Szliśmy tą ścieżką jesienią 2013 roku, warto więc było
sprawdzić, czy coś się na niej zmieniło. Chyba niewiele, ale i tak dzięki
ułomności pamięci mogliśmy spotkać wiele „nowych” miejsc.
Tym razem wyruszamy z parkingu przy początku ścieżki i kierujemy
się ładną, chociaż nie zawsze suchą, drogą na południe.
Spokojnie rozkoszujemy się leśnym powietrzem i wiosennym
śpiewem ptactwa. Czasem coś zwraca naszą uwagę – a to drzewo, a to wąwozik, a
to rozlewisko przydrożne – efekt intensywnych opadów w ostatnim czasie.
Na dłużej zatrzymujemy się nad sporym jeziorkiem, które
ewidentnie jest efektem pracy bobrów. Zalało ono miejsce, gdzie przed laty
znajdowała się wysiedlona na potrzeby poligonu w latach 50. wieś Gródek. Przypomina
o niej przydrożny krzyż.
Niewątpliwą atrakcją ścieżki jest Grodzka Góra i znajdujące
się na jej szczycie pozostałości słowiańskiej świątyni solarnej z 7. wieku.
Górka nie jest wysoka, ale trzeba się na nią wspinać po dosyć stromej ścianie.
Na płaskim szczycie zauważamy bez trudu pozostałości wałów
kultowych (istniały tu trzy kamienno-ziemne wały), fotografowanie ich jak zwykle
słabo nam idzie i musicie mi wierzyć na słowo, że są. Tablica u podnóża góry
informuje o licznych formach kamiennych, wśród których szczególnie wyróżnia się
„idol” o kształcie podobnym do człowieka. Zobaczcie, co wypatrzyliśmy. Mnie to
lekko zalatuje naciąganiem, bo szczerze wątpię, czy rysunek na kamieniu ma
kilkaset lat (no, może kilka…). Tak czy inaczej, wspinaczka nie jest daremnym
trudem, a „idol” wart zobaczenia.
Zatrzymujemy się też na kilka minut w pobliżu gajówki
Rawicz, której imię nosi cała ścieżką. Znaleźliśmy się tam w rocznicę
dramatycznych wydarzeń z dnia 10 kwietnia 1943 roku, kiedy to oddział
żandarmerii niemieckiej stoczył bitwę z partyzantami AK kwaterującymi w
gajówce. Wszyscy partyzanci polegli, a gajówkę Niemcy spalili. Odbudowano ją po
wojnie, a pamięć poległych przywołuje kamienny pomnik. Na jego płycie
umieszczono nazwiska partyzantów, którzy zginęli w tej bitwie.
Skoro ścieżka prowadzi przez las, to warto pochwalić się
pomnikowymi drzewami. Tuż przy drodze rosną dwie pomnikowe sosny i dwa dęby.
Zakończenie ścieżki to miejsce dołów rudnych – pozostałości
szybów górniczych z 18. i 19. wieku, w których wydobywano rudę żelaza
przetapianą na stal w okolicznych zakładach.
Oczywiście przy ścieżce są liczne tablice informacyjne na
temat lasu i jego życia, ale ich treści nie będę tu prezentować, zwłaszcza że
nasza wycieczka wcale się tu nie
zakończyła. Ba, nawet do półmetka nie dotarliśmy.
Najpierw zostaliśmy zaskoczeni nową niezwykle solidną drogą,
która jest budowana w lesie. Trzeba było dokonać korekty trasy, żeby dotrzeć
tam, gdzie planowaliśmy.
My tu sobie wędrujemy, a nagle Marek woła, że w lesie
widać flagę. Pewnie jest tam jakieś ważne miejsce. Idziemy sprawdzić. Jakież
zdziwienie – to bezimienna żołnierska mogiła, której jakieś pół godziny
wcześniej szukaliśmy w lesie przy pomocy nawigacji z mapy Google. Gdybyście
chcieli dotrzeć do tego miejsca, nie ufajcie zapisowi na tamtej mapie, mogiłę
znajdziecie dużo dalej na południe.
Kolejne zaskoczenie – spora i dosyć efektowna wychodnia
skalna. Fakt, nieco schowana za pryzmami materiałów naszykowanych do
budowy drogi. Ale jest. I za jakiś czas na pewno znów się wyłoni. Tyle tylko,
że wtedy przyjdzie wędrować bitą drogą (oby nie asfaltem).
Przed nami największe wyzwanie. Zamierzamy zobaczyć, co
pozostało z działającej w latach 1975 – 2010 kopalni glinki ceramicznej
„Zapniów”. Widziałam w sieci trochę
zdjęć ruin kopalni, ba nawet ładnego jeziorka powstałego po jej zalaniu.
Rzeczywistość jednak przerosła moje optymistyczne oczekiwania.
Na teren zakładu wkraczamy przez dziurę po furtce obok zamkniętej
bramy. Wita nas pusta kapliczka bez świętej Barbary. Budynki zakładu zrujnowane
– bez okien i drzwi – nie zaglądamy.
Największe zainteresowanie wzbudziło wejście do jednej z
kopalnianych sztolni. Koledzy odważyli się zajrzeć do wnętrza. Od razu nasuwa
się wniosek – to musiała być naprawdę duża kopalnia i chyba jednak szkoda, że
nie działa.
Najbardziej jednak ciekawi mnie jezioro. Jest? Nie ma? Jest!
Z mocno zarośniętymi brzegami.
Kolega Ed zaczaja się w chaszczach na północnym brzegu,
reszta grupy idzie ze mną groblą po wschodnim brzegu. Mapa obiecuje, że grobla
doprowadzi do południowego brzegu. Będzie ładny widok.
Południowy brzeg równie, a może i bardziej, zarośnięty niż
północny. Ma jednak kilka wzniesień – to pewnie dawne hałdy. Z nich można zrobić foto.
A potem tylko się przedrzeć do doskonałej drogi na zachód od
jeziorka i koniec problemów. Jednak nie. To dopiero początek. Od drogi oddziela
nas głęboki na jakieś 3 metry rów ze stromymi brzegami i sporą ilością wody na
dnie. Jak się domyślacie, w tym miejscu nastąpiły dramatyczne wydarzenia –
poślizgi, zapadanie w wodę, upadki. A do tego pomocna dłoń.
Równie pomocne gałęzie i kijki trekingowe. Efekt – sponiewierało nas, nauczyło
pokory, ale przeszliśmy. Nie radzę powtarzać. Chcecie zajrzeć na teren kopalni
– to tylko rozważnie, nie warto pchać się w gęstwiny i rowy.
I od tego miejsca zaczął się powrót do punktu startu. A
droga powrotna tak luksusowa, że aż nudna – wygodna asfaltówa, prosta, sucha i
bez niespodzianek.
Na zakończenie jeszcze jedna atrakcja w postaci miejsca
wypoczynku przy tak zwanych „Skałkach”, czyli kolejnej kolorowej wychodni
piaskowca. To bardzo popularny punkt – spotkaliśmy sporo spacerowiczów.
A, byłabym zapomniała - w pobliżu parkingu wypatrzyłam malownicze rozlewisko. No, to może jedno małe foto?
I wreszcie wycieczka dobiegła końca. Uff! Jeszcze tylko mapka trasy i już nie zanudzam.
Zdjęcia – Edek i ja
Sporo atrakcji... skałki sztolnia powala.
OdpowiedzUsuńOwszem, przyjemne miejsce. Tak sobie jakoś o nim przypomniałam niedawno i widzę, że warto było się wybrać.
UsuńBOGATO!!!!! No już sobie ostrzę zęby na tamte tereny!
OdpowiedzUsuńJa tam szukałam innych miejsc i ta trasa mi się mimochodem wymyśliła, ale w okolicy jest tak bogato, że można jeszcze kilka innych zrealizować. Zresztą już parę mamy w przeszłości przedeptanych.
UsuńOkolice bardzo przyjemne do wędrówki. Takie zupełnie "niemazowieckie". Z ciekawostek na terenie dawnej kopalni Zapniów znajduje się wejście do jeszcze jednej, o wiele dłuższej sztolni. Byliśmy, sprawdziliśmy i możemy stwierdzić jedno. Bez kaloszy (a najlepiej woderów) i saperki do ewentualnego odkopywania, lepiej się tam nie wybierać :)
OdpowiedzUsuńWiemy, z daleka się podziwiało. I cały czas wspominaliśmy, że Wy to tam na pewno zajrzelibyście głębiej. Nie myliliśmy się. :)
Usuń