On chodził
codziennie na Kopiec Kościuszki. Dla zdrowia. Spacer odbywał wokół stołu w mieszczańskim salonie. Pod czujnym okiem żony. Nudno trochę. Postanowiłam, że
wdzieję holenderskie chodaki i ruszę w jego towarzystwie na dalsze wyprawy.
W drogę!
Najpierw
wybrałam się do Paryża. To górna półka w regale.
Chyba jednak muszę dokładniej odkurzyć wieżę.
Z Paryża
całkiem niedaleko do Rosji (półka po lewej – bardziej na wschód). A tu krótkie
spotkanie z matrioszkami. Oj, poplotkowałyśmy. Znajomość języka sobie
odświeżyłam.
zewnętrzne bardziej wypłowiałe, wewnętrzne zachowały oryginalną kolorystykę
samowar w bonusie
Skoro
Rosja, to z mroków bocznej półki wyłania się stateczek. Jeśli ktoś był w
Petersburgu, wie, że oryginał wieńczy iglicę gmachu Admiralicji.
Wśród
biżuterii Felicjan wyszukał dla mnie uroczą broszkę – prezent z Moskwy.
Niedaleko broszki stoi pudełeczko przypominające jedno z najbardziej znanych miejsc na
Krymie. Wykonane z pachnącego drewna krymskiego jałowca drzewiastego. Dostałam
je, kiedy Krym był jeszcze częścią Ukrainy, a zapach ciągle się utrzymuje.
Jaskółcze Gniazdo
Możemy też spotkać starca Chotabycza, który w okolicach Bachczysaraju podglądał młodziutką dziewczynę chodzącą po wodę do źródła.
Maszerujemy
twardo dalej. I docieramy do ślicznej ukraińskiej wioski – to Pietrikiwka. Na
chwilę przysiadła na ręcznie malowanej desce do krojenia (u mnie do wiszenia) i
tak jakoś została.
idylla wśród kwiatów
Przesiadamy
się na plecy bociana i pozwalamy się ponieść jeszcze dalej. Lecimy na południe.
Mijamy Rumunię, Wenecję i lądujemy w Jerozolimie. A to wszystko na drzwiach
lodówki się odbywa. Magnesy trzymają mocno. Potem pora na głębię Czarnego Lądu.
uliczka rumuńskiego miasteczka Sibiu
wspomnienie karnawału w Wenecji
Jerozolima lśni złotem (a może pozłotą?)
słonie w poszukiwaniu wody na pustyni obrusa
Chwila
odpoczynku i zauważam machanie łapką. To machają do mnie kotki Maneki Neko. Na
pewno mają dobre wróżby dla wszystkich. Zwróćcie uwagę, że te kotki z
porcelany, a jeden z nich po odwróceniu może służyć jako czarka do picia sake.
To może się napiję…
dolny kotek jest czarką
Podobno nie
powinno się pić alkoholu na pusty żołądek, ruszamy więc w stronę biurka, gdzie
możemy odwiedzić restauracyjkę na rynku w Raperswilu. Zamawiamy coś do
jedzenia, a potem odpoczywamy.
Zwykle zabieram z restauracji na pamiątkę wizytówki, tu zabrakło i stąd mam takie zapałki z nazwą restauracji.
Przy okazji
zauważam na półce z książkami kilka pamiątek z Monachium. Jak myślicie, co tam
będzie?
plan monachijskiego metra i podstawki pod kufle z piwem
Felicjan
przywykły do wędrówek po Krakowie namawia do powrotu w strony rodzinne. Proszę
bardzo. Możemy się wybrać do Kapkazów – tu skorzystamy ze świętokrzyskiego
transportu.
dalsza podróż prawie lotnicza
baranek - pamiątka ze Szkoły Wrażliwości w Kapkazach
A kiedy
siadamy przy stole, proponuję Felicjanowi spacer po Tarnowie. Tej wersji –
palcem po mapie jeszcze nie ćwiczył, ale nie użył swojego jedynego zdania*,
więc raczej mu się spodobało.
Ależ nam się swego czasu przydał ten plan miasta!
Zaglądamy
jeszcze na chwilkę do Cieszyna i Krosna, a potem wyruszamy nad morze.
spacer po Cieszynie - średniowieczna rotunda, cieszyńska Wenecja, Studnia Trzech Braci i Rynek
Z Krosna wracamy obładowani wyrobami ze szkła.
Żaglowiec zaprasza do odwiedzenia Krynicy Morskiej.
Zmęczeni długą
trasą odpoczywamy przy filiżance herbaty (Ćmielów) i przegryzamy ulubione
cukierki turystyczne naszej grupy. Nazywamy je „emeryckie”, bo takie mięciutkie
są, że nawet bezzębny staruszek może je zjeść (takich oczywiście w naszej grupie
nie ma). Felicjanowi dużo jeszcze do emerytury zostało, ale chętnie się
częstuje cukierkami z miseczki – prezentu z Opola.
czas relaksu
I po
wycieczce. Innym razem wybiorę się może w inne okolice. Pewnie razem z
Felicjanem. Teraz to najlepszy kompan i wzór do naśladowania. A tymczasem zajmę się może haftem? Kto wie...
Z tej strony jeszcze mnie nie znaliście, a to moje dzieła.
Zdjęcia – mojego wyrobu, a na nich wybrane pamiątki z podróży i prezenty od rodziny i znajomych
* „A niech
was wszyscy diabli” – tyle Felicjan powiedział swojej rodzinie. Cytat i postać
z „Moralności pani Dulskiej” Gabrieli Zapolskiej. Na cel jego spacerów wybrałam
Kopiec Kościuszki z bardziej znanej wersji sztuki, choć pierwotnie był
mieszkańcem Lwowa i wędrował na Wysoki Zamek.
To prawdziwa eskapada... przedni pomysł.
OdpowiedzUsuńKawał świata przewędrowaliśmy.
UsuńBardzo miło się wędrowało ��
OdpowiedzUsuńDziękuję. Może jeszcze gdzieś się wybierzemy.
UsuńUrocza wycieczka :-)
OdpowiedzUsuńI bez krokomierza. A tu tysiące kilometrów przewędrowane. :)
UsuńCo za wyobraźnia. Talent literacki niezaprzeczalny. Bardzo miło i ciekawie się czyta to opowiadanie. Gratuluję i pozdrawiam 😊
OdpowiedzUsuńTo byłam ja, Kasia Zakrzewska.
OdpowiedzUsuńDziękuję, Kasiu. Pozdrawiam Cię serdecznie. Do spotkania w lepszych czasach!
UsuńI po to są pamiątki!
OdpowiedzUsuńNo właśnie.
Usuń