czwartek, 7 października 2021

Szur w szuwary i hajda w przeszłość!

Tytułowe szuwary spotkaliśmy w Orońsku, gdzie wybraliśmy się na spacer po ścieżkach i groblach tamtejszego gospodarstwa rybackiego. 
 
 
Niestety trafiło nam się niezbyt miłe towarzystwo w postaci silnego i raczej zimnego wiatru. Na szczęście szuwary trochę od niego chroniły. Ale same uginały się pod naporem zimnego powietrza. 
 


No i woda cały czas się marszczyła w miejscach najbardziej wietrznych.
 

Byliśmy tam rano, słońce jeszcze lekko zaspane słabo świeciło. Cały świat był spowity błękitem wczesnego jesiennego poranka. 
 

Niektóre stawy są bardziej zarośnięte szuwarami, inne mniej. Czasem obserwowaliśmy wąskie strumienie wody. Może to one zasilają stawy w wodę z pobliskiej Oronki. 
 
 
W niektórych miejscach słychać było głośny szum wody w przelewach, czasem pokonywaliśmy mostki, a czasem zatrzymywali się na pomostach dla wędkarzy, żeby z nich zrobić zdjęcie. 
 

Nie obeszliśmy wszystkich stawów – to za dużo ich nawet jak na nasze możliwości. 
Na jednym z nich zadomowiło się ptactwo wodne – łabędzie i łyski. Pływały dosyć daleko od nas, wcale nie zbliżały się na typowe ptasie żebractwo. Widocznie mają tam wystarczająco pokarmu. Zaciekawiły nas łabędzie. Para dorosłych pływała przy odległym brzegu, a czwórka młodych zgodnie penetrowała zupełnie inne rejony stawu. Widocznie to ich egzamin z dorosłości.
 
ptactwo w oddali
 
i w zbliżeniu
 
Koledzy przyjrzeli się i roślinom porastającym brzegi.  

kolczurka klapowana

sadziec konopiasty

Zajrzałam jeszcze raz nad stawy – nieco później. Wiatr nie ustał, tylko słońce mocniej świeciło. Tak wyglądały. 
 

Jestem winna dodatkowe wyjaśnienie. Po terenie gospodarstwa nie można sobie tak po prostu spacerować. Należy wcześniej uzyskać zgodę właścicieli, którzy zapraszają i na spacer i na wędkowanie. Najłatwiej skontaktować się z nimi na stronie gospodarstwa (tu link).
 

To był mój plan na wycieczkę. Część historyczną zaproponował Janek.
Pojechaliśmy do Kowali, gdzie krótki spacer przeniósł nas do historii tej miejscowości.
Najpierw średniowieczne dzieje, czyli wędrówka po terenie grodziska stożkowatego. Pozostałości grodu, który, jak zbadali archeolodzy, funkcjonował od przełomu 13 i 14 wieku aż do wieku 16, to naprawdę spora gratka. W dodatku dobrze widoczna w postaci niewielkiego pagórka w kształcie ściętego stożka. 
 
 
Poza tym bez problemu można się dopatrzyć fosy otaczającej grodzisko. Nie trzeba nawet dużo wyobraźni. 
 


Teren porasta las. Bardzo to przyjemne miejsce. 
 


Od grodziska prowadzi dróżka leśna, którą docieramy do mogiły powstańców 1863 roku. To także miejsce upamiętnienia zwycięskiej bitwy powstańców pod dowództwem Teodora Cieszkowskiego i Władysława Eminowicza stoczonej w sierpniu 1863 roku.
Dawniej znajdował się tu pomnik z krzyżem, a obok mogiła. W późniejszym czasie teren mogiły zrównano z ziemią, a całość otoczono dużymi głazami. U stóp pomnika ustawione są niewielki tabliczki z czarnego granitu – każda z jednym wyrazem i oznaczeniem roku. Ustawiane są prawdopodobnie w rocznicę bitwy i utworzą kiedyś pełne zdanie, które na razie jeszcze jest niedokończone.   
 



Ślady historii okolicy to też stare nagrobki na cmentarzu przykościelnym. Najbardziej zainteresowały nas te z dziewiętnastego wieku. A i sam kościół jest interesujący. Niestety – nie udało nam się wejść do środka ani zrobić mu porządnego zdjęcia. 
 



nagrobki okolicznych ziemian i księży tutejszej parafii

Na zakończenie jeszcze jedna ciekawostka – niewielki pomnik poświęcony pamięci przedwojennych pilotów – Żwirki i Wigury. Powstał on w roku 1932, a polne kamienie na budowę postumentu znosili uczniowie tutejszej szkoły z całej okolicy. 
 
pomnik na skwerze w centrum Kowali
 
Taka to była nasza wycieczka. O jeszcze jednej jej części opowiem następnym razem.
 
Zdjęcia – Edek, Janek i ja

2 komentarze: