czwartek, 9 stycznia 2020

Słońce zaspało

A umówiłam się z nim na dziewiątą. Raczyło wstać dopiero przed południem i zalało nam drogę u podnóża Grodowej Góry złocistym światłem. Zrobiło się tak miło i radośnie, że wybaczyłam mu spóźnienie.

w samo południe

Wróćmy jednak do początku naszej randki.
Wysiadamy po ósmej na stacji w Tumlinie i ruszamy na północ świetną leśną drogą. Jest mgliście, a ja się ciągle obawiam, że nie znajdę właściwej drogi na północny zachód, w którą planuję skręcić w lesie. Sukces połowiczny – droga znaleziona, ale musiałam przeciągnąć ludzi przez chaszcze. Nic to, następnym razem będzie lepiej. Wychodzimy w Tumlinie Osowej i maszerujemy dziarsko do Tumlina Dąbrówki (sporo tych Tumlinów). 

Tumlin Osowa - wyłaniamy się z mgły 

Przed nami tablica z nazwą miejscowości, gdzie byłam umówiona ze słońcem – to Umer. Wymarzyłam sobie zimowy słoneczny poranek nad zalewem w Umrze. A dostałam zamglony zalew i duża porcję szarości.

 powierzchnia zalewu lekko zamarznięta

zalew spowity mgłą

Na szczęście Bobrza mimo szarości w powietrzu wygląda przyjemnie, brzegi ma porośnięte zrudziałymi trawami. Woda hałasuje opuszczając zalew.


Bobrza majestatyczna 

 i nieco rozbrykana
 
Zaglądamy też do starego młyna. Odwiedzaliśmy go pięć lat temu (tu link). Tym razem oglądamy go jedynie z zewnątrz, podziwiamy ustawione wokół młyna stare kamienie młyńskie. Synowa przedwojennego młynarza opowiada, że przywieziono je z Samsonowa. 


młyn w Umrze

eksponaty

już po opublikowaniu wpisu dostałam od Edwarda zdjęcie młyna z lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku  (widać jeszcze dawny przelew)

i jeszcze zalew z tamtych czasów
 
Opuszczamy Umer i wędrujemy w kierunku Ćmińska. Na skraju lasu schodzimy z szosy, żeby wybrać się na Grodową (zapragnęłam raz przynajmniej odejść od sztampowego wdrapywania się na tę górę szlakiem). Mapa wskazuje, że powinniśmy w pobliżu naszej drogi napotkać źródło strumyka, który niedawno widzieliśmy (to dopływ dopływu Bobrzy).
Schodzimy z drogi i udajemy się na poszukiwania. Ja trafiam na strumyk – biedny on, wąziutki i okresowo zanika. Mimo to maszeruję w kierunku, z którego płynie. Koledzy dołączają do mnie. Chyba wreszcie odniosę prawdziwy sukces wycieczkowy – sama znajdę źródełko. Już je widzę – jest pokryte rzęsą wodną i zarośnięte intensywnie zieloną trawą, z niego wypływa strumień. I w tej chwili z prawej strony wyskakuje jak kozica kolega Ed, zabiega mi drogę i pierwszy dociera do źródła. No i po moim sukcesie…

leśne źródełko 

pierwszy u źródła 

 tak nas widział
 
Od źródła wracamy do drogi w kierunku Grodowej. Miała być bez szlaku, a pojawia się  na niej znakowanie ścieżki do nordic walking. Najwidoczniej dołączyła na odcinku, na którym prowadziliśmy poszukiwania źródła. Droga rewelacyjna – szeroka, wygodna. Znakowanie skręca w lewo, ale my maszerujemy prosto, bo po naszej prawej stronie wyłania się już coś, co mocno przypomina kamieniołom. Zanim jednak dotrzemy do kamieniołomu, uświadamiamy sobie, że nasza droga zmieniła się w zeskok starej skoczni narciarskiej. Tak to nieoczekiwanie podeszliśmy do niej, a potem przeszli obok.

las na Grodowej

zeskok skoczni, a ścieżka prowadzi do niej samej (uważny obserwator zauważy na powiększeniu zdjęcia zarys sylwetki obiektu) 
  
Pora zajrzeć do kamieniołomu. Nigdy tego nie robiliśmy, bo jest to obiekt czynny, ale cisza panuje wokół, nic nie wskazuje na to, żeby akurat w tej chwili ktoś tam pracował. W tej sytuacji wchodzimy. Kamieniołom widziany z dołu robi dużo większe wrażenie niż taki ciągle oglądany z góry. Szkoda tylko, że słońce jeszcze nie wyjrzało.


w kamieniołomie Tumlin Gród przed południem

popołudniowa zmiana widoczności 
 
W końcu wkraczamy na szlak czerwony i nim wchodzimy na teren rezerwatu Kamienne Kręgi, przechodzimy obok kapliczki Przemienienia Pańskiego i idziemy dalej. 

teren rezerwatu

tym razem takie foto kapliczki
 
Po zejściu z Grodowej postanawiam, że zajrzymy jeszcze do kamieniołomu Wykień, bo dawno już go nie odwiedzaliśmy, a potem wracamy na pociąg. Idziemy sobie bezstresowo ścieżką gwarków, jedynie ja się zastanawiam, czy aby na pewno uda mi się tym razem nie zgubić miejsca, gdzie się do kamieniołomu wchodzi. No, mało brakowało… 

kamieniołom wita 
 
W kamieniołomie jakby mniej krzaków, ściany lepiej widoczne. A kamień na betonowym słupie nadal trzyma się mocno. Gdzieś kiedyś czytałam, że jego ustawienie jest podobno pracą dyplomową jednego ze studentów kieleckiej politechniki. Nie umiem teraz odnaleźć źródła tej informacji, więc może nie jest prawdziwa, ale prawdopodobna. Czyż nie?




ściany kamieniołomu

 łowca sopli

sopelki

nasi odważni (a kamień ani drgnie)  

tak nasz obiekt wygląda z góry
 
Pora wracać do domu. Tempo spada do spacerowego. 

u podnóża Grodowej wreszcie w słońcu
 
Nie spodziewamy się już żadnych atrakcji. A tu naprzeciwko kościoła zauważamy zupełnie nowy kamień pamiątkowy ufundowany na 640. rocznicę powstania Tumlina. W gruncie rzeczy wiemy, że Tumlin jest starą miejscowością, ale, żeby aż tak wiekową?! Warto wiedzieć i uszanować wiek.
Druga część tablicy przypomina o jeszcze jednym fakcie z historii – w tumlińskiej organistówce stacjonowali w roku 1914 żołnierze I Kompanii Kadrowej.

pomnik odsłonięty w listopadzie 2019 r.

zaiste nietypowy orzeł 
 
Jeszcze tylko stacja w Tumlinie – zamykamy kółko naszej trasy. Przeszliśmy 16,4 kilometra, było ciepło, wesoło i ciekawie. Zaliczam sobie udana wycieczkę, a słońce niech żałuje, że nie przeszło z nami całej trasy.

nasza trasa przypomina latawiec

PS Zauważycie zapewne na mapce jeszcze jedno źródło w Ćmińsku Kościelnym. Nie znalazło się na trasie, bo zostawiamy je sobie na inną okazję, kiedyś tam.

Zdjęcia – Edek, Janek i ja

6 komentarzy:

  1. Nie wiele się zmieniło... Grodowa to tajemnicze miejsce.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zmian może i mało, ale przynajmniej szukamy nowych miejsc.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pogody zazdroszczę, bo zawsze kiedy odwiedzaliśmy te okolice towarzyszył nam deszcz ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My podobnie mamy z Pasmem Masłowskim - zwykle jest pochmurno i szaro.

      Usuń
  4. Faktycznie mocno nietypowy ten orzeł - pewnie w zamyśle miał być to atak - ale wyszło jak by się poddawał, albo głosował "obiema rękami i nogami za" ;)

    Kamień na słupie - istotnie frapujący. Ale faktycznie, jak ktoś miał pracę np. z zastosowanie maszyn typu wciągarki lub pochylnie - to w sam raz, udowodnił że można coś takiego zrobić.

    W ogóle świetnie widać "tasujące" się warstwy, Maciej pewnie by to ładniej opisał, ale moja wiedza z geologii jest tu za słaba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Orzeł chyba źle wylądował. Coś tu poszło nie tak.
      Kamień niezależnie od trudu włożonego w jego ustawienie, jest dla mnie wycieczkową maskotką, czymś, co niczemu nie służy, ale też nikomu nie wadzi. Po prostu jest.
      Próbuję czytać o geologii, ale na razie nie mam odwagi uznać, że cokolwiek wiem. A warstwy skalne dla humanistki to po prostu efektowne ułożenie.

      Usuń