Wymusza to
sytuacja. Najpierw człowiek siedzi nad mapą, planuje, wymyśla trasę, a tu mu
bus rano nie przyjeżdża. Twardziel się załamuje, elastyczny wsiada do innego
busa i mimo wszystko jedzie na zaplanowaną trasę, ale musi wybrać wariant
skrócony.
W tej
sytuacji znaleźliśmy się w środę. Zamiast dojść leśnymi i polnymi ścieżkami do
Grzybowej Góry nagle wysiedliśmy w niej z busa. Tyż piknie. Jedna trzecia trasy
za nami.
No to
ruszamy na pozostały kawałek.
na trasie
Pogoda
rewelacyjna. Słońce świeci, grunt pod nogami lekko przymarznięty, remiza
strażacka, obok której przechodzimy kolorowa jak nigdy wcześniej (remont chyba
był).
remiza w kolorowe pasy
Wkraczamy
na polne drogi. Są widoki na wieś. Oziminy i orne pola jak na przedwiośniu.
Tylko skowronków brak.
Potem las.
Sosnowy. Sucha droga. Ciepło.
W lesie
nasz dobry stary znajomy – zbiornik przeciwpożarowy z niewielką wyspą na
środku. Wody w nim niewiele. Zamarznięta. Bobry odwalają swoją robotę na
razie wstępnie. Podgryzionych drzew niedużo.
śródleśny zbiornik
zimowa rusałka
ciąg dalszy nastąpi
Ale, co to?
Słonko jakby bledsze. Chowa się za chmury, a te dziwnie ciężkie i szare. Nic
to, prujemy dziarsko w stronę Wąchocka, żeby trochę pozwiedzać, zobaczyć, co
nowego w mieście cudów.
skromnie wypełniony paśnik
Zanim tam
dotarliśmy, zaczyna prószyć drobniutki śnieżek. Jest tak słaby, że nawet nie
osiada na ziemi. Pokazuję Zosi Kamienne Świnie i maszerujemy dalej.
Kamienne Świnie znów na blogu
Zbliża się
jedenasta, pora znaleźć miejsce na śniadanie. Chronimy się przed wiatrem w
starym kamieniołomie.
Wydobywano w nim piaskowce
dolnotriasowe między innymi na budowę wąchockiego klasztoru, kilka lat temu
umieszczono tu tabliczkę informująca o objęciu obiektu ochroną w formie
stanowiska dokumentacyjnego. I tyle tej ochrony, co kot napłakał. Tabliczkę
diabli wzięli, wyrobisko zarasta chaszczami. Już nawet zjeść nie ma gdzie, żeby
się nie złapać w pułapkę jeżyn.
kamieniołom wygląda jak za krzaka
z bliska lepiej
ale śniegu jakby trochę więcej
Opuszczamy
kamieniołom i już wiemy – z planu zwidzenia nici. Śnieg sypie coraz mocniej.
Pora wracać do domu.
No to
wracamy. Przeszliśmy 10,1 kilometra. Jak na te warunki, całkiem nieźle. Ale na
przyszłą środę zamawiamy lepszą pogodę.
Zdjęcia – Zosia, Edek i ja
Fajny pomysł... lubię tędy śmigać rowerkiem.
OdpowiedzUsuńA ja lubię tędy wędrować. Nic nowego, ale przyjemnie.
UsuńRefleksja na temat ostatniego zdjęcia.
OdpowiedzUsuńJak w życiu dla jednych bita droga się zaczyna, a dla drugich kończy, zależnie jaki obierzemy kierunek i dokąd zmierzamy.
Ob.wieś
W tych okolicach widzę spory potencjał geologiczny na kolejną wycieczkę :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie tak.
UsuńDodam, że my zaglądamy do w miarę dostępnej części kamieniołomu, ale jest jeszcze jedna, zupełnie zarośnięta, dzika część - bardziej w stronę zalewu. Coś w sam raz dla Was.
No,a w lesie całe mnóstwo dołów rudnych. Trzeba tylko poszukać.
I tak bywa z tymi busami. Grunt to się nie łamać. A tereny ciekawe, w sumie to tam można maszerować bez końca, nie znudzi się.
OdpowiedzUsuńMożna maszerować. Niedaleko jest. Na pewno jeszcze tam wrócimy.
Usuń