poniedziałek, 15 grudnia 2025

Czego się nie robi dla widoku …

Jednego widoku. Z precyzyjnie wybranego miejsca. W dodatku dobrze znanego i wiązanego z licznymi wspomnieniami. I nie miejcie nadziei – nie spalę pointy, na ów widok musicie poczekać do właściwego momentu. Ostatecznie my też czekaliśmy. Nasze oczekiwanie rozciągało się w czasie i przestrzeni. 
Na spotkanie z widokiem wyruszyliśmy z Kunowa. Szliśmy niebieskim szlakiem na północny zachód. 
 

Nie można powiedzieć, żeby to była w jakikolwiek sposób nowa albo nieznana trasa. Chodziło się nią nierzadko. Ale i nie za często, bo asfaltówa to jest, co nie każdy lubi. 
 

Przy drodze spotykaliśmy kamienne krzyże i figurki (wiadomo – okolice Kunowa są znane z kamieniarstwa). 
 


Przechodziliśmy u podnóża Wzgórz Kunowskich, które są niezbyt wysokie, pokryte lasami liściastymi i poprzecinane licznymi wąwozami. Do jednego z nich nawet na kilka minut zajrzałam. 
 

 
Po prawej stronie mieliśmy widoki na pola Nietuliska Małego. 
 
śnieguliczki zamiast śniegu 
 
 
Podobno były plany zajrzenia do Nietuliska Dużego, ale jakoś nas mapa tak sprytnie skołowała, że rozpoczęliśmy mozolne wdrapywanie się  szlakiem przez Nietulisko Górne. 
 

Tam też spotkania ze starymi znajomymi – a to polne widoki, a to pomnikowa lipa. Dodatkową atrakcją był wiatr, który wiał tym mocniej, im wyżej się wspinaliśmy. 
 



Po spotkaniu z pomnikową lipą zeszliśmy ze szlaku w polne drogi (nareszcie!), gdzie najpierw stanęliśmy oko w oko ze starymi rosochatymi wierzbami, a potem przeszli w pola. 
 


Czekała na nas ładna droga na południe – wygodna, z jedną kałużą i widokami na okolicę.  
 





Tak dotarliśmy na skraj wsi Prawęcin. Jest to zaiste wiekowa i szacowna wieś lokowana na prawie niemieckim w roku 1340. Przez wieki wieś się rozrosła i podczas naszych wycieczek odwiedzamy różne jej części. Tym razem kolega Ed przywiódł nas na skraj drogi łączącej Prawęcin Dolny i Górny, abyśmy sobie przypomnieli jeden z ulubionych widoków na okolice tej drogi. To właśnie dla tego widoku tu przyszliśmy. 
 

W ostatnią niedzielę był może niezbyt spektakularny, bo pogoda zapewniła niewiele światła słonecznego, ale jakże miły się wydawał, kiedy udało nam się go podziwiać podczas schodzenia, a nie, jak zwykle to bywało, po męczącym podejściu. Skoro mowa o wspomnieniach, to zaprezentuję kilak zdjęć dla porównania zmian w ulubionym krajobrazie Edwarda. 
 


Dodam też, że i ja mam tu własne wspomnienie – kiedyś się zdarzyło, że po zakończeniu podejścia zorientowałam się, że na dole zgubiłam kurtkę – oj, bolesne to było, tak zejść i wejść drugi raz… 
 

Dalsza droga prowadziła już do Kunowa. Oczywiście była asfaltowa. Z widokami na okoliczne pola i opustoszałe sady. 
 

Na koniec przeszliśmy przyjemnym wąwozem, który wprowadził nas prosto do miasta. 



I po wycieczce. Liczyła 11 kilometrów. Trasa prosta, czysta – nawet się nam buty nie ubłociły – ale potwornie zabójcza dla kręgosłupa przez twarde asfaltowe podłoże. Zdecydowanie polecam na rower.  
 
mapka trasy (miejsce z widokiem to kropka poniżej zaznaczonej tu linii wysokiego napięcia) 
 
Zdjęcia – Edek i ja

2 komentarze:

  1. Te kapliczki, jak z pierwszego zdjęcia, są u Was niesamowite, miałem ochotę przy każdej zatrzymywać się samochodem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wszystko dlatego, że w naszym województwie znajdują się złoża piaskowca. Te w okolicy Kunowa są jedne z ciekawszych. Ich obecność powodowała zapotrzebowanie na rzemieślników, którzy wykonywali z nich krzyże czy figury świętych. Kunowscy rzemieślnicy byli artystami o wysokim kunszcie i dlatego tyle tu pięknych kamiennych kapliczek.
      Nie wiem, czy byłeś na Ponidziu. Tam jest jeszcze ciekawiej pod tym względem. Spotykaliśmy tam kapliczki wybitnej urody. Szczególnie piękne są barokowe figury wśród pól Młodzaw Małych.

      Usuń