poniedziałek, 8 grudnia 2025

Na ścieżce dydaktycznej w okolicy Przysuchy

To właśnie tę wycieczkę planowałam na ubiegły tydzień. Tym razem pogoda nie była rewelacyjna, ale mimo to sprzyjająca wędrówce. Wybraliśmy się więc w dobrze znane rejony. Nasz niedzielny spacerek zaczęliśmy od parkingu na początku ścieżki dydaktycznej Rawicz. 
 
dąb przy parkingu
 
To już nasze trzecie spotkanie z tą trasą, więc co i rusz wspominaliśmy poprzednie wycieczki w tej okolicy (tu link do relacji z wycieczki przed 3 laty). 
 
 
Tym razem szczególnie rzucały nam się w oczy dorodne buki i dęby na skraju ścieżki. 
 



Na rozstajach dróg wybrałam przejście inną trasą niż ostatnio – zamiast iść prosto, poszliśmy bardzo ładną, nieco okrężną dróżką. Potem zaś i tak zawróciliśmy nieco do zlekceważonej drogi, żeby sprawdzić, jak się prezentuje położony przy niej niewielki staw.
 
  
On już nawet nie jest niewielki, a zdecydowanie mały – stanowi jedną trzecią dawnego akwenu. 
 


Przez chaszcze porastające jego dawne dno przeciska się niewielki strumyk, na którym powstał staw. 
 

Powróciwszy na trasę przeszliśmy u podnóża Grodzkiej Góry. Tym razem jednak nikt nie miał ochoty wspinać się na nią i poszukiwać pozostałości widzianego przez nas 3 lata temu grodziska. 
 
zamiast góry boczniak ostrygowaty na pniu brzozy
 
Zatrzymaliśmy się przy pomniku przed niegdysiejszą gajówką Rawicz, w której w czasie wojny kwaterowali partyzanci z oddziału AK. 
 

10 kwietnia 1943 z rąk Niemców zginęło 12 partyzantów, a gajówkę okupanci spalili. Te tragiczne wydarzenia przypomina tablica na pomniku. 
 

Dalszy odcinek ścieżki obfituje w pomnikowe drzewa. Są to dorodna sosna i dwa dęby szypułkowe. 
 


Ich obecność wskazuje na rychły koniec ścieżki dydaktycznej. Pozostało nam jeszcze tylko spotkanie z okazałymi dołami rudnymi. Ich działanie wyjaśnia tablica informacyjna w pobliżu. 
 
może to się wydawać paradoksem, ale tego typu pagórki, jak ten po lewej, skrywają wewnątrz doły rudne
 
I już można zawracać na punkt startu. My jednak mamy inne plany. Przechodzimy na drogę w kierunku szlaku rowerowego, przy której spotykamy samotną mogiłę żołnierską z września 1939 roku. Trudno określić, ilu żołnierzy tam pochowano – tabliczka wspomina jednego, liczba krzyży świadczy o kilku. 
 

Po krótkim postoju przy mogiłce podziwiamy ładną wychodnię piaskowca po przeciwległej stronie drogi. 
 


Teraz już pora zbliżać się do pozostałości kopalni glinki ceramicznej „Zapniów”, która zaprzestała wydobycia jakieś 15 lat temu. Jej teren zarasta coraz bardziej – teraz już nie udało nam się przedrzeć przez chaszcze nad staw, który oglądaliśmy 3 lata temu. Przekonaliśmy się tylko o wysokiej jakości wydobywanej tu gliny – jest bielutka i fantastycznie oblepia buty. 
 
nie ma górników, to i ich patronka, święta Barbara, gdzieś zniknęła 
 
Zajrzeliśmy do szybu kopalni, choć i do niego dostęp trudniejszy niż dawniej. 
 

Cały teren kopalni zarasta stopniowo i nieubłaganie. 
 


My zaś maszerujemy na zachód szlakiem rowerowym, a potem wraz z nim skręcamy na północ. 
 
rów odgradzający teren kopalni
 
krótki p4rzebłysk słońca na szlaku
 
To najgorszy odcinek trasy – asfaltowa szosa, monotonia i nuda. 
 

drzewa przy drodze
 
Zaskoczeniem było spotkanie wielu aut zaparkowanych na poboczu w pobliżu popularnych „Skałek”, do których zmierzaliśmy.  
 

Okazało się, że odbywał się tam V Przysuski Bieg Mikołajkowy „Na maxa biegamy dla Maxa”, połączony ze zbiórką funduszy na leczenie chorego chłopca. Trasa biegu liczyła 5 kilometrów. Niektórzy biegacze byli jeszcze na trasie, inni właśnie wbiegali na metę. 
 

Przed skałkami ustawiono stare, czarne motocykle z koszami. Właściciele pozwalali je fotografować – zdaje się, że były jedną  z atrakcji imprezy. 
 


W drodze na parking spotkaliśmy jeszcze jedną atrakcyjną grupę uczestników rajdu – jeźdźców ze Stowarzyszenia Hubalczycy Rawicz 43, którzy zmierzali w stronę skałek. 
 


Tak to wyszliśmy na zwykłą wycieczkę, a trafiliśmy na nieoczekiwane spotkanie z historią. Nie mogę każdemu obiecać tej ostatniej atrakcji, ale trasę szczerze polecam – jest łatwa, bardzo przyjemna i możliwa do przejścia nawet z dziećmi lub do przejechania rowerem. Nasz wariant liczył 13,5 kilometra. Jeśli kto nie przepada za chodzeniem po asfalcie, można wrócić ścieżką dydaktyczną. 
 

Zdjęcia – Edek i ja

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz