poniedziałek, 27 stycznia 2020

Jeszcze jedna świętokrzyska pętelka

Dwa tygodnie po pętelce wokół Łysicy przyszedł czas na pętelkę wokół Łyśca. Tylko wymagania były – żeby pogoda dobra była. Bo jak nie, to jechać nie warto. Trudno, się załatwiło i pogodę.

Święty Krzyż - pogoda zgodnie z zamówieniem 

Rano jeszcze pochmurno, lekki przymrozek i brak wiatru. Czyli na obecną zimę warunki idealne.
Parkujemy w okolicy Emeryka, który nadal mozolnie zmierza na szczyt, a potem schodzimy niebieskim szlakiem w stronę zielonego. 

Emeryk sfotografowany po południu  

Przy szlaku zaglądamy na teren Piecowiska. To tu odbywają się znane powszechnie „Dymarki Świętokrzyskie”. 

Piecowisko
 
Przechodzimy też przy tak zwanej „Opatówce”. Budynek pochodzi z lat sześćdziesiątych 18. wieku. Powstał jako dom proboszcza planowanego kościoła, który miał powstać na miejscu dawnego drewnianego kościoła św. Michała. Nie powstał jednak, a „Opatówkę” wykorzystywano jako szkołę prowadzona przez benedyktynów rezydujących na Świętym Krzyżu. Obecnie budynek wyremontowano, znajduje się tu biblioteka.


 Dom Opata
 
Wreszcie przechodzimy na zielony szlak. Ten nie rozpieszcza – ot, nudna wędrówka ulicą.

my gęsiego

a gęsi w rozsypce
 
Dopiero w Wólce Milanowskiej jest na czym oko zawiesić. Zaglądamy do Winnicy Milanowskiej. Jak czytamy na stronie winnicy (tu link), pierwsze krzewy winorośli posadzono tu w roku 2015. My przechodziliśmy obok wiosną 2016 (tu link) i zastanawialiśmy się, co też to z tych mikrusów wyrośnie.

winorośl tak młoda, że trudno ją zobaczyć (kwiecień 2016)
 
A teraz już krzewów więcej, widać, że podrosły, teren zachęca do spędzenia tu czasu na odpoczynku. Zobaczcie kilka zdjęć zimowej winnicy. Coś mi mówi, że warto tu zajrzeć latem czy jesienią. 

w stronę winnicy

winorośl już zmężniała 
 
Za winnicą przekraczamy niewielki strumyk i zaczynamy podejście na Kobylą Górę. Bardzo to przyjemne podejście, chociaż słychać głosy o słabej kondycji niektórych – przekomarzanie, wszyscy spokojnie podeszli.

podejście niezbyt trudne
 
Na małej polance nastąpił postój, podczas którego Kobyla uzyskała nową nazwę - Słodka Górka. Zobaczcie, dlaczego.

faworki tak kruche, że poprzedni rozpadł się nam w czasie pozowania 

te czekoladki sprowadzane specjalnie dla nas z zagranicy  
 
Zejście z Kobylej nie zapowiadało żadnych atrakcji, ale jednak kolega Ed wypatrzył przyjemne rozlewisko, które bobry zmajstrowały na Słupiance.

Ed wypatrzył, a ja prezentuję

 żeremie

rozlewisko
 
Potem trzeba się było pilnować, żeby nie zejść ze szlaku, jak to zwykle robimy, kiedy tu kończymy przejście Pasma Jeleniowskiego. Udało się trzymać zaplanowanej trasy i mogliśmy zacząć podejście na Łysiec. 

wąż wycieczkowy
 
Dawno już tu nie zaglądaliśmy, więc puszczańskie okolice zauroczyły nas od nowa. Słońce wreszcie wyjrzało, las nabrał koloru (jesiennego, niestety) i tajemniczości (to pod światło). No i te stare drzewa porośnięte hubami, próchniejące – nie wiadomo, żywe jeszcze czy już nie. 

na szlaku



w puszczy

 ta potężna jodła ma się dobrze

a ta upadła w roku 2007 (miała podobno około 230 lat)
 
Tuż przed szczytem zrobiło się odrobinkę stromo, ale i to nie problem.


dwa oczka wodne przy szlaku

 koniec podejścia 
 
Zgodnie z umową na Świętym Krzyżu zrobiliśmy sobie tak zwany czas wolny. Każdy zwiedzał, co chciał. Ostatecznie, byliśmy tu tak często, że nic tu już nie musimy. 


wieża - zimą balkon widokowy zamknięty

w stronę wieży telewizyjnej  
 
Ja zajrzałam na gołoborze. Zawiodłam się – mimo słonecznej pogody widoczność słaba. Cała okolica spowita mgłą. Ale przynajmniej zobaczyłam nieco śniegu, który cienką warstwą pokrywał gołoborze i jego okolice.

na gołoborzu
 
Przed opuszczeniem szczytu musimy koniecznie zrobić sobie pamiątkowe foto. Tym razem nie tylko strażackie, ale też i nowoczesne – z kijka.


 dużo nas było

Jeszcze rzut oka na klasztor i opuszczamy czerwony szlak, żeby zejść do Nowej Słupi  ścieżką dydaktyczną. Dla niektórych uczestników to pierwsze przejście tędy. 

pożegnalne spojrzenie na klasztor

tędy nie schodzimy

na ścieżce
 
Zatrzymujemy się przy zbiorowej mogile 200 ofiar zamordowanych w czasie 2 wojny światowej. To mieszkańcy okolicznych wsi, których rozstrzeliwano na skraju lasu. Żandarmi dokonujący tych zbrodni to oddział stacjonujący w schronisku w Nowej Słupi, ich dowódcą był osławiony Albert Schuster.

centralny fragment zbiorowej mogiły
 
Ostatnim punktem wycieczki jest obejrzenie Skałek Massalskiego. I tu muszę „odszczekać” moją niepochlebną opinię o nich, kiedy to wydawały mi się niepozorne i przereklamowane (tu link). Nic z tych rzeczy. To ja byłam niedoinformowana. Teraz Edward zaprowadził nas do skałek, które okazały się duże, efektownie pokryte mchem.  Niektóre schodzą ładnymi stopniami w dół. Inne są niewielki i rozrzucone po lesie. Krótko mówiąc, trzeba je koniecznie zobaczyć, wystarczy tylko zejść nieco w dół od ścieżki przy tablicy informującej o nich.




piaskowce kwarcytowe z okresu kambru (500 milionów lat), kiedy je oglądamy, możemy się poczuć tak, jak byśmy zaglądali Łysogórom pod powłokę gleby, bo to z takich skał jest zbudowane całe pasmo 
 
I to już koniec relacji.
Pogoda dopisała. Trasa bardzo nam się podobała. Czego chcieć więcej?
A statystyka? Sprzęt wykazał 14,3 kilometra.
Jal zapewne pamięta, że nasza trasa jest powtórzeniem jego wycieczki sprzed prawie sześciu lat – zajrzyjcie do relacji, żeby porównać, co się zmieniło (tu link).

Zdjęcia – Angelika, Zosia, Edek, Janek i ja

10 komentarzy:

  1. Fajna wycieczka a swoją drogą 6 lat zleciało... miło powspominać.
    Mało kto wie,że jest takie podejście i może bardzo dobrze.
    Dzięki za przypomnienie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lata szybko zleciały, ale wszyscy uczestnicy tamtego "porwania" z przyjemnością je wspominają.
      A podejście to teraz żadna tajemnica - jest wyznakowana ścieżka dydaktyczna niebieska o szumniej nazwie "Śladem czarownic, pogańskich kultów i powstańczych kryjówek"

      Usuń
  2. Widzę, że ekipa dopisała, a to już połowa sukcesu wycieczki. Gratuluje odnalezienia Skałek Massalskiego, chociaż nie ukrywam, że myślałem, że to my odegramy rolę ich pierwszych odkrywców :) Super zdjęcia! Strasznie zachęcają do odwiedzenia tego miejsca. W najbliższym czasie będziemy musieli się tam wybrać, tym bardziej, że w okolicy znajdują się inne skałki, które prawdopodobnie są jeszcze większe i na pewno bardziej tajemnicze...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojejku! Wybierzcie się tam koniecznie. O ile, oczywiście, nie jest to teren zabroniony. A my będziemy Was śledzić. ;) Tajemnicze skałki lubimy bardzo.

      Usuń
    2. Tak jak obiecaliśmy udało nam się dotrzeć w to miejsce i odnaleźć skałki. Można je spokojnie odwiedzić, gdyż nie znajdują się na żadnym zakazanym terenie.

      Usuń
    3. No to "lecę" czytać relację.

      Usuń
  3. Rozrost nie tylko krzaków zaobserwowałem ;) A wędrówki pozazdrościć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wszystko zasługa zmotoryzowanych kolegów i koleżanki. Bez nich nawet nie ma co marzyć o takiej wyprawie w niedzielę - brak dojazdu.
      Coraz poważniej myślę o zagraniu w totka, żeby zdobyć fundusze na bus wycieczkowy. ;)

      Usuń
    2. Z busem pomysł świetny, z grą... niekoniecznie.

      Usuń
    3. W gruncie rzeczy się zgadzam, ale napad na bank nie wchodzi w grę.

      Usuń