Dawno już w tej okolicy nie wędrowaliśmy. A zimą to już
wcale. Drogi tam przyjemne. Las ładny. Można trafić na ślady historii okolic.
No to wyruszamy.
na horyzoncie w szarej mgle góra Małyszyńska (246 m n.p.m. - zdobyta przez nas prawie trzy lata temu!)
Kolega Ed zarządza start w Małyszynie Starym. Po krótkim
spacerku przez wieś grupa dociera nad stawy rybne. Jak się nietrudno domyślić,
stawy zamarznięte, zasypane śniegiem. Ryby zażywają spokoju pod lodem. O ile w
ogóle tam są.
Dalsza droga prowadzi na południowy zachód w kierunku Lipia.
Tu pod śniegiem czają się kałuże, ale wszyscy sprytnie je ominęli.
Mapa wskazuje miejsce, gdzie w dziewiętnastym wieku
znajdował się cmentarz powstały „w czasie klęski wydarzonej w roku 1831”*.
Nietrudno się domyślić, że może tu chodzić o epidemię, zapewne cholery. Śladem
po tym cmentarzu jest jedyny zachowany nagrobek - pomnik. Koledzy zatrzymali się przy
nim i z dużym trudem próbowali odczytać prawie niewidoczny napis. Mam zdjęcie
napisu wykonane 7 lat temu. Oto jego fragment: „Tu spoczywają zwłoki ś.p
Wiktoryi z Górskich Kurkowej która w roku 54 życia przeniosła się do wieczności
wraz z wnukiem”* (pisownia i interpunkcja oryginalne, chociaż rączka
świerzbiła, żeby błędy poprawić). O epidemicznym charakterze pochówku dodatkowo
świadczy data wystawienia pomnika kilka lat po śmierci pani Wiktorii, „dla
której mąż troskliwy postawił ten pomnik d. 4 Maja 1840 r Michał Kurek”*.
Zastanawiający jest szczególnie nagłówek napisu z liczbą 916. Nie mam pojęcia,
co by ona miała oznaczać.
Tuż przed Lipiem koledzy przechodzą na prowadzącą wśród
dorodnych dębów czerwonych drogę czerwonego szlaku rowerowego.
Przy tej drodze spotykamy kolejne miejsce związane z inną
epidemią cholery. Tu chowano mieszkańców Lipia zmarłych na tę chorobę w roku
1849. Ślad po oddalonym od wsi cmentarzu stanowi kolumna z latarnią umarłych.
Taka latarnia ostrzegała przechodniów przed niebezpieczeństwem zakażenia.
Dalej trasa prowadzi leśnymi drogami do szlaku niebieskiego
rowerowego i nim na północ aż do Ostrożanki. Drogę przecinają liczne strumyki.
Może któryś z nich to nawet sam Małyszyniec. Który? Nie wiem.
Na skraju Ostrożanki grupa przenosi się na drogę prowadzącą
skrajem lasu. Na mapie jest ona zaznaczona takimi kreseczkami, że można się
spodziewać problemów, które mogą się na niej pojawić zimą. A tu niespodzianka –
ona okazała się najlepszą i najładniejszą drogą całej trasy.
Nawet najprzyjemniejszy spacer musi się kiedyś skończyć.
Pora wracać do domu. I po wycieczce.
PS Jeśli kogoś interesuje wygląd opisanych tu miejsc przed
laty, zapraszam do lektury wpisu z roku 2016 – tu link.
Zdjęcia – Zosia, Edek
i Janek
*wszystkie cytaty z
nagrobka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz