Byliśmy tu prawie trzy lata temu (tu link). Wtedy trafiliśmy
na pełnię lata i mnóstwo zakazów wstępu – wokół nas trwała rewitalizacja
zespołu pałacowo-parkowego. Teraz możemy spacerować spokojnie. Zieleń w
pierwszym dniu wiosny jeszcze się nie rozwinęła, zamiast zakazów – tabliczki
informujące o historii i architekturze obiektów. Spacerujemy alejkami
wysadzonymi wiekowymi drzewami, podziwiamy romantyczny park w stylu angielskim,
bo w taki został przekształcony pierwotny park pałacowy wzorowany swoją kompozycją
na założeniu pałacowym w Pillnitz (tu link do relacji z tamtego obiektu).
Nie będę się zapuszczać w zawiłości opisu architektury, zażyjmy raczej przyjemności samego spaceru. Idąc wolno zwracamy uwagę na parkową „biżuterię” – drobne elementy ozdobne – wazy, kolumienki, ba nawet ławkę jakby egipską.
Pora zatrzymać się przy większych obiektach. Zaczynamy od
sensacji – oto przed nami popiersie Tadeusza Kościuszki.
Też mi sensacja,
powiecie. No to podejdźcie bliżej i przyjrzyjcie się uważnie podstawie postumentu,
a tam solidne tablice pełne dziękczynnych hołdów dla cara Aleksandra II,
któremu rzekomo „wdzięczni mieszkańcy”, a raczej wierni urzędnicy carscy
wystawili ten obelisk w 50 rocznicę ukazu carskiego likwidującego poddaństwo
chłopów, czyli coś, jak byśmy dziękowali za krwawe stłumienie powstania
styczniowego.
Długo ten obiekt się nie utrzymał. W roku 1917 miejsce carskiego
zajęło popiersie Kościuszki. Taka to jest wymuszona wdzięczność. Wojenne losy
pomnika były jeszcze ciekawsze. Krótko powiem – poczytajcie tabliczkę w parku. Dodam tylko, że ukryty w czasie wojny pomnik długo przeleżał w bezpiecznym
miejscu, aż mógł wrócić na powierzchnię ziemi. Trochę go przenoszono, ale w
końcu jest. Stoi i daje do myślenia.
Tuż obok wypatrzymy efektowną neogotycką kapliczkę maryjną –
dzieło autora wielu obiektów w parku – Franciszka Marii Lanciego. I ona miała
niełatwą przeszłość. Ba, nawet została poważnie uszkodzona przez jedno z
parkowych drzew, które na nią upadło podczas burzy. Teraz już zadbana pięknie
się prezentuje.
czytałam, że podobno konserwatorzy prosili nie stawiać przy kapliczce świec i kwiatów, bo to ją niszczy; skuteczność prośby widoczna gołym okiem
centralna postać Maryi
centralna postać Maryi
Przed nami kolejny obiekt, który poprzednio przedstawiał
opłakany widok. To parkowa altanka – niegdyś ażurowa, przed laty zabudowana,
teraz odnowiona. Mam nadzieję, że gospodarze znajdą dla niej zastosowanie.
Północna brama parku i pobliski ażurowy mostek przerzucony
nad niegdysiejszym kanałem też odrestaurowane.
za bramą współczesne osiedle
Na remont ewidentnie nadal czeka „Egipcjanka”. Ten parkowy
pawilon podobno ma wkrótce zostać odnowiony.
Przechodzimy obok restauracji w dawnej oranżerii i zaglądamy
do kącika parku niegdyś przeznaczonego dla dzieci.
Tu znajduje się obiekt o
przedziwnej nazwie „Domek Wnuczętów”, a w otaczającym park murze obserwujemy
nisze z kolejnymi figurkami maryjnymi – jedna od strony wewnętrznej, druga od
ulicy. Autorem tej drugiej, powstałej w roku 1899 jest rzeźbiarz Mikołaj Szlifierz. Historia pierwszej nie ma dokumentacji.
Z parku dworskiego udajemy się w kierunku koneckiego rynku.
Tutaj pełne zaskoczenie. Takiej „patelni” dawno nie spotkałam. Jak czytałam,
zabudowa wokół rynku pochodzi z czasów nadania Końskim praw miejskich w połowie
18 wieku, ale pokrycie placu płytami to ewidentnie dzieło najnowsze.
W centrum placu widnieje nowszy pomnik Kościuszki,
wystawiony w roku 1946, kiedy nie udało się odnaleźć ukrytego popiersia.
Nie możemy podczas spaceru pominąć koneckiej kolegiaty pod
wezwaniem św. Mikołaja. Nie jest to wprawdzie oryginalna świątynia ufundowana w
tym miejscu w 13 wieku, ale i tak po wielu przebudowach prezentuje się
dostojnie, skrywa wiele pamiątek przeszłości. I, jak już do tego w Końskich
przywykliśmy, jest w remoncie.
Dlatego wypatrujemy ciekawych szczegółów
– wmurowanych w ściany kościoła fragmentów dawnej budowli. To średniowieczne
napisy (dziś już nieczytelne), herby, romański tympanon nad jednym z portali i zegar słoneczny.
Nie mogę się oprzeć jeszcze jednej ploteczce. Otóż znalazłam
informację o tym, że jakoby kolegiata była połączona podziemnym przejściem z
parkiem pałacowym. Wejście do niego miało się ponoć znajdować wewnątrz pagórka
dobrze widocznego w centrum parku. Śmiało można tę historię między bajki
włożyć.
Nie da się ukryć, że relacja mocno się rozrosła, ciąg dalszy
spaceru zaprezentuję więc w kolejnym wpisie.
Zdjęcia mojego wyrobu
Przejeżdżając kusiło odwiedzić, ale jak zawsze, brakowało czasu.
OdpowiedzUsuń"konecki" -- trochę mi zajęło zrozumienie, że tak się odmienia Końskie. :-)
Ja sama wiele razy bywałam w Końskich - zwykle w formie przesiadki na trasie. I raczej nie miałam ochoty na zwiedzanie, dopiero z czasem nabrałam doświadczenia i zaczęłam zwracać uwagę na to, co nie od razu rzuca się w oczy.
UsuńA co do przymiotnika "konecki", to dobrze, że akurat taki jest, bo dawniej tutejsza spółdzielnia mleczarska produkowała świetne masło koneckie, gdyby nie ten przymiotnik, to kto by kupił "masło końskie"? :)