piątek, 24 lutego 2023

Połągiew – leśna perełka

Lubimy wędrować przez starachowickie lasy. Często tam bywamy. Mamy swoje ulubione miejsca i drogi. A do Połągwi i tutejszych lasów jakoś jeszcze się nie wybraliśmy. To chyba na zasadzie, że przyjemność jest tym większa, im dłużej ją odkładamy.
I wreszcie w ładny słoneczny i lekko mroźny czwartek skołowani przez nawigację, która nas pociągnęła na okrężne drogi, docieramy do leśniczówki Połągiew. 
 
zbudowana w latach 30. ubiegłego wieku leśniczówka
 
Wita nas pan leśniczy, Krzysztof Gębura. Razem z nim oglądamy niewielki pomniczek poświęcony potyczce stoczonej 6 października 1939 roku przez oddział majora Hubala z Niemcami. Pan leśniczy ciekawie opowiada o samej bitwie i jej kulisach (wypytujemy o kobietę, która doniosła Niemcom o pobycie wojska polskiego i przy okazji poznajemy lepiej historię tartaku w Stawie Kunowskim, którego komin wiele razy widzieliśmy. To jego właścicielka, niemiecka wdowa, okazała się donosicielką.).
 
pomnik w Połągwi
 
mała pogadanka
 

Przed nami trasa, którą zaplanowałam po lesie leśnictwa Połągiew. Ludzie, jakie tam drogi! Szło się przyjemnie, bez kałuż, pod stopami miękko. Sama radość. 
 

wesoło na trasie
 
Za Borem Kunowskim zauważamy w oddali coś w rodzaju zbiornika wodnego. Wystarczy podejść bliżej i już wszystko jasne – to nie żaden zbiornik, a lekko zmarznięte rozlewisko w obniżeniu terenu. Zrobi się cieplej i woda wyparuje.
 
kolejna świetna droga
 

mokradło przy drodze
 
Docieramy do zabudowań wioski Kitowiny i kierujemy się do lasu. Tym razem ścieli się przed nami utwardzona droga. A przez nią przemykają czasem w oddali sarny. 
 
po prawej Kitowiny
 
tu już droga chyba lekko przedobrzyła 😉
 

Mamy jednak inne sprawy na głowie niż obserwacja zwierzyny – chcemy wypatrzyć głaz narzutowy, który gdzieś tam wśród drzew się przed nami ukrywa. Zauważył go Edek. Głaz jest bardzo blisko drogi, ale młode sosenki szczelnie go otulają i nie rzuca się w oczy. Tak czy inaczej, został wytropiony, dokładnie obejrzany i sfotografowany.
 

każdy chciał być sztafażem obok takiego przystojnego obiektu
 
w niektóre szczeliny już się wdziera roślinność
 

Mapy internetowe pokazują, że trochę dalej w lesie znajduje się źródełko. I jego poszukamy. Trzeba oddalić się od głównej drogi. Wchodzimy w ładną leśną dróżkę. Na rozstajach trzeba wybrać kolejną – i tę też dobrze wybrałam. 
 
znów porządna droga
 
Bez problemu docieramy do wąwozu, na którego dnie płynie niewielki strumyczek. No i jest poszukiwane przez nas źródło. Mam i ja swój sukces – sama je wypatrzyłam.
 
strumyk szemrze z wolna 
 
a oto i jego źródło (obudowane, żeby uchronić je przed niszczeniem)
 

Woda źródlana ma stałą temperaturę niezależnie od pory roku i wydaje się smaczna – koledzy próbowali i byli zadowoleni. 
 
 
Do źródła dotarł też i pan leśniczy. Był trochę później niż my, dzięki czemu sami mogliśmy się wykazać duchem odkrywców. Ale dalszą drogę zaproponował nasz gospodarz – pójdziemy przez ładny jodłowy las.
Najpierw zatrzymujemy się nad niewielkim stawem, gdzie dawniej urzędowały bobry, ale z jakiegoś powodu go opuściły. 
 
staw - serce lasu
 
ze śladami działalności bobrów
 

Dalej wędrujemy w leśnym cieniu, słońce przedziera się przez gałęzie, zauważamy dorodny dąb (pan leśniczy opowiada, że ma 230 lat – niestety, ma też pecha do zdjęć, ani jedno z jego udziałem się nie udało).
 

w jodłowym lesie (żadne zdjęcie nie odda świeżości powietrza, którym się tam oddycha)
 
Niewielki wąwóz prowadzi w obniżenie terenu, a tam kolejne niespodzianki. 
 
odrobina błota pod stopami
 
Po lewej stronie rozpościera się uroczysko bagienne i rozległy staw. Jego historia sięga czasów 2 wojny światowej, aż się wierzyć nie chce, że założyli go okupanci.
 
efektowne mokradła
 
i staw
 
Za groblą spotykamy ogrodzone siatką dwa zbiorniki przeciwpożarowe, które powstały już w czasach powojennych. Są mniejsze i bardziej „cywilizowane”. Ale też przyjemne dla oka. 
 
zbiornik sfotografowany przez siatkę
 
Na zakończenie spaceru pan leśniczy ma dla nas prawdziwą niespodziankę – stajemy oko w oko z wiekowym wiązem. To król okolicznych drzew, jak sądzę. Jest bez wątpienia nieco szczuplejszy niż wiąz w Mircu, ale urodą wcale mu nie ustępuje.
 
okazały wiąz (niestety, ma u podstawy sporą dziuplę na wylot, ale i tak się mocno trzyma)
 
Kolega Ed nie chce jeszcze rozstawać się z Połągwią i namawia nas do zajrzenia w okolice tutejszej piaskowni. Oglądamy ją zwykle z okien pociągu, a teraz mamy okazję na własne oczy zobaczyć, jak wydobycie piasku zmienia krajobraz. Gdyby nie widok na kościół w Krynkach w oddali, to można by pomyśleć, że wylądowaliśmy na Księżycu. 
 


piaskownia w Połągwi

Opuszczamy Połągiew, ale nasza wycieczka jeszcze się nie kończy. Ciąg dalszy relacji w kolejnym wpisie. Oj, będzie inaczej… 
 
mapka naszej trasy
 
Zdjęcia – Edek i ja

3 komentarze:

  1. Piękne tereny i foty też... a skorzystanie z leśnika super sprawa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mało, że super. Pan leśniczy z takim zamiłowaniem mówi o lesie, zna tam każdy zakątek. Ten jego serdeczny stosunek do lasu i nam się udzielił.

      Usuń
  2. Reportaż przypomina mi piosenkę p.t. "Cicha Woda".
    Płynął strumyk przez zielony las.
    A przy drodze leżał stukilowy głaz.
    Może waży więcej, ale głaz.

    Pozdrawiam - Wiesiek

    O ile dobrze pamiętam tę piosenkę, to nasz głaz ma szczęście, że nie płynie przy nim żaden strumyk. Pewnie by go już nie było. ;)
    Ania

    OdpowiedzUsuń