Cóż,
zakaz kąpieli był.
A
do tego zimno. I wilgotno.
Ale
sam Balaton w porządku. Nie za duży, ładnie położony wśród lasu. Można go
obejść idąc północnym brzegiem. Południowy podmokły i grząski. No i dawne
eleganckie molo (czytaj pomost dla wędkarzy) zmurszało. Gdzieś w krzakach
walają się nędzne reszki słupków. Dowód na to, że było, w relacji z pierwszej
wizyty nad Balatonem (tu link). Z tym, że wtedy była tu ekipa w innym składzie,
teraz nowa grupa – jedynie kolega Ed był tu drugi raz, ale pozwolił nam na
wybranie własnej trasy.
Dotarliśmy
nad Balaton z przystanku Starachowice Wschodnie, a prowadzi do niego ulica
Polna, która stopniowo przechodzi w leśną drogę. I już mamy Balaton, czyli
zbiornik podobno przeciwpożarowy, ale raczej do czerpania wody helikopterem, bo
dojazd dla ciężkiego sprzętu może być utrudniony. Turysta pieszy poradzi sobie
bez problemu.
tu brzeg południowy
Po
obejściu „jeziora” pomaszerowaliśmy leśną drogą na południe z lekką tendencją
na południowy wschód. Doskonały wybór – droga sucha, pięknie wyprowadza na
szosę w okolicy Dziurowa.
kapliczka w lesie
Teraz
pora dotrzeć nad Kamienną. To akurat nie jest trudne. Warto tylko założyć coś
cieplejszego na grzbiet, bo wieje chłodny wiatr, a potem nawet jakby drobny
deszczyk zaczyna uprzykrzać nam wędrówkę. Nie zwracamy na niego uwagi.
rozlewisko Kamiennej
Idziemy
północnym brzegiem zalewu w Brodach. W stosownym momencie wchodzimy do lasu,
żeby odwiedzić Skały w Rudzie. Tym razem podchodzimy do nich od strony szosy (przy
tablicy informującej o atrakcjach okolicy). Ścieżka kiedyś pewnie była lepsza,
ale przedarliśmy się przez krzaki i możemy pochodzić wśród skał. Jedni wchodzą
na nie, inni przemykają dołem. Gdyby było odrobinę cieplej, to można błądzić tu
do woli, ale i taki mały rekonesans sprawia przyjemność. (Relacja z poprzedniej, zimowej, wycieczki w tym linku. Przy okazji mała refleksja - cztery wyprawy do tych samych skałek, a droga różna, nawet jeśli miejscami podobna. Można? Można!)
Skały w Rudzie
Wracamy
do szosy w okolicy mniejszych skałek, w miejscu, gdzie urządzono punkt
wypoczynkowy z boiskiem do siatkówki plażowej. No, to dopiero ekstrawagancja!
Teraz
to już tylko pozostaje dotrzeć do stacji w Brodach. Po drodze zahaczamy o
zaporę zalewu. Wypada pokazać naszym wycieczkowym nowicjuszom zabytkowy
przepust na tamie. Jest on dla mnie dowodem na to, że urządzenia techniczne
mogą być nie tylko praktyczne, ale też i piękne.
odrobina koloru nad zalewem
Na
zakończenie trasy uległam pokusie zajrzenia nad Kamienną. Mogę tylko powiedzieć, że to nie był dobry pomysł. Trudno przewidzieć, co się kryje pod liśćmi. Bardzo trudno. A wdepnąć łatwo.
na brzegu
Potem pociągiem do domu. I po wycieczce. Ta liczyła 13,6 kilometra.
Zdjęcia – Edek i ja
Malownicza i ciekawa trasa. Zwlaszcza ten przepust na zaporze! Bardzo moje klimaty. Stylistyka z początków XX wieku, ale już nieco neoklasycystyczna (ale jeszcze nie socrealizm).
OdpowiedzUsuńTen przepust jest dużo starszy, bo z roku 1841. Podobnie jak walcownia w Nietulisku, o której pisałam w ubiegłym roku, to budowle przemysłowe z oryginalną elegancją. Tamte ruiny ktoś niezorientowany mógłby wziąć za ruiny pałacu.
UsuńTo i wiele innych miejsc zawdzięczamy Staszicowi.
Wow!!! Czyli klasycystyczny bez neo!!!
UsuńA swoją drogą spodkaliście kiedyś dzieło inżynieryjne w stylu empire?! Ja nie, podobno są we Francji,ale ciut zadaleko na pieszą eskapadę ;)
W naszych okolicach raczej nic w tym stylu nie występuje. Nawet pałacu takiego nie spotkałam. Ale, przyznaję, znalezienie tego typu obiektu to spore wyzwanie.
UsuńWzdłuż Kamiennej ,piękna trasa i foty.
OdpowiedzUsuńDziękuję.
Usuń