Mnie się wydaje, że takie podejście robiliśmy sześć lat
temu. Ela i Edek mają inne, ale nieokreślone w czasie wspomnienia. Wniosek –
rzeczywiście sporo czasu upłynęło od podobnej wycieczki, pora więc wyruszyć na
spotkanie ze skałkami na szczycie Bukowej.
Obóz rozbijamy w pobliżu miejsca, gdzie znajdowała się
szkoła, do której uczęszczał Stefek Żeromski. Nie była to jakaś specjalnie
wybitna uczelnia, ot, zwykła jednoizbowa wiejska szkółka, ale i tak mieszkańcy
z dumą upamiętnili ślad po edukacji przyszłego pisarza.
Kolejny etap to wdrapywanie się na Lisi Ogon. Wąwóz w
kierunku grzbietu prawie taki sam jak dawniej. Tylko jakiś zapyziały, szary. To
pewnie wina pochmurnego poranka.
Naszą niebyt spektakularną wspinaczkę wieńczy nagroda w postaci
odwiedzin w Świetnokrzyskiej Chacie. Od dawna obserwujemy ją podczas wycieczek
w tej okolicy i dopiero teraz poprosiłam właściciela o zgodę na obejrzenie tego
obiektu. Nawet przy takiej szarej pogodzie chata i jej otoczenie prezentują się
atrakcyjnie.
Podziwiamy widok z ogrodu na okolicę, zachwycamy się
runianką japońską, która właśnie zaczyna kwitnąć na brzegu oczka wodnego.
Ale koniec luksusów, pora wyruszać na trasę. Maszerujemy
przez Psary Podlesie, gdzie stare domy ustępują nowym, widoki na Łysogóry i
Krajeński Grzbiet kryją się we mgle, a w ogródkach można spotkać przyjemną
zwierzynę.
Zawsze idąc tą drogą obawiam się, że przegapię miejsce,
gdzie szlak skręca w las. Teraz już koniec tych obaw – wejście do lasu jest
spektakularnie oznakowane bramką i tablicami ŚPN. A dalej już spacer dobrze
znanymi ścieżkami. Las początkowo z przewagą iglastego stopniowo zaprasza coraz
więcej buków, by w pobliżu szczytu zmienić się w bukowy, w którym czają się
drobne jodełki wyczekujące śmignięcia w górę.
Teraz, kiedy liści brak, a i słońce raczej nie zagląda,
zwracamy uwagę na skałki, mech i szukamy przebiśniegów. Te bardzo zmaltretowane
przez deszcze, które padały przez kilka ostatnich dni.
Wreszcie docieramy do kapliczki Obrozik upamiętniającej
zmarłego z ran żołnierza napoleońskiego oraz partyzanta z czasów drugiej wojny
światowej. Zastanawiałam się zawsze, skąd nazwa kapliczki. Znalazłam
wyjaśnienie na jednej z tablic, która przytacza historię jodły samotnicy ze
świętym obrazkiem, która ostała się na tej górze aż ściął ją jeden z
mieszkańców którejś z pobliskich wiosek. Pamięć po tym obrazku została
utrwalona w nazwie kapliczki.
Teraz przed nami szczyt Bukowej z omszałymi skałkami. Widać,
że zostały solidnie oczyszczone z paskudnych napisów szpecących je od lat. Ślady
wandalizmu zostały, ale jest dużo lepiej.
W okolicy skałek solidnie wieje zimny wiatr, pora więc
opuścić to miejsce. Zanim je opuścimy, zaprezentuję naszą grupę wśród skałek. Nie będzie to tradycyjne grupowe foto.
Schodzimy w kierunku szosy żółtym szlakiem (no, tego
wariantu w naszym wykonaniu to nawet najstarsi członkowie grupy nie pamiętają).
Za szosą do szlaku dołącza znakowana na czerwono ścieżka
dydaktyczna prowadząca do zalewu w Wilkowie. Mam pokusę, żeby sprawdzić, jak
ona się prezentuje. Schodzimy kawałek nią – rewelacja. Ścieżka prowadzi
prawdopodobnie nasypem dawnej kolejki. Jest szeroka, wygodna, sucha. Stanowczo
warto ją kiedyś wykorzystać podczas wycieczki.
Do Psar wracamy szosą. Ruch na niej umiarkowany, po bokach
szumią drobne wiosenne strumyki. Jest nieźle, choć stopy wołają o mniej twarde
podłoże.
I takie luksusy mam w planie. To polne drogi prowadzące równolegle
do zielonego szlaku. Nie jest to długi odcinek, ale zapewnił chyba najwięcej wrażeń.
przydrożne drzewa
Na przedwiośniu, zwłaszcza po kilku dniach deszczu, taka droga potrafi dać w kość.
Ścieżka wydaje się trawiasta, ale spod trawy bryzga woda albo błoto. Czasem
błoto wcale się nie kamufluje, tylko złośliwie czeka na to, żeby oblepić buty.
Nudy nie ma. A i widoki na okolice czasem się wyłaniają. To taka drobna
rekompensata od polnej drogi za utrudnienia w marszu.
Po przejściu tego odcinka grupa uznała, że ta droga jest
idealna … na lato. No to może jeszcze kiedy tu zajrzymy.
Ubłoceni po kolana wracamy do auta i kończymy naszą
wycieczkę.
Zdjęcia – Lena, Edek
i ja
Klonowskie jedno z piękniejszych pasm naszych starych górek... atakowaliśmy z różnych kierunków.
OdpowiedzUsuńOj, tak... Teraz mi się ten kierunek przypomniał, ale jest dużo więcej możliwości.
Usuń