Lubimy wędrować przez starachowickie lasy. Często tam
bywamy. Mamy swoje ulubione miejsca i drogi. A do Połągwi i tutejszych lasów
jakoś jeszcze się nie wybraliśmy. To chyba na zasadzie, że przyjemność jest tym
większa, im dłużej ją odkładamy.
I wreszcie w ładny słoneczny i lekko mroźny czwartek
skołowani przez nawigację, która nas pociągnęła na okrężne drogi, docieramy do
leśniczówki Połągiew.
Wita nas pan leśniczy, Krzysztof Gębura. Razem z nim
oglądamy niewielki pomniczek poświęcony potyczce stoczonej 6 października 1939
roku przez oddział majora Hubala z Niemcami. Pan leśniczy ciekawie opowiada o
samej bitwie i jej kulisach (wypytujemy o kobietę, która doniosła Niemcom o pobycie
wojska polskiego i przy okazji poznajemy lepiej historię tartaku w Stawie Kunowskim,
którego komin wiele razy widzieliśmy. To jego właścicielka, niemiecka wdowa,
okazała się donosicielką.).
Przed nami trasa, którą zaplanowałam po lesie leśnictwa
Połągiew. Ludzie, jakie tam drogi! Szło się przyjemnie, bez kałuż, pod stopami
miękko. Sama radość.
Za Borem Kunowskim zauważamy w oddali coś w rodzaju
zbiornika wodnego. Wystarczy podejść bliżej i już wszystko jasne – to nie żaden
zbiornik, a lekko zmarznięte rozlewisko w obniżeniu terenu. Zrobi się cieplej i
woda wyparuje.
Docieramy do zabudowań wioski Kitowiny i kierujemy się do
lasu. Tym razem ścieli się przed nami utwardzona droga. A przez nią przemykają
czasem w oddali sarny.
Mamy jednak inne sprawy na głowie niż obserwacja zwierzyny –
chcemy wypatrzyć głaz narzutowy, który gdzieś tam wśród drzew się przed nami
ukrywa. Zauważył go Edek. Głaz jest bardzo blisko drogi, ale młode sosenki
szczelnie go otulają i nie rzuca się w oczy. Tak czy inaczej, został
wytropiony, dokładnie obejrzany i sfotografowany.
Mapy internetowe pokazują, że trochę dalej w lesie znajduje
się źródełko. I jego poszukamy. Trzeba oddalić się od głównej drogi. Wchodzimy
w ładną leśną dróżkę. Na rozstajach trzeba wybrać kolejną – i tę też dobrze wybrałam.
Bez problemu docieramy do wąwozu, na którego dnie płynie
niewielki strumyczek. No i jest poszukiwane przez nas źródło. Mam i ja swój
sukces – sama je wypatrzyłam.
Woda źródlana ma stałą temperaturę niezależnie od pory roku
i wydaje się smaczna – koledzy próbowali i byli zadowoleni.
Do źródła dotarł też i pan leśniczy. Był trochę później niż
my, dzięki czemu sami mogliśmy się wykazać duchem odkrywców. Ale dalszą drogę
zaproponował nasz gospodarz – pójdziemy przez ładny jodłowy las.
Najpierw zatrzymujemy się nad niewielkim stawem, gdzie
dawniej urzędowały bobry, ale z jakiegoś powodu go opuściły.
Dalej wędrujemy w leśnym cieniu, słońce przedziera się przez
gałęzie, zauważamy dorodny dąb (pan leśniczy opowiada, że ma 230 lat –
niestety, ma też pecha do zdjęć, ani jedno z jego udziałem się nie udało).
Niewielki wąwóz prowadzi w obniżenie terenu, a tam kolejne
niespodzianki.
Po lewej stronie rozpościera się uroczysko bagienne i
rozległy staw. Jego historia sięga czasów 2 wojny światowej, aż się wierzyć nie
chce, że założyli go okupanci.
Za groblą spotykamy ogrodzone siatką dwa zbiorniki przeciwpożarowe,
które powstały już w czasach powojennych. Są mniejsze i bardziej
„cywilizowane”. Ale też przyjemne dla oka.
Na zakończenie spaceru pan leśniczy ma dla nas prawdziwą
niespodziankę – stajemy oko w oko z wiekowym wiązem. To król okolicznych drzew, jak sądzę. Jest bez wątpienia nieco
szczuplejszy niż wiąz w Mircu, ale urodą wcale mu nie ustępuje.
Kolega Ed nie chce jeszcze rozstawać się z Połągwią i
namawia nas do zajrzenia w okolice tutejszej piaskowni. Oglądamy ją zwykle z
okien pociągu, a teraz mamy okazję na własne oczy zobaczyć, jak wydobycie
piasku zmienia krajobraz. Gdyby nie widok na kościół w Krynkach w oddali, to
można by pomyśleć, że wylądowaliśmy na Księżycu.
Opuszczamy Połągiew, ale nasza wycieczka jeszcze się nie
kończy. Ciąg dalszy relacji w kolejnym wpisie. Oj, będzie inaczej…
Zdjęcia – Edek i ja
Piękne tereny i foty też... a skorzystanie z leśnika super sprawa.
OdpowiedzUsuńMało, że super. Pan leśniczy z takim zamiłowaniem mówi o lesie, zna tam każdy zakątek. Ten jego serdeczny stosunek do lasu i nam się udzielił.
UsuńReportaż przypomina mi piosenkę p.t. "Cicha Woda".
OdpowiedzUsuńPłynął strumyk przez zielony las.
A przy drodze leżał stukilowy głaz.
Może waży więcej, ale głaz.
Pozdrawiam - Wiesiek
O ile dobrze pamiętam tę piosenkę, to nasz głaz ma szczęście, że nie płynie przy nim żaden strumyk. Pewnie by go już nie było. ;)
Ania