To
miał być piękny słoneczny dzień, wyobrażałam sobie park dworski w promieniach
słońca i złocie liści. Jadąc pociągiem zachwycałam się słonecznym porankiem. Aż
tu nieoczekiwanie i zupełnie niezgodnie z prognozą pogody za Ostrowcem zrobiło
się szaro, mgliście i pochmurno. Wysiadałam na stacyjce w Jakubowicach i
ruszyłam w jesienną mgłę.
Na szczęście nie wszystko się w niej skryło.
Zatrzymałam się w miejscu, gdzie znajdował się folwark Onufrego Gombrowicza,
dziadka pisarza. Nie zachowały się ani tutejsze stawy, ani sad, ani żadne
zabudowania. Jedynie miejsce z tablicami upamiętniającymi historię rodziny.
Do
rodu Gombrowiczów jeszcze wrócę na tej wycieczce, ale wypada odnotować dwa
miejsca związane z historią Jakubowic. Jedno znajduje się po prawej stronie
szosy Sandomierz – Opatów. Niegdyś stała tam murowana szkoła wiejska, obecnie
znajduje się tu biblioteka. W dawnej szkole w dniach 8 – 13 sierpnia 1914
roku znajdowała się Główna Kwatera 1. Pułku Piechoty Legionów, tu zamieszkał
jego Komendant – Józef Piłsudski. O wydarzeniach tamtych dni informuje
stosowana tablica.
Inną tablicę spotkałam po lewej stronie drogi. Upamiętnia
ona ofiary epidemii cholery, która nawiedziła Jakubowice w latach 1855 – 56. Przypuszczam, że w tej okolicy mógł
się znajdować cmentarz choleryczny.
Na wysokości wspomnianej tablicy opuszczam
szosę i wkraczam na polne drogi. Mijam pola, z których zebrano kukurydzę,
opustoszały sad z ostatnim jabłkiem i kompletnie niewidzialną dalszą
perspektywę.
Na rozstajach dróg przed
wsią Binkowice zatrzymałam się przed kamiennym krzyżem. Jest on zapewne stary,
ale niefachowa konserwacja polegająca na zamalowywaniu go kolejnymi warstwami
farby skryła wszelkie informacje o jego przeszłości.
To był pierwszy, ale nie
ostatni tego typu kamienny obiekt, który wyłonił się z mgły tamtego dnia.
Wszystkie mniej lub bardziej anonimowe.
Przeszłam wśród prawie niewidocznych
pół i dotarłam do Śmiłowa.
Szpaler drzew doprowadził mnie do bramy parku otaczającego
dwór.
On zaś wyłonił się po chwili zza drzew. Miałam rację – jesienią dwór
prezentuje się może nawet piękniej niż latem. Gdyby tylko słońce zechciało to
podkreślić…
We dworze jego właściciele urządzili Muzeum Wnętrz, które można
zwiedzać po uprzednim umówieniu się (tu link do strony, gdzie znajdziecie
wszystkie niezbędne informacje). Oprowadza właściciel dworu, pan Bogdan
Szczerbowski. Z opowieści wyłania się historia dworu zbudowanego w drugiej
połowie 18. wieku w stylu barokowym. Co ciekawe, mimo późniejszej przebudowy w
stylu klasycystycznym zachowały się elementy najstarszej konstrukcji dworu.
Warto je zauważyć.
Przechodzę przez kolejne pomieszczenia dworu,
odrestaurowanego przez nowych właścicieli po zniszczeniach z czasów
państwowego gospodarowania (czytaj
„systematycznego niszczenia”) w czasach powojennych. Właściciele włożyli
mnóstwo pracy w odnowienie i doprowadzenie do świetności zabytkowego obiektu. Oglądając kolejne pokoje mogę poczuć się jak przeniesiona w czasie,
podziwiam elegancko urządzone: jadalnię, salon, sypialnię, bibliotekę, gabinet.
Meble w stylu biedermeier, kilku Ludwików czy nawet barokowe wypełniają
wnętrza, są bazą, na której gospodarze umieścili porcelanę, lampy naftowe,
kałamarze, wazony i inne bibeloty. Na ścianach interesujące obrazy polskich
malarzy (nawet współczesnych), na stolikach i w szafach – książki.
Nie będę
pokazywać wielu zdjęć. Wpadnijcie sami do muzeum, niech was zachwyci.
Po
zakończeniu zwiedzania wnętrz wybrałam się na króciutki spacer po dworskim
parku. Zeszłam po schodach nad parkowy staw, przespacerowałam się pomnikową
alejką grabów i już musiałam wracać na trasę, bo naglił mnie czas odjazdu
pociągu, a miałam jeszcze kilka miejsc w planie.
Najpierw zatrzymałam się przy
ustawionej na wzniesieniu figurze św. Jana Nepomucena. Biedny Nepomucen, bardzo
zniszczony.
Oddaliłam się w stronę Przybysławic. Moim celem był tamtejszy
kościół pod wezwaniem Przemienienia Pańskiego, zbudowany w latach 40. XIX wieku
staraniem córki dziedzica Śmiłowa Józefa Wiercińskiego – Katarzyny Baczyńskiej.
Za radą jednej z mieszkanek Przybysławic podeszłam do kościoła dziwnymi
schodkami za murem.
Potem udałam się na przybysławicki cmentarz. Po
ośmiu latach od poprzedniej bytności (tu link do relacji) zauważyłam pewne zmiany – kaplica grobowa
Baczyńskich wygląda na wyremontowaną, ale groby rodzinne Gombrowiczów sprawiają
przykre wrażenie. To zapewne z powodu nadmiernego rozrośnięcia się zasadzonego
na mogile jałowca, który zasłania tabliczkę z nazwiskiem Onufrego Gombrowicza,
a tablica nagrobna Jana i Janusza Gombrowiczów jest prawie niewidoczna. Szkoda.
Zatrzymałam się przy mogiłach żołnierzy września 1939 roku i opuściłam
cmentarz.
Przy głównej drodze do Jakubowic
zauważyłam interesującą kapliczkę słupową skrywającą figurę Maryi z
Dzieciątkiem.
Jej postument ma liczne znaki wyryte w kamieniu. Podobno są to
ślady pozostawiane przez pielgrzymów, którzy odpoczywali przy takich
kapliczkach czy krzyżach.
Dalsza droga do stacji mogła przebiegać bezpiecznie,
ale nudno chodnikiem przy głównej drodze. Nie bardzo mi się to podobało. Weszłam
więc w pola i szłam polnymi dróżkami wśród zagonów kukurydzy. Tu jeszcze jej
nie zebrano.
Po przekroczeniu torów napotkałam dobrą drogę w kierunku stacji.
Wszystko wskazywało na to, że bez problemu dotrę na miejsce. Cóż, wiecie, co
jest wybrukowane dobrymi chęciami. Moje piekło zaczęło się, kiedy zrozumiałam,
że droga prowadzi do dawnego wejścia na peron. Po przebudowie nie dostanę się
na wysoki i zagrodzony płotkiem peron.
Droga się skończyła, czas naglił,
musiałam przedzierać się przez świeżo zaorane pole. Tak dotarłam do szosy, a
potem zawróciłam na peron, na który wpadłam 2 minuty przed odjazdem pociągu.
Trasa liczyła 13 kilometrów. Jeśli spuścić zasłonę niepamięci na ostatnie pół
kilometra, była wygodna i nietrudna. Na przyszłość radzę wybrać nudną, ale
solidną drogę i nie popełniać moich błędów.
A tak w ogóle, to pokazane tu
miejsca zasługują na dłuższy pobyt i dokładniejsze zwiedzanie latem.
Zdjęcia mojego wyrobu

Nam nie pozwolił focić wnętrza dworku mimo opłaty 2x20 zł...
OdpowiedzUsuńObowiązuje zakaz fotografowania. Jest to w pełni zrozumiałe - muzeum jest przecież domem właścicieli. Chciałbyś, żeby ktoś obfotografowywał Twój domek i nie miałbyś wpływu na to, gdzie to pokaże? Mnie udzielono zgody. Wyjaśniłam, że zdjęcia znajdą się tylko na blogu.
UsuńA co do opłaty - o pieniądzach nie dyskutuję. Każde muzeum ma wyznaczone opłaty za bilety oraz zasady obowiązujące przy fotografowaniu.