Zapowiadał się słoneczny i ciepły listopadowy dzień.
Postanowiłam więc wybrać się na mały spacer do Bliżyna. Rano słońce okazało się
większym śpiochem niż ja i nieco się spóźniło na spotkanie. Nic to. Wysiadłam z
busa przed kościołem pod wezwaniem św. Ludwika. Nie udało mi się dotrzeć tam
przed zakończeniem nabożeństwa, musiałam znów zadowolić się obejrzeniem neogotyckiej
świątyni z zewnątrz.
Potem pomaszerowałam dosyć ruchliwą ulicą Kościuszki w
stronę starego bliżyńskiego cmentarza. Tym razem zaplanowałam odwiedzenie
grobów powstańców styczniowych – księdza Wincentego Cyrańskiego, który walczył
w oddziałach Langiewicza, Antoniego
Komara – żołnierza Czachowskiego i Leona Zepa z oddziału Rudowskiego.
Jak bez trudu zauważyliście groby są zadbane, pamięta się o nich. Każdy ma dodaną stosowną tabliczkę z kodem QR, która zapewne kieruje do informacji o powstańcach. Ja odsyłam zainteresowanych do strony poświęconej wydarzeniom, które miały miejsce w Bliżynie i okolicach w czasie powstania - tu link.
Dodam
przy okazji, że na tyłach pałacyku Platerów znajduje się pamiątkowy kamień z
tablicą poświęconą zwycięskiej bitwie z Moskalami, którą 16 lipca 1864 stoczył
oddział pod wodzą Jana Szymona Rudowskiego.
Z cmentarza już niedaleko do
malutkiej bocznej uliczki noszącej imię powstańczego dowódcy. A tu spotykam ruiny
wieży ciśnień dziewiętnastowiecznej odlewni „Ludwików”.
Widzę, że od czasu
mojej poprzedniej wizyty (tu link do relacji), wieża wygląda lepiej –
uprzątnięto teren wokół niej, a i nad murami nie rosną już sosenki.
Słońce
świeci coraz śmielej – pora wybrać się nad zalew. Po drodze jednak skusiły mnie
okolice Kamiennej, która przedziera się przez las, aby dotrzeć do zalewu.
Wypatrzyłam całkiem przyzwoitą ścieżkę w las, a potem jeszcze ze dwie w
kierunku brzegu rzeki. Głupio było nie skorzystać...
Po wyjściu z lasu pozostał mi już tylko spacer nad
zalewem. Szłam jego północnym brzegiem. To idealne miejsce na spacery – wygodna
ścieżka, ławeczki, cisza.
Co jakiś czas można się zatrzymać, popatrzeć na wodę. Mimo wczesnej pory spotykałam też spacerowiczów, ale ich nie fotografowałam.
Tak dotarłam do mostu nad zalewem i przeszłam na południowy brzeg.
Ten ma inny
charakter – urządzono tu plażę, miejsce do kąpieli ogrodzone przyjemnym
pomostem (nic, tylko molo), plac zabaw, siłownię pod chmurką, nawet tężnię
solankową.
Tyle tam atrakcji, że z tego wszystkiego nawet i ja dostałam
małpiego rozumu, co się objawiło tym, że wlazłam na wieżyczkę ratownika, żeby spojrzeć na zalew z góry. Dobrze, że akurat nikt się nie topił, bo marny ze mnie ratownik - nie umiem pływać.
Skorzystałam też ze spaceru w lasku sosnowym zamienionym w park, nawdychałam się
świeżego powietrza i zjadłam kanapkę.
A potem podreptałam w stronę pałacyku
Platerów. Tu zaliczyłam lekką skuchę – chyba trafiłam na rozpoczęcie remontu
obiektu. Pałacyk częściowo zasłonięto płachtami, pod którymi trwają jakieś
prace budowlane. Przyjdzie jeszcze kiedyś zajrzeć do Bliżyna, żeby obejrzeć
odnowioną elewację.
Mój spacer zakończyłam na przystanku autobusowym w pobliżu
uroczego drewnianego kościołka św. Zofii.
W tej relacji nie zagłębiałam się w
szczegóły historyczne, żeby nie powtarzać tego, co pisałam przed trzema laty.
Zdjęcia mojego wyrobu
Zagospodarowano ścieżkami lasek ale jakoś tam ponuro... czegoś mi brakuje ?
OdpowiedzUsuń