Od dawna
marzyło mi się właśnie takie wejście. Miało być biało od śniegu, dużo słońca,
lekki mróz. Jak na widokówkach z gór.
A jak było?
Tak, jak w poniższym opisie.
Zimę mamy
bez śniegu. Jeśli coś pada, to raczej deszcz. Nawet w Górach Świętokrzyskich.
Jeszcze kilka dni temu na Grodowej zastaliśmy resztki śniegu, a w niedzielę na
Łysicy – ani śladu.
stary buk w otoczeniu raczej jesiennym niż zimowym
Podejście
zaczynamy od krótkiej wizyty przy kapliczce Janikowskich nazywanej kapliczką
Żeromskiego ze względu na zachowany na jej ścianie po dziś dzień „wpis” pisarza
i jego przyjaciela z lat szkolnych.
kapliczka
młodzieńczy wybryk pisarza, czyli wielkim wybaczamy więcej
Wycieczka
sama się prowadzi – już przy kapliczce św. Franciszka grupa wyraźnie się dzieli
na tych, co idą, i na tych, co fotografują. Spotkanie ma nastąpić na szczycie.
kapliczka nad źródłem
woda wypływająca ze źródła (po tym, jak opowiedziałam legendę o jego powstaniu, nikt z naszej grupy nie ma odwagi korzystać z tej wody)
Podejście w
miarę przyjemne. Ślisko jest i w duchu się cieszę, że tylko tędy podchodzimy,
bo schodzić po tych śliskich deskach nie miałabym ochoty.
Zastanawiają
mnie dziwnie ułożone obok szlaku pnie – ani po tym iść, ani na tym usiąść, żeby
odpocząć. Okazuje się, że to „potykacze”, które uniemożliwiają przechodzenie
szerszą grupą i rozdeptywanie szlaku na szerokość. Sprytne, trzeba przyznać.
"potykacze" po obu stronach ścieżki
Im wyżej,
tym bardziej zimowo. To znaczy wiatr zimny wieje. Bardzo przejmujący.
grupa wytrwale pnie się do góry
kolejny stary pień
Skały pod
nogami raczej śliskie. Pokonujemy je ostrożnie i podchodzimy do gołoborza na
Łysicy, żeby zrobić kilka słabych fotek, bo warunki niezbyt sprzyjają
fotografowaniu.
gołoborze w "ramce"
skały na jego szczycie
na tym kamieniu tajemnicze wzory określane jako ślady deszczu kambryjskiego
Wreszcie
jest krzyż na już nie najwyższym szczycie Łysogór. Wieje tu tak okropnie, że
trzeba założyć kurtkę.
krzyż ustawiony w roku 2016 - kolejna replika pierwszego krzyża z roku 1930
Po łyku
gorącej herbaty na rozgrzewkę schodzimy z Łysicy, która wprawdzie po ostatnich
pomiarach ma oficjalnie 613,3 m n.p.m., ale okazała się niższa od sąsiedniej
skały o nazwie Agata. Ta ma 614 m n.p.m. Pomiarów dokonali naukowcy z
Politechniki Świętokrzyskiej, są już oficjalnie uznane i nawet na mojej mapce w
telefonie je uwzględniono.
W tej
sytuacji kusi nas Agata. Jej szczyt znajduje się w pewnej odległości od szlaku.
Tworzą go malownicze skałki nad niewielkim gołoborzem.
Nieco dalej
wyłania się z lasu skalna grań wyglądająca jak ruiny zamku. Może to jej właśnie
zawdzięcza Agata swoją drugą nazwę Zamczysko.
Mam nadzieję,
że zdobywanie skały Agaty przez jej niedostępność nie zostanie wprowadzone do
obowiązkowych punktów w Koronie Gór Świętokrzyskich czy Koronie Gór Polski.
Niech ona tam sobie siedzi – cicha, zakryta lasem i niezauważalna dla
większości osób przemierzających szlak. Gdyby nie zimowe warunki i my też
pewnie byśmy jej nie zauważyli.
Zmierzamy w
stronę Przełęczy Św. Mikołaja. Wieje nadal nieprzyjemnie, ale nieśmiało
przebija się słońce. Droga staje się błotnista, więc wyciągam kijki. O, te niby
ułatwiają poruszanie się po glinie, ale za to jak utrudniają życie. Normalnie
mam za mało rąk na trasie, a teraz to już nawet szkoda gadać…
puszczańskie klimaty
nie zgadniecie, czym są te białe "narośle" na pniu - to drobiny lodu! Są to tak zwane "lodowe włosy" powstałe przy udziale grzybów znajdujących się w gnijącym drewnie przy dużej wilgotności powietrza i temperaturze poniżej zera. (Wyjaśnienie ze strony nadleśnictwa Hajnówka)
słońce wygląda zza drzew
Obok
kapliczki na przełęczy robimy sobie postój (ściany kapliczki chronią przed
wiatrem), a potem schodzimy w dół.
skałki w pobliżu przełęczy
wnętrze kapliczki
Jest ślisko
i trzeba iść ostrożnie, ale przebrzydłe kijki raz mnie uchroniły przed
upadkiem.
kompletna zmiana nastroju w lesie
wąwóz przy szlaku
W Kakoninie
mała narada, jak iść dalej. Kolega Ed przejmuje dowodzenie i mapę. Prowadzi nas
najpierw przez wieś.
narada taktyczna
obligatoryjne zdjęcie dziewiętnastowiecznej chaty w Kakoninie
pobliska Chata Kaka (to legendarny tutejszy zbój)
pola Kakonina
Zatrzymujemy
się na chwilę przy dwóch pomnikach upamiętniających 9 żołnierzy AK
rozstrzelanych w Kakoninie 2 czerwca 1943 roku. To ofiary niemieckiej
żandarmerii pod niesławnym dowództwem oberleutnanta Alberta Schustera. Zasłynął
on w okolicy niezwykłym okrucieństwem. Z jego rozkazu zastrzelono wielu
niewinnych mieszkańców okolicznych wsi (najwięcej ofiar Schuster ma na sumieniu
w Bodzentynie – 39 osób). Dodam, że w roku 1973 został osądzony za zbrodnie na
ludności cywilnej i skazany na śmierć przez rozstrzelanie.
krzyż wystawiony przez mieszkańców wsi w drugą rocznicę zbrodni
pomnik z roku 2017
Z Kakonina
wreszcie znów wchodzimy do lasu. Maszerujemy przyjemną drogą na jego skraju –
mamy widok na pola po lewej stronie i las po prawej.
pola Porąbek
Czasem
musimy się wdrapywać mozolnie pod górę, czasem przyjdzie pokonać strumień na
dnie wąwozu, czasem zdarzy nam się prawie grzybobranie.
pod górkę
przeszkody na leśnej ścieżce
drzewo z kolonią boczniaków
I tak
docieramy do Świętej Katarzyny, skąd wracamy do domu. Nasza pętelka liczyła
16,5 kilometra.
pora schodzić do Świętej Katarzyny
przydrożna kapliczka
pożegnalny widok na klasztor
Zima
zawiodła, ale pogoda mimo wszystko dopisała.
Zdjęcia – Edek, Janek i ja
Agata górą... z Kakonina wsią a potem skręt w prawo jak do leśniczówki i w lewo skrajem lasu,następnie przez las i wychodzi się koło pomnika. Nie wiem jak on się nazywa... wysoki szczupły przy drodze na lekkim wywyższeniu.
OdpowiedzUsuńTo pomnik Partyzantów Ziemi Kieleckiej, był na blogu http://swietokrzyskiewloczegi.blogspot.com/2016/05/zimna-zoska-z-zimnym-wiatrem.html
UsuńZgadza się... :)
OdpowiedzUsuńMam jeszcze świetny komentarz od naszego znajomego Ob.Wiesia:
OdpowiedzUsuńNo cóż, Agata jako kobieta górą.
Ale myślę, że czarownice na sabat nadal będą się zlatywać na ŁYSICĘ.
Się mnie podobało!!! To co lubię włóczęga, podejścia, błoto i miejsca ukryte gdzieś na uboczu. Ale tych okrutnych słów pod adresem kijków zrozumieć nie mogę.
OdpowiedzUsuńWyjaśniam - kijki dobra rzecz, ale ja normalnie na wycieczce mam za mało rąk: mapa, kompas, aparat fotograficzny, telefon. I już dwie pary rąk zajęte, z kijkami jeszcze trzecia jest potrzebna. Poza tym przebieram się po kilka razy na wycieczce - a to mi gorąco, a to zimno. I znów kłopot. Dawniej radziłam sobie z kijkami, ale teraz już mam za dużo problemów.
UsuńMapa w kieszeni na udzie, kompas w kieszonce na piersi, aparat foto na pasku, telefon (u mnie to jedno) w kieszonce i ręce wolne dla kijków - a pomoc niesamowita, czy na błocie czy na śniegu a i w zwykłym marszu pomagają nogi odciążyć.
UsuńU mnie te wszystkie akcesoria w futerale na aparat przewieszonym na skos. Czyli wszystko w porządku do momentu, kiedy trzeba skorzystać z któregoś z nich. I wtedy dodatkowa para rąk niezbędna.
UsuńNo wyżej się już nie dało! ;) Świetna trasa, no i jeszcze Agata. W tym roku postaramy się już jej nie ominąć :)
OdpowiedzUsuńZawsze się przez nią przechodziło, ale bez zaglądania na szczyt. Teraz go po prostu było widać dzięki zimowym warunkom.
UsuńDziki boczniak jest dużo smaczniejszy od takiego z uprawy, ten jednak był sprytny i wyrósł sobie w Świętokrzyskim Parku Narodowym... Cwaniak... :-)
OdpowiedzUsuńI dlatego się ostał. :)
UsuńŚwiętokrzyskie.
OdpowiedzUsuńOstatnie pomiary geodezyjne wskazują,
że Łysica nie jest w paśmie najwyższą górą.
Chociaż o tym na mapach wskazywano przez lata,
to okazuje się swoją wysokością, przerosła ją Agata.
Więc aby nie zatracić poprzednich przekazów,
dorzucił bym na szczyt kilka z Gołoborza głazów!
" Ob. Wieś "
OdpowiedzUsuńPewnie Agata Łysicę tym przewyższyła, bo sobie na głowie koka zrobiła!
A skoro piramidy wybudowano w p.n.e to jaki problem obecnie, parę "bryłek" na szczyt dorzucić, bo na łysinie koka nie ma z czego upiąć.
W.