sobota, 11 kwietnia 2020

Najbardziej wkurzające na wycieczce – subiektywny ranking

1. Deszcz. Bez dwóch zdań potrafi zepsuć każdą wyprawę. Odzież przemoknie, buty nierzadko też. Parasolka nie wiadomo czy bardziej wkurza, czy osłania od opadów. 

 pada

już padało, ale za chwilę znów lunie

  peleryna bardziej się nadaje na postój niż  na marsz 

2. To w gruncie rzeczy wariant punktu pierwszego, ale gorszy. Burza. Najpierw straszy. Człowiek się denerwuje – zdąży przed burzą czy nie. Zwykle zdążaliśmy wrócić do domu przed rozpętaniem się piekła. Trzy razy się nie udało. Najgorszą sytuację przeżyliśmy w okolicy Jasieńca Iłżeckiego. Burza trwała tylko 5 minut, a przemoczyła nas do nitki. 

 burza nadciąga

3. Wiatr. Chociaż nie zawsze. Najbardziej uciążliwy jest późną jesienią i zimą. Uciekamy przed nim do lasu, ale wyjście na otwarty teren zwykle jest konieczne i naprawdę nieprzyjemne. A tu prym wiedzie tak zwany wiatr w pysk. O, ten potrafi dokuczyć…

pod wiatr

 pagórek najlepszą osłoną przed wiatrem
 
4. Głęboki śnieg. Taki dziewiczy. Ach, piękny jest. Nieskalana biała przestrzeń. I żadnej drogi – trzeba brnąć zapadając się w ten biały i raczej mocno nieprzyjemny puch. Daje w kość. I bardzo spowalnia marsz.

najpierw lekko prószy 
przez śnieg (ten niezbyt głęboki)

ostatni mają nawet coś w rodzaju ścieżki, ale Andrzej jako pierwszy miał ciężko 

śniegu niewiele, ale za to jaki mokry!
 
5. Gorszy od niego jest tylko lód na drodze. Ślisko jest, nieprzyjemnie. Jedyny ratunek – nakładki antypoślizgowe na buty. Ale jak się to trudno zakłada! No i po przejściu trasy zawsze się okazuje, że gdzieś zginął przynajmniej jeden kolec. I nie znajdziesz. Już nie…

ślizgawka 

 najlepsza pomoc w trudnych warunkach

i można sunąć po śliskim  
 
6. Błoto. Ale nie jakieś tam małe błotko. Nie. Chodzi mi o naprawdę błotniste, nierzadko rozjeżdżone przez ciężki sprzęt podłoże. Trudno toto ominąć, a i przejść się właściwie nie da. A jeszcze wpadnij w tę maź – no buty brudne, ciężkie. Wariant gorszy – pacnąć całym sobą albo jedynie „odwłokiem”. To dopiero radość! Oczywiście głównie dla obserwatorów, nie delikwenta. Pamiętam, jak raz tak walnęłam na grunt, to pierwsza moja myśl była: jak dobrze, że wczoraj nie uprałam kurtki.

chwila zastanowienia

ostrożnie

błoto, woda i wysokie trawy - to jest coś!

 kilo gliny pod butem
 
7. Rzeka bez kładki. Oczywiście latem to nie problem – się zdejmie buty i przejdzie w bród. Ale zimą… Najpierw żmudne poszukiwania ewentualnej przeprawy. Potem długie dyskusje, co wybrać. Bo każdy wariant mało atrakcyjny i obarczony perspektywą wpadki do zimnej i czasem głębokiej wody. Ci, co wpadli, wiedzą, jaka to wątpliwa przyjemność. Mnie ominęła. 

 hmm...

i po problemie

 ale zimą 

 ryzykownie

z kamyka na kamyk

budowa przeprawy
 
8. Chaszcze i inne przeszkody. Czasem trzeba się przedzierać przez gęstwinę albo przechodzić przez pnie, które skutecznie tarasują drogę. To wymaga gibkości i ostrożności. 
Wypada dodać, że u nas tego typu przeszkody noszą nazwę "charapaty". Nie wiem, jak to się poprawnie pisze, a zapożyczyliśmy to określenie od spotkanego kiedyś w lesie mężczyzny. Powiedział wtedy: "Tam nie idźcie, bo straszne charapaty są. Nie przedrzecie się.".  I tak zostało.

 nie ominiesz

 kłody pod nogi

 hyc! 

9. Asfaltowa szosa. Zwłaszcza latem. Taka potrafi dać popalić. Stopy długo i boleśnie wspominają potem takie przejście. Bądźmy jednak szczerzy – w przypadku zetknięcia się z punktem czwartym i szóstym asfalt zaczyna się jawić jako wybawienie.

asfalt w upale

i jesiennie wśród pól
 
10. Upał. Jego męczącą potęgę poznaje się dopiero w pewnym wieku. W dzieciństwie i wczesnej młodości upał to wakacje i radość. Na wycieczce turystów nie pierwszej młodości gorąc i duchota bardzo męczą, serce wysiada. Lepiej już w domu siedzieć. Albo wędrować o nieludzko wczesnych godzianch porannych. 

wśród rozgrzanych słońcem pól niedaleko Iłży 

 i na letniej łące

chwila ochłody (pamiętam też zakładanie na głowę czapeczki pełnej zimnej źródlanej wody) 
 
11. Komary. O, te to naprawdę potrafią krwi napsuć. Lata toto koło głowy, bzyczy, atakuje znienacka w cienistych miejscach, wysysa krew, a potem pozostawia mocno swędzące ślady. Oj tak, za komarami nie przepadam. I nie bardzo wierzę w skuteczność wszelakich preparatów rzekomo je odstraszających.

idealny las dla komarów

 a tu mają wręcz swój komarzy raj 
 
12. Źle dobrane obuwie. Kto tego nie przeżył, nie wie, co to katorga. Mnie raz się zdarzyło zdjąć buty razem z piętą. Tak mnie za ciasny adidasek obtarł, że cała skóra z pięty zeszła. Ed do dziś się śmieje, że na przystanku w Serwisie widać ciągle ślady mojej krwi. Szczęśliwi ci, co zawsze dobre buty kupują. Ja po przygodzie z piętą też już się tego nauczyłam. Teraz czasem mi się tylko zdarzy przemoczyć nogi, a to głównie podczas brnięcia przez świeży mokry śnieg. 

zaprzyjaźnione obuwie turystyczne (moje, Edka i Stacha)

 nawet dobrze dobrane buty warto czasem zdjąć

zmęczenie
 
A z tego wszystkiego najgorsza jest maruda na trasie. Taka, co to jej wszystko przeszkadza – a to jej za gorąco, a to za zimno, a to asfalt za twardy, a to błota za dużo, a to trasa nudna, a to znów za długa. 
Znacie takich? 
Ja bardzo dobrze. Od urodzenia. Zdobyłam chyba mistrzostwo świata w marudzeniu. Nawet na trasach, które sama organizuję (to forma samoobrony – żeby mi grupa nie narzekała, wolę sama sobie dowalić).

szukanie dziury w całym

z górki jednak optymistycznie

stopić się z pejzażem 
 
Tak było. A teraz to bym każdy z tych punktów w ciemno brała, żeby tylko wreszcie wszystko znów było, jak dawniej. I żeby wyjść. Gdziekolwiek. Byle w teren. 

 w pola!

do lasu!

przez wąwóz!

Wniosek - najbardziej wkurzający jest brak wycieczek.
 
Zdjęcia – Kasia, Edek, Janusz i ja (wybierałam ze starszych, chociaż kilka już pojawiło się na blogu)

10 komentarzy:

  1. Wspaniała analiza... gratuluję pomysłu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Dobrze, że jest gdzie znaleźć materiały do pomysłów. Niedługo przyjdzie sięgnąć po "perełki Edwarda".

      Usuń
  2. Równie wkurzający jest brak wyjazdów na działkę! 18 kilo w jedną stronę, to jednak trochę za dużo ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I mnie ten ból dotyczy. Oczyma wyobraźni widzę, jak mi te grządki mozolnie zasiane poplonem i skopane na jesień wiosną krzywo zarastają trawskiem. A potem ani to skopać, ani kosiarką wjechać.

      Usuń
  3. Wspaniały wpis. Ja na wycieczkach lubię i deszcz, i wiatr. Najbardziej nie lubię upału. i braku zimnego piwa ;) jednak najbardziej wkurzający jest brak wycieczek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zimne piwo to u nas na koniec wycieczki. Najmilej wspominam ubiegłoroczne piwko na trawie w Kunowie. Było zimne, a w pobliżu rósł tak piękny szczaw, że na dwie zupy narwałam.

      Usuń
  4. O Tak - z tym że jedynie niewygodne obuwie (odzież) i marudę uważam za istotny problem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak - obuwie to podstawa. A marudę w sobie zwalczam z mniejszym lub większym skutkiem.

      Usuń
  5. Do kompletu w naszym przypadku dorzuciłbym jeszcze bieg na ostatni transport do domu i brak sprawnej latarki we wnętrzu jaskini :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bieg testowaliśmy kilkakrotnie. Z różnym skutkiem, ale raczej pozytywnym - często kierowcy czekali na nas(nawet dwa razy maszynista poczekał z odjazdem pociągu na stacji). Ale to może widok leciwych turystów drepcących niby biegiem tak na nich wpływa. ;)
      Z latarką rzeczywiście może być problem. Potrafię to sobie wyobrazić, choć raczej nie włazimy do wnętrz solidnych jaskiń.

      Usuń