Tyle czasu mamy do dyspozycji, jeśli przyjedziemy do tej
miejscowości porannym pociągiem ze Skarżyska.
Od chwili, kiedy się dowiedziałam, że taki pociąg zaczyna
kursowanie, wiedziałam, co chcę w Bliżynie zobaczyć. Mój plan obejmował trzy
punkty – kamieniołom w Gostkowie, ruiny wieży ciśnień dawnej Stalowni i stary
cmentarz.
A teraz realizacja.
Wysiadam z pociągu. Jest słoneczny mroźny poranek. Wymarzona
pogoda na kamieniołom, bo słońce ładnie oświetli jego ścianę.
Ruszam więc w
kierunku kapliczki, którą zapamiętałam jako punkt orientacyjny po zwiedzaniu
kamieniołomu 5 lat temu (tu link). Wtedy kamieniołom był świeżo wyczyszczony z
chaszczy. Niebrzydkie miejsce.
No i kicha – pamięć zawodna jest. Ścieżka od kapliczki
prowadzi przez ładny sad do alejki dębowej, a potem w ugory. Kamieniołomu ani
śladu.
Nie ustępuję w poszukiwaniach. Na zdjęciach satelitarnych
okolicy widziałam spory pusty teren, to ani chybi kamieniołom. Gdzież tam?! To
miejsca wybierania piasku.
Wreszcie jest! Znalazłam się na skraju wyrobiska. Jak tam
wejść? Z trudem przedarłam się przez krzaki. Wyrobisko, gdzie dawniej
wydobywano wapień, zarośnięte kompletnie. Przedzieram się do ścian przez
zarośla tarniny, jeżyn i czego tam jeszcze, żeby zrobić jako takie foto.
Słabe, prawda? No to teraz dwa zdjęcia jako materiał
porównawczy. Do zrobienia pierwszego przedarłam się możliwie najbliżej ściany.
Drugie robiłam z bezpiecznej odległości.
Wiem, że kamieniołom w czasie 2 wojny światowej był miejscem
pracy przymusowej dla więźniów hitlerowskiego obozu w Bliżynie. Była to
podobno mordercza praca od świtu do nocy.
Pamiętam z naszej poprzedniej
bytności w tym miejscu, że kamieniołom ma trzy wyrobiska. Ale, wybaczcie, byłam
tak sponiewierana po tym jednym, że nie zaryzykowałam wejścia do pozostałych.
Wyszłam z zarośli na uliczkę przy domu sołtysa Gostkowa. Pani
sołtys próbowała opisać mi lepszą drogę do kamieniołomu, ale nie skorzystałam z
uprzejmości. Mam dość tego kamieniołomu na kolejne pięć lat.
Po zmaganiach z naturą zostały mi jeszcze dwie godziny na
realizację pozostałych punktów planu.
Bez problemu docieram do ruin wieży ciśnień. I tu mam
szczęście, bo sąsiadujący z wieżą plac zabaw ma otwartą furtkę – mogę wejść na
teren i zrobić kilka zdjęć wieży ładnie oświetlonej przez słońce.
Wieża została zbudowana w latach 1898 – 1900 jako część nowoczesnego
zakładu metalurgicznego powstałego z inicjatywy hrabiego Ludwika Bröel-Platera.
Dostarczała wodę do wielkiego pieca zwanego Stalownią. Po bankructwie zakładu
całość jeszcze w latach międzywojennych zaczęła niszczeć, a teraz jedynie
pozostałości wieży świadczą o pięknie dawnej architektury przemysłowej.
Idąc w kierunku cmentarza ulicą Kościuszki mijam kolejne, może niezbyt spektakularne, ślady przeszłości Bliżyna, który w 19. wieku za
sprawą hrabiego Platera był ważnym ośrodkiem przemysłowym z działającymi tu
Zakładami Górniczymi z odlewnią oraz produkującą wyroby artystyczne odlewnią
”Stylowa”. Bokiem do ulicy zwrócone są pochodzące z tamtych lat domy
pracowników i urzędników bliżyńskich zakładów. Jest ich kilka, większość, jak
mi się wydaje, w rękach mieszkańców,
którzy zgodnie z własnym gustem przeprowadzają remonty. Domy zmieniają wygląd,
ale nadal zachowują swój oryginalny kształt i przynajmniej nie popadają w ruinę.
Pora zajrzeć na niewielki, zadbany i zaciszny mimo
sąsiedztwa ruchliwej ulicy cmentarzyk. Został założony w drugiej połowie 19.
wieku, później otoczono go niewysokim murem z ładną bramą.
Po przekroczeniu bramy spotykamy ślady życia mieszkańców
Bliżyna z przełomu 19. i 20. wieku. Mam wrażenie, że zachowały się nagrobki
zamożniejszych mieszkańców. Przyjrzyjcie się im uważnie – jak ciekawe krzyże
wieńczą te nagrobki.
Są i ładne płotki otaczające miejsca pochówku. Jestem
pewna, że to wyroby odlewni „Stylowa”.
Można tu spotkać i kamienne krzyże, ale te są w mniejszości.
Zwróciłam uwagę na jeden z nagrobków. To grób księdza
Wincentego Cyrańskiego – proboszcza parafii filialnej w Bliżynie. Po powrocie
do domu zaczęłam szukać informacji o księdzu i historii parafii. W młodości
Wincenty walczył w oddziałach generała Langiewicza. Po bitwie pod Grochowiskami
musiał opuścić kraj, wyemigrował do Francji, gdzie studiował teologię i przyjął
święcenia kapłańskie. Do ojczyzny wrócił w roku 1887, był wikariuszem w Górach
Wysokich, a od sierpnia 1888 w Bliżynie, gdzie właśnie erygowano nową parafię
filialną z siedzibą proboszcza w Bliżynie. Ksiądz Cyrański zaczął organizować
parafię, ale nie dokończył swojego dzieła, zmarł w kwietniu 1889 roku.
A jak to z ta parafią bliżyńską było? Najprościej wyjaśnić
to na przykładzie dwóch kościołów. Pierwszym jest drewniany kościołek p.w. św.
Zofii wzniesiony w latach 1828-30. Z
powodu braku zgody na utworzenie parafii miał on status kaplicy pałacowej
dawnych właścicieli Bliżyna – hrabiów Potkańskich, to w nim w końcu umieszczono
parafię filialną. Kościółek był często odnawiany – ja pamiętam jaki był śliczny
i jasny po remoncie na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku.
Na przykościelnym cmentarzu w połowie 19.wieku grzebano
właścicieli Bliżyna. Zachowały się mocno zardzewiałe ich żeliwne nagrobki. Nie
wiem, czy można odczytać ich nazwiska, bo z braku czasu musiałam ograniczyć się
spojrzeniem na kościółek zza dziewiętnastowiecznego ogrodzenia.
W latach 1896-1900 zbudowano kościół pod wezwaniem św.
Ludwika. Jego projektantem był hrabia Antoni Hutten-Czapski. Ten neogotycki
kościół został siedzibą pełnoprawnej bliżyńskiej parafii w roku 1900. Szkoda,
że ksiądz Cyrański tego nie dożył.
Oba kościoły zasługują na dokładniejsze zwiedzanie, ale to
już przy okazji kolejnych trzech godzin w Bliżynie.
krzyż przed kościołem św. Ludwika z wyrzeźbioną na kamiennej podstawie karawaką, czyli krzyżem benedyktyńskim
Jeśli szukacie więcej informacji o pokazanych tu miejscach, można skorzystać ze strony poświęconej zabytkom – podaję linki: kościół św. Zofii i kościół św. Ludwika.
A informacje o życiu i działalności księdza Cyrańskiego
znajdziecie na stronie o powstaniu styczniowym – tu link.
Nie może też zabraknąć linka do informacji o historii
kamieniołomu w Gostkowie.
I to na razie tyle.
Następnym razem chyba się wybiorę na relaksujący spacer
Promenadą Wójta Tomasza Rokity nad zalew. To też przyjemna forma spędzenia
trzech godzin w Bliżynie. A latem można pobyć dłużej – do odjazdu wieczornego
pociągu.
zdjęcia mojego wyrobu
Wybór obiektów i szczegółowy opis jak zwykle super.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Jak kiedyś kolej dorzuci pociąg około trzynastej czy czternastej, to dopiero będzie można poszaleć...
UsuńDzięki za relację. W drodze nad zalew można rzucić okiem na pałacyk w którym jest ośrodek kultury. Latem można się wykąpać na kąpielisku pod drugiej stronie zalewu.
OdpowiedzUsuńJa wybieram się w tym roku wznowioną koleją.
Pozdrawiam Leszek
Ja przechodziłam obok pałacyku w drodze znad zalewu. To rzeczywiście godne obejrzenia miejsce.
UsuńWiem, że Bliżyn ma jeszcze kilka ciekawostek do zaoferowania, ale na wszystkie nie wystarczy czasu, jeśli mamy do dyspozycji tylko owe trzy godziny. Po prostu trzeba tu znów zajrzeć, bo warto.
Hmmm - fajne tereny, a te wychodnie też malownicze. I jeszcze kościoły i cmentarz... bogato
OdpowiedzUsuńBliżyn to miejscowość z niezwykle bogatą kilkusetletnią historią. Wieś, a niejedno miasto może jej pozazdrościć historii i zabytków.
UsuńZ tym połączeniem kolejowym zrobili niesamowite ułatwienie nam, pieszym turystom. Odkąd ruszyło, korzystamy z niego nagminnie, zwłaszcza w rejony na pograniczu województw świętokrzyskiego i łódzkiego. Rozkład jazdy to już zupełnie inna sprawa, ale najważniejsze, że jest czym dojechać i co najważniejsze - wrócić.
OdpowiedzUsuńMy jeszcze się tak nie rozkręciliśmy. Na razie przetestowałam pierwsze połączenie, a potem się zobaczy... Nam brakuje pociągu w połowie dnia, żeby móc wrócić na przykład z Niekłania po czternastej. Ale przy dłuższych letnich dniach późniejsza godzina odjazdu może nie być wielką przeszkodą.
Usuń