poniedziałek, 10 listopada 2025

Jesienna wycieczka do dworu w Śmiłowie

To miał być piękny słoneczny dzień, wyobrażałam sobie park dworski w promieniach słońca i złocie liści. Jadąc pociągiem zachwycałam się słonecznym porankiem. Aż tu nieoczekiwanie i zupełnie niezgodnie z prognozą pogody za Ostrowcem zrobiło się szaro, mgliście i pochmurno. Wysiadałam na stacyjce w Jakubowicach i ruszyłam w jesienną mgłę. 
 

Na szczęście nie wszystko się w niej skryło. Zatrzymałam się w miejscu, gdzie znajdował się folwark Onufrego Gombrowicza, dziadka pisarza. Nie zachowały się ani tutejsze stawy, ani sad, ani żadne zabudowania. Jedynie miejsce z tablicami upamiętniającymi historię rodziny. 
 


Do rodu Gombrowiczów jeszcze wrócę na tej wycieczce, ale wypada odnotować dwa miejsca związane z historią Jakubowic. Jedno znajduje się po prawej stronie szosy Sandomierz – Opatów. Niegdyś stała tam murowana szkoła wiejska, obecnie znajduje się tu biblioteka. W dawnej szkole w dniach 8 – 13 sierpnia 1914 roku znajdowała się Główna Kwatera 1. Pułku Piechoty Legionów, tu zamieszkał jego Komendant – Józef Piłsudski. O wydarzeniach tamtych dni informuje stosowana tablica. 
 

Inną tablicę spotkałam po lewej stronie drogi. Upamiętnia ona ofiary epidemii cholery, która nawiedziła Jakubowice w latach  1855 – 56. Przypuszczam, że w tej okolicy mógł się znajdować cmentarz choleryczny. 
 

Na wysokości wspomnianej tablicy opuszczam szosę i wkraczam na polne drogi. Mijam pola, z których zebrano kukurydzę, opustoszały sad z ostatnim jabłkiem i kompletnie niewidzialną dalszą perspektywę.   
 
Przyznam się - nie zostawiłam tego jabłka na zmarnowanie; pyszne było, chociaż bardzo zimne. 
  

Na rozstajach dróg przed wsią Binkowice zatrzymałam się przed kamiennym krzyżem. Jest on zapewne stary, ale niefachowa konserwacja polegająca na zamalowywaniu go kolejnymi warstwami farby skryła wszelkie informacje o jego przeszłości. 
 

To był pierwszy, ale nie ostatni tego typu kamienny obiekt, który wyłonił się z mgły tamtego dnia. Wszystkie mniej lub bardziej anonimowe. 
 
krzyż w Binkowicach
 
Przeszłam wśród prawie niewidocznych pół i dotarłam do Śmiłowa. 
 
pola Binkowic
 
Szpaler drzew doprowadził mnie do bramy parku otaczającego dwór. 
 

On zaś wyłonił się po chwili zza drzew. Miałam rację – jesienią dwór prezentuje się może nawet piękniej niż latem. Gdyby tylko słońce zechciało to podkreślić… 
 

We dworze jego właściciele urządzili Muzeum Wnętrz, które można zwiedzać po uprzednim umówieniu się (tu link do strony, gdzie znajdziecie wszystkie niezbędne informacje). Oprowadza właściciel dworu, pan Bogdan Szczerbowski. Z opowieści wyłania się historia dworu zbudowanego w drugiej połowie 18. wieku w stylu barokowym. Co ciekawe, mimo późniejszej przebudowy w stylu klasycystycznym zachowały się elementy najstarszej konstrukcji dworu. Warto je zauważyć.
 
oryginalne osiemnastowieczne mocowanie zawiasów solidnych drzwi
 
Przechodzę przez kolejne pomieszczenia dworu, odrestaurowanego przez nowych właścicieli po zniszczeniach z czasów państwowego  gospodarowania (czytaj „systematycznego niszczenia”) w czasach powojennych. Właściciele włożyli mnóstwo pracy w odnowienie i doprowadzenie do świetności zabytkowego obiektu. Oglądając kolejne pokoje mogę poczuć się jak przeniesiona w czasie, podziwiam elegancko urządzone: jadalnię, salon, sypialnię, bibliotekę, gabinet.
 
w bibliotece oryginalne angielskie szafy na książki 
 
Meble w stylu biedermeier, kilku Ludwików czy nawet barokowe wypełniają wnętrza, są bazą, na której gospodarze umieścili porcelanę, lampy naftowe, kałamarze, wazony i inne bibeloty. Na ścianach interesujące obrazy polskich malarzy (nawet współczesnych), na stolikach i w szafach – książki. 
 
niewielki pokoik z meblami w stylu Ludwika Filipa
 
Nie będę pokazywać wielu zdjęć. Wpadnijcie sami do muzeum, niech was zachwyci. 
 
tylko jedna ciekawostka - zaskakujący kałamarz
 
Po zakończeniu zwiedzania wnętrz wybrałam się na króciutki spacer po dworskim parku. Zeszłam po schodach nad parkowy staw, przespacerowałam się pomnikową alejką grabów i już musiałam wracać na trasę, bo naglił mnie czas odjazdu pociągu, a miałam jeszcze kilka miejsc w planie. 
 
 

Najpierw zatrzymałam się przy ustawionej na wzniesieniu figurze św. Jana Nepomucena. Biedny Nepomucen, bardzo zniszczony. 
 

Oddaliłam się w stronę Przybysławic. Moim celem był tamtejszy kościół pod wezwaniem Przemienienia Pańskiego, zbudowany w latach 40. XIX wieku staraniem córki dziedzica Śmiłowa Józefa Wiercińskiego – Katarzyny Baczyńskiej. Za radą jednej z mieszkanek Przybysławic podeszłam do kościoła dziwnymi schodkami za murem.
 
główna alejka
 
 
Potem udałam się na przybysławicki cmentarz. Po ośmiu latach od poprzedniej bytności (tu link do relacji) zauważyłam pewne zmiany – kaplica grobowa Baczyńskich wygląda na wyremontowaną, ale groby rodzinne Gombrowiczów sprawiają przykre wrażenie. To zapewne z powodu nadmiernego rozrośnięcia się zasadzonego na mogile jałowca, który zasłania tabliczkę z nazwiskiem Onufrego Gombrowicza, a tablica nagrobna Jana i Janusza Gombrowiczów jest prawie niewidoczna. Szkoda. 
 
neogotycka kaplica rodowa Baczyńskich 
 
nagrobek Cypriana Baczyńskiego i jego małżonki Katarzyny z Wiercińskich Baczyńskiej 
 
krzyż nagrobny Onufrego Gombrowicza
 
płyta nagrobna Jana i Janusza Gombrowiczów 
 
Zatrzymałam się przy mogiłach żołnierzy września 1939 roku i opuściłam cmentarz. 
 
 
Przy głównej drodze do Jakubowic zauważyłam interesującą kapliczkę słupową skrywającą figurę Maryi z Dzieciątkiem. 
 

Jej postument ma liczne znaki wyryte w kamieniu. Podobno są to ślady pozostawiane przez pielgrzymów, którzy odpoczywali przy takich kapliczkach czy krzyżach. 
 

Dalsza droga do stacji mogła przebiegać bezpiecznie, ale nudno chodnikiem przy głównej drodze. Nie bardzo mi się to podobało. Weszłam więc w pola i szłam polnymi dróżkami wśród zagonów kukurydzy. Tu jeszcze jej nie zebrano. 
 

Po przekroczeniu torów napotkałam dobrą drogę w kierunku stacji. 
 

Wszystko wskazywało na to, że bez problemu dotrę na miejsce. Cóż, wiecie, co jest wybrukowane dobrymi chęciami. Moje piekło zaczęło się, kiedy zrozumiałam, że droga prowadzi do dawnego wejścia na peron. Po przebudowie nie dostanę się na wysoki i zagrodzony płotkiem peron. 
 
dalej to już tylko problemy
 
Droga się skończyła, czas naglił, musiałam przedzierać się przez świeżo zaorane pole. Tak dotarłam do szosy, a potem zawróciłam na peron, na który wpadłam 2 minuty przed odjazdem pociągu. 
Trasa liczyła 13 kilometrów. Jeśli spuścić zasłonę niepamięci na ostatnie pół kilometra, była wygodna i nietrudna. Na przyszłość radzę wybrać nudną, ale solidną drogę i nie popełniać moich błędów. 
 

A tak w ogóle, to pokazane tu miejsca zasługują na dłuższy pobyt i dokładniejsze zwiedzanie latem.  
  
Zdjęcia mojego wyrobu

2 komentarze:

  1. Nam nie pozwolił focić wnętrza dworku mimo opłaty 2x20 zł...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obowiązuje zakaz fotografowania. Jest to w pełni zrozumiałe - muzeum jest przecież domem właścicieli. Chciałbyś, żeby ktoś obfotografowywał Twój domek i nie miałbyś wpływu na to, gdzie to pokaże? Mnie udzielono zgody. Wyjaśniłam, że zdjęcia znajdą się tylko na blogu.
      A co do opłaty - o pieniądzach nie dyskutuję. Każde muzeum ma wyznaczone opłaty za bilety oraz zasady obowiązujące przy fotografowaniu.

      Usuń