czwartek, 11 grudnia 2025

Błoto i mgła na królewskim szlaku

Trudno – takie nam się warunki trafiły. Brnięcie przez rozjeżdżone koleiny zaczęliśmy na skraju wsi Siodła. Tam było najtrudniej. 
 

Głębiej w lesie droga stawała się nieco lepsza. A i mgła jakby mniej zauważalna. 
 
mnie ten buk przypomina dwie ręce sięgające dłońmi wgłąb ziemi
 
Zajęci omijaniem błota zeszliśmy nieco ze szlaku, co spowodowało chwilowe zgubienie ścieżki do Biskupiego Krzyża. Zupełnie się tym nie przejęłam. Uznałam, że zatrzymamy się przy nim w drodze powrotnej.
 
nie tędy droga
 
Odrobinę zamieszania próbowało wprowadzić nowe oznakowanie przecinające naszą drogę – na drzewach pojawiły się białe paski, które wyglądały jak podkład pod znakowanie szlaku. Nie skusiły nas, ale pozostają w pamięci na przyszłość – może kiedyś pojawi się informacja o nowym szlaku w tej okolicy. 
Odeszliśmy z naszej ścieżki, żeby skrócić dojście do źródła Silnicy. Nie powtarzajcie naszego błędu. Droga do źródła była rzeczywiście dobra, ale przeprawa przez rów, który ją zakończył, raczej nieprzyjemna. Lepiej trzymać się  szlaku.
 
w okolic źródła 
okazały świerk z nową kapliczką
 
Samo źródło nic się nie zmieniło przez ostatnie lata od naszego poprzedniego spotkania (tu link). Nadal jest skromne, ale wciąż daje wodę. 
 

Wypływa z niego wąski strumyczek, który po kilku metrach tworzy przyjemne rozlewisko. 
 
 
Dalszego biegu strumienia nie badaliśmy. Wróciliśmy na ścieżkę, która doprowadziła nas do szosy. 
 
 
Tu miła niespodzianka – na poboczu szosy zbudowano wygodną i bezpieczną ścieżkę rowerową, którą mogliśmy iść bez narażania się na zderzenia z przejeżdżającymi szosą samochodami. Jedna rzecz mnie zastanowiła – zauważyłam słupek z tabliczką kierującą do pomnikowego buka Tobiasz. Jak to – pomyślałam – ledwie 3 tygodnie temu byliśmy przy tym buku idąc inną drogą. Trzeba zlekceważyć ten słupek. Dotrzemy tam po swojemu. Tak też zrobiliśmy. Zatrzymaliśmy się na krótką chwilę przy pomniku pułku „Czwartaków” i pomaszerowali drogą ku pomnikom przyrody. 
 

Zachwycały nas i inne drzewa, bo las w tej okolicy obfituje w dorodne okazy buków i jodeł. 
 



Dziwnie szybko kolega Ed zawołał, że jest przy Tobiaszu. Coś tu się nie zgadzało – buk, rzeczywiście był, dorodny, owszem, z tabliczką pomnika przyrody też, ale nie rozdzielał się na dwa pnie. A przecież to była jego charakterystyczna cecha, którą zapamiętałam. 
 

Pełna sprzecznych myśli przeszłam dalej, a tam niespodzianka – kolejny pomnikowy buk. I to ten z rozdzielającym się pniem. 
 

Szybko dodaliśmy dwa do dwóch i mamy wnioski: 1) żaden ze spotkanych przez nas buków nie jest Tobiaszem, 2) nie znamy imion nowych nieznajomych, 3) spotkany wcześniej słupek rzeczywiście prowadzi do buka Tobiasz, 4) trzeba będzie zorganizować kolejną wycieczkę do niego, bo teraz już nam się nie chciało zawracać. 
Całe szczęście, że jodła Helena jest na swoim miejscu i mogliśmy ją pokazać kolegom. 
 

Sąsiadujące z nią źródełko nadal skryte wśród liści. W tej sytuacji zawróciliśmy dobrze znaną drogą ku szosie. 
 



Następnym zaplanowanym punktem trasy była kopalnia Sosnowica. No, była. Ale, żeby jakaś porywająca, to tym razem nie. Cała uroda jaskrawo czerwonych ścian kopalni skryła się w woalu mgły. Żeby zrobić jakiekolwiek zdjęcie, trzeba było podejść blisko do ścian wyrobiska. 
 


Po wyjściu z kopalni urządziliśmy postój śniadaniowy i skierowali się ku miejscu o nazwie Biskupi Krzyż. 
 

Kolega Ed tym razem wciąż się rozglądał po obrzeżach naszej ścieżki, aż w końcu wypatrzył intrygujące obniżenie terenu. Poszliśmy je sprawdzić i tak trafiliśmy na stary kamieniołom na zboczu Sosnowicy. 
 
wchodzimy do kamieniołomu
 
Jego ściany już prawie całkowicie zarosły, ale da się zauważyć jeszcze jedną mocno pozieleniała wychodnię piaskowca. 


I tak się okazało, że nawet na pozornie doskonale znanej trasie można czasem wypatrzyć coś nieoczekiwanie nowego i interesującego. 
 
 a teraz wychodzimy
 
Wróciliśmy na ścieżkę i bez problemu dotarliśmy do krzyża w miejscu, gdzie mieszkańcy Zagnańska błagali zagniewanego biskupa Trzebickiego o przebaczenie za niewłaściwe użycie jego funduszy na budowę kościoła. 
 

Z tego miejsca wróciliśmy na dobrze znaną błotnistą drogę i na skraju lasu w Siodłach zakończyliśmy naszą wycieczkę. 
 

Trasa liczyła 8 kilometrów. Gdyby nie błoto, byłaby świetna. Lepiej teraz się tam nie wybierać, a poczekać do lata, kiedy błoto obeschnie i wędrówka będzie dużo przyjemniejsza.   
 
Zdjęcia – Edek i ja

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz