W Brodach można zaczynać lub kończyć kilka różnych tras. Na
niedzielę wybrałam jeden z wariantów na zachód i północny zachód od Brodów.
Pierwszym obiektem, do którego zmierzamy jest nasz stary znajomy kamienny krzyż
– najstarsza kamienna figura w gminie Brody. Napis informujący o czasie jej
powstania (1817 r.) nieco zbladł, ale za to dojście do krzyża jest dużo
łatwiejsze, bo nie zarastają go wysokie trawy.
Jak się do niego dostać? Oczywiście prowadzi tam ulica
Nad Torami.
Uliczka kończy się przy niewielkim stawie. Dawniej wydawało
mi się, że nazywa się on Mały Staw. Teraz jednak mapa internetowa wyskoczyła z
nazwą Ruśnia i wszystko wskazuje na to, że jest to obowiązująca nazwa.
Ten
niewielki staw połączony jest z Zalewem Brodzkim przepustem pod torami. Brzegi
zbiornika w niedzielny poranek oblepione licznymi wędkarzami. I nie siedzą oni
po próżnicy. Chwalą się złowionymi okoniami.
Po drugiej stronie Ruśni widać z daleka coś jakby
piaskownię. Od dawna mnie ten widok nęcił i w końcu postanowiłam sprawdzić, cóż
to za obiekt. Jak się okazuje, nic specjalnego. Chociaż właściciele kładów mogą
być odmiennego zdania, bo widać, że czasem szaleją tu na swoich pojazdach.
Pora teraz skierować się ku drodze prowadzącej do rezerwatu
Skały pod Adamowem. Idziemy skrajem pól wsi Ruda, potem skrajem lasu i
asfaltową szosą. Na tym odcinku okazuje się znów, że jednak asfalt bywa lepszy
i bezpieczniejszy do chodzenia niż leśne drogi odgrodzone od niego rowem.
Droga szlaku prowadząca do rezerwatu jest katastrofalnie
rozjechana przez ciężki sprzęt. Maszerujemy więc leśną ścieżką, którą
przegradza spory strumień (to chyba właśnie strumień Ruśnia). Z pomocą kija
jakoś sobie radzimy z jego pokonaniem. Takie to czasy nastały – zamiast pomocy
dżentelmena kobieta jest skazana na kawałek patyka. Tyż piknie.
Docieramy do skałek. Obawiam się, że straciliśmy już sporo
czasu na różne nieprzewidziane trudności i dlatego postanawiam zrezygnować z podziwiania
zachodniej grupy skałek. Oglądamy centralne skałki rezerwatu, a potem
maszerujemy na wschód.
Tyle już razy te skałki oglądaliśmy, że trudno wybrać
nowe obiekty do fotografowania. Tak sobie myślę, że skoro skały stale te same,
to może należy zmienić porę spotkania z nimi. Taki, na przykład, zachód słońca
mógłby dać interesujące efekty na zdjęciach.
Kiedy tak sobie łazimy miedzy skałkami, zauważam przyjemną
drogę prowadzącą na północ. Zawsze to coś nowego. Idziemy więc nią i doprowadza
nas elegancko do drogi czarnego szlaku. Szlak trochę błotnisty. Potem kierujemy
się porządną drogą ku Górkom Młyńskim (też błotnista).
Teraz maszerujemy ulicami Brodów aż do stacji.
Tu się
okazuje, że mamy jeszcze sporo czasu do odjazdu pociągu. Warto więc pokazać
kolegom najładniejszy dom w Brodach. To modrzewiowa willa z roku 1910. Zawsze
skrywała się przed naszym wzrokiem w zarośniętym chaszczami ogrodzie. Teraz zauważamy
zmiany na lepsze. Ogród wykarczowany, widać, że willa ma gospodarza. Akurat nie
udało nam się go zastać, bo podobno można go poprosić o pokazanie wnętrza domu.
Znalazłam w sieci artykuł z licznymi zdjęciami (tu link). Rzeczywiście, warto
tam zajrzeć. Wszystko wskazuje na to, że właściciele prowadzą zbiórkę funduszy
na remont willi. To jednak bardzo kosztowna inwestycja. Oby udało się ją
zrealizować.
Teraz już pora wracać na stację i do domu. I po wycieczce.
Zdjęcia – Lena i ja
Wygląda na to że od Stykowa łatwiej dotrzeć do skałek w Adamowie niż od Rosochacza... kiedyś spróbujemy.
OdpowiedzUsuńOczywiście, od Stykowa najłatwiej. Mnie jednak zależało na stawie i dlatego wybrałam dłuższy wariant., który i tak był krótki.
Usuń