzierała się
przez las. Teraz to królestwo bobrów, które zbudowały żeremie i tamy,
przegrodziły rzekę i utworzyły trudno dostępne rozlewiska z zalanymi
niegdysiejszymi mostkami.
Jak się okazuje, warto co jakiś czas wracać na znane tereny.
Nigdy nie pozostają takie, jak były.
Dotarliśmy na skraj wsi. Pora zawracać. Oczywiście nie tą samą
drogą. Toż to nie honor. Tyle dróg w okolicy, jest co wybrać.
Tym razem mój wybór padł na solidną drogę, którą prowadzi
czerwony (piekielny) szlak. Tu bez szaleństw. Po prostu idziemy.
Docieramy nad kolejną rzekę. To Kuźniczka.
I ona nabrała siły. Płynie rwąca i rozlewa się szeroko.
Opuszczamy szlak i kierujemy się do Gilowa.
We wsi próbujemy obejrzeć jeden z prywatnych stawów w
pobliżu rzeki. Jest solidnie grodzony. Dlatego trafia na blog sfotografowany
znad płotu.
No i to by było wszystko o wycieczce. Jeszcze tylko mały
suplement kulinarny – pierniczki upieczone przez Elę. Pyszne.
I teraz to już naprawdę koniec relacji.
Zdjęcia – Lena, Edek
i ja
Ciekawe meandry rzeki Kamiennej, bobry też swoją robotę odwalają,
OdpowiedzUsuńa złamane drzewo nad korytem utworzyło bramę przepływu.
Tak natura przygotowuje się do nadejścia wiosny.
Pozdrawiam Was - Wiesiek
My razem z naturą czekamy na wiosnę. Może już niedługo zagości na dłużej.
Cała grupa pozdrawia Cię serdecznie, Wiesiu.
Ania