Mój wewnętrzny inżynier Mamoń bardzo lubi te dobrze znane okolice.
Tu najłatwiej skryć się przed wiatrem w jesienne i zimowe dni. Trzeba tylko
wyszukać któryś z mniej lub bardziej znanych wariantów trasy.
Tym razem startujemy ze skraju lasu na końcu wsi Kopcie.
Wiatr dodaje od razu tempa marszu. Byle do lasu!
A w lesie przyjemnie cicho, czasem odrobina śniegu na
gałązkach, czasem jesienne liście. Droga, którą wybrałam idealna. Sucha i
wygodna. Do zapamiętania na kolejne powroty w te okolice.
tak byś szedł i szedł...
Dopiero na samym końcu łączy się z inną, taką popularną
wśród leśników, no i tu już jest mocno rozjeżdżona.
Zaraz jednak skręcamy w solidną bitą drogę prowadzącą do
leśniczówki Świnia Góra. Przy drodze ciekawe okazy drzew, za plecami w oddali odgłosy
polowania. Zauważamy też odnowioną bezimienną mogiłkę. Prawdopodobnie z czasów
wojennych.
Tuż przed dotarciem do szlaku czerwonego
zauważamy pomnik z czerwonego tumlińskiego piaskowca. Tablica na nim wyjaśnia,
że jest poświęcony profesorowi Eugeniuszowi Bernadzkiemu, wybitnemu znawcy
leśnictwa i hodowli lasu.
I wreszcie jesteśmy w pobliżu leśniczówki, gdzie zamierzam
przejść na czerwony szlak i nim wrócić do punktu startu. Wszystko niby idzie
zgodnie z planem. Tylko, u licha, gdzie jest leśniczówka?! Krzyż naprzeciwko
jest, a charakterystycznej bramy po drugiej stronie drogi brak. I po
leśniczówce ślad się nie ostał. Jedynie kilka uli. Tak mnie to zaszokowało, że
nagle straciłam orientacje w terenie i nie wiedziałam, gdzie iść.*
Na szczęście znakowanie szlaku mi pomogło. Otrząsnęłam się z szoku i mogliśmy ruszyć dalej. A na szlaku
przyjemnie, bezpiecznie, droga znów sucha. Jednym słowem – sielanka.
niektóre drzewa przy szlaku już nie rosną, a leżą czekając na swój dalszy los (mam wrażenie, że rosnące drzewo wyciąga konary w geście rozpaczy)
Docieramy w pobliże polany z charakterystycznymi okazałymi
dębami. Zanim do nich podejdziemy, skręcamy w niewielką ścieżkę w stronę mogiły
dwóch hubalczyków, którzy zginęli zakłuci bagnetami przez Niemców 27 marca 1940
roku.
Okolica mogiły coraz bardziej atrakcyjna widokowo. Niewielki
strumyk zamienia się w duże rozlewisko. Dobrze, że mogiła jest na wzniesieniu,
bo wody przybywa.
Wracamy na polanę i po krótkim postoju przyglądamy się
dębom. Nic a nic się nie zmieniają, co nie znaczy, że nie warto do nich
zaglądać. Wręcz przeciwnie – trzeba, bo ich majestat połączony z maciupeńkimi
kapliczkami przymocowanymi do pni zawsze robi wrażenie. Teraz, bezlistne,
eksponują pnie i konary, wiosną i latem skryją się wśród liści. Lubię je
odwiedzać.
Opuszczamy miejsce postoju, jeszcze tylko niewielki marsz do
skraju lasu, a potem wychodzimy na otwartą przestrzeń w Kopciach. Wiatr
pokazał, na co go stać, kiedy człowiek nie jest chroniony przez las. Trzeba się
było okutać i przyspieszyć tempo marszu.
Szybko dotarliśmy do auta i po wycieczce.
*Zasięgnęłam informacji na temat leśniczówki. Była w złym
stanie technicznym i trzeba ja było rozebrać. Ma powstać nowa. Nawet z izbą
pamięci. No to będzie gdzie zaglądać.
Zdjęcia – Edek i ja
Brak leśniczówki mnie też bardzo zaskoczył, bo onegdaj kiedy pracowałem w "ZEORKU", została tam urządzona przez zakład w porozumieniu z Leśniczym udana zabawa karnawałowa, w której uczestniczyliśmy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam - Wiesiek
Ciekawe, jak tam dotarliście. Domyślam się, że nie pieszo. Pewnie autokar zakładowy.
Ja zaś robię sobie wyrzuty, że nie mam żadnego zdjęcia tej leśniczówki. Zawsze była jakoś "pod światło". Teraz jednak zajrzę do archiwów i poszukam, może jest choćby jedno. Jeśli znajdę nawet najbardziej nieudane jej zdjęcie, to dodam do wpisu.
Ania