Pierwszy raz trafiliśmy na figurkę tego świętego kilka lat
temu (tu link). Bardzo mi się spodobała i ostatnio zatęskniłam za nią. W
niedzielę wyruszyliśmy na trasę do Lutej, gdzie na skraju drogi czekał na nas
kamienny Jan Nepomucen.
Trasę rozpoczęliśmy w Szałasie. Oznacza to marsz asfaltową
szosą. Jak się później okazało, szosa to całkiem niezłe wyjście.
Droga, którą
szlak prowadzi przez las, trudna do przebycia – rozjeżdżone, szare błocko.
Mieszkańcy wsi Zamostki, do której dotarliśmy, nie posiadali
się ze zdumienia na nasz widok. Zaskoczyło ich to, że ktoś się przedarł przez tę
drogę. Może gdybym wcześniej wiedziała, co nas czeka, nie wybrałabym się na taką
trasę…
Z poprzedniej wycieczki w te okolice pamiętam dorodny dąb na
skraju wsi. Nadal ma się dobrze. Wiosną podejście do niego utrudnia grząska łąka,
ale nie muszę stawać z nim oko w oko – z daleka lepiej widać jego potężną postać.
No i wreszcie przed nami droga na północ, a przy niej
stareńka, drobna figurka świętego Jana Nepomucena.
Mimo upływu kilku lat od
poprzedniego spotkania, nie dowiedziałam się nic więcej o historii tej
kamiennej figury. Nadal sprawia wrażenie, że jest starsza niż postument, na
którym stoi (z datą 1674). Nepomucen wydaje się teraz oszpecony – to, rzecz
jasna, wina przelatujących nad nim ptaków (O, gdybyż tylko przelatywały…).
Najważniejszy cel wycieczki zrealizowany, ale nie chcemy
jeszcze wracać – dzień taki ciepły i słoneczny. Po dotarciu do szlaku
czerwonego skręcamy w prawo, maszerujemy przez wieś Luta Bugaj. Tu poszukujemy
dziewiętnastowiecznego kamiennego krzyża, ufundowanego w roku 1813 przez Jana i
Helenę Kozłowskich. Już raz na niego trafiliśmy podczas wycieczki (tu link),
ale teraz odnaleźć go trudno – pole, gdzie stoi coraz bardziej zarasta
drzewami. Wypatrzyła go Irena, ja chyba bym go nie zauważyła w gęstwinie. Za
jakiś miesiąc krzyż skryje się wśród liści brzózek i tyle go widzieli. Pewnie
dlatego, że stoi w oddaleniu od drogi, przy dawnym trakcie, jest teraz
zapomniany i zaniedbany. Skoda…
oto on - na stronie Końskie.org.pl znalazłam opowieść o tym, jakoby był to ślad guseł kłusowników, którzy przed laty w poniedziałek wielkanocny strzelali do figurek religijnych mając załadowany do fuzji komunikant z wielkanocnej Komunii; miało to przynieść im obfite łowy, no nie wiem... niestety link do tej opowieści jest aktualnie niedostępny
Podejmujemy jeszcze jedną próbę odszukania przydrożnej
ciekawostki. To zapowiadane przez mapę internetową źródło w Kucębowie Dolnym.
Pierwsza ścieżka, którą wybraliśmy, prowadzi wprawdzie brzegiem strumienia
wypływającego ze źródła, ale lądujemy w chaszczach.
Druga jest zdecydowanie
lepsza, ale samo źródło, do którego dotarliśmy ocembrowane, z wyglądu średnie.
Całkowitą klapą okazuje się pobliski staw – ten rzeczywiście niebrzydki, ale
ogrodzony płotem, kompletnie niedostępny.
Pora wracać do szosy w Szałasie. I to jest spora przeprawa.
Drogi zapowiadane przez nawigację rzeczywiście są. Niestety, nie zawsze są
łatwe do przebycia. Musimy omijać kałuże, strumyki, pozostałości po wyrębie i
sprawdzać, czy aby nie wracamy do Kucębowa. Zdjęć z trudnych miejsc nie ma ze zrozumiałych względów.
Moje najgorsze obawy się nie
sprawdziły – wykaraskaliśmy się z lasu tam, gdzie to było zaplanowane. Czyli
sytuacja jak w piosence –„nic, że droga wyboista, ważne, że kierunek słuszny”.
Na koniec chwila oddechu wycieczkowego – ładna alejka
brzozowa.
I po wycieczce.
Zdjęcia – Lena, Edek
i ja
Ciekawa wycieczka z Nepomucenem w tle...
OdpowiedzUsuńRzadko tam zaglądamy, to się wreszcie wybraliśmy. Kiedyś chadzało się droga obok kamiennego krzyża do Lutej na platformę widokową, a teraz platformy brak, to i my omijamy te okolice. Niesłusznie.
UsuńW sumie patrząc w mapy nie brałem pod uwagę trasy na zachód od Szałasu, a widzę, że błędnie. Inna sprawa, że planowana na wschód też nie doszła do skutku, bo czasu zabrakło. :D
OdpowiedzUsuńPamiętam, analizując mapy, że tam było coś namieszane z szlakami, względnie coś mi tam nie pasowało.
Co do szlaków w pobliżu Szałasu - wszystko zależy od tego, czy ma się nową, czy starą mapę. W tej okolicy prowadził niegdyś czerwony szlak, który był nieźle oznakowany, ale szedł jedynie leśnymi drogami, często wprowadzał w podmokłe miejsca. I ten widać na starych mapach.
UsuńZdaje mi się, że już na początku naszego wieku wprowadzono w użycie tak zwany szlak piekielny, który oznakowano również na czerwono. Jego przebieg pokrywa się częściowo ze starym czerwonym szlakiem, czasem z nim się krzyżuje. W rezultacie powstał bałagan i zlikwidowano oznakowanie dawnego czerwonego szlaku. Nowe mapy pokazują przebieg szlaku piekielnego. Tak jest w przypadku mapy Gór Świętokrzyskich, ale turysta nie zawsze kupuje najnowszą mapę, albo nowe wydanie powtarza stare oznakowanie i stąd bałagan. Ja sama dwa lata temu wpadłam w pułapkę obu szlaków w okolicy Maleńca.
A wystarczyło szlak piekielny zaznaczyć innym kolorem i nie było by kłopotów. Ale pomysłodawcy tego projektu byli głusi na głos rozsądku. Poza tym nowy szlak prowadzi często asfaltowymi drogami, bo tak jest łatwiej dla znakujących.