W tym roku
zima zagościła u nas na dłuższy czas. Wydaje się, że już się zbiera do powrotu,
ale jeszcze wybierzmy się na zimowy spacer.
Jeśli
trafimy na dzień po opadach śniegu, świat będzie zasypany bielą, z trudem
przebrniemy przez zaspy, a odpoczynek na ławeczce raczej nie wchodzi w grę.
Szkoda niszczyć puchową poduchę.
Woda, która
nie zamarzła, tworzy mocny kontrast z ośnieżonym brzegiem. W miejscach, gdzie
nurt żywszy, powstają nieoczywiste rzeźby lodowe.
Znam
miejsce, gdzie rezyduje grupka kaczek. Zwykle z szumem skrzydeł odlatują, jak
tylko mnie usłyszą. Tym razem postanowiłam się zakraść po cichu. Oto rezultaty.
Koleżanka
zatrzymała się przy karmniku, który mocno obsiały mazurki. Przejrzałyśmy
uważnie zdjęcia i wydaje nam się, że i pojedyncze wróble domowe też tam się
pojawiły.
Pod
śniegiem leży sporo liści i żołędzi. Dziki nie przepuszczą takiej gratki.
Często mijam buchtowiska, gdzie ryły w poszukiwaniu smakołyków.
W słońcu
śnieg na drzewach topnieje, ale ścieżki nabierają dodatkowego wymiaru dzięki
grze światła i cienia.
Poza tym wreszcie widać, jak głęboki jest śnieg.
Tę ścieżkę nazwałam imieniem skarżyskiego oryginała i poety, pana Siewierskiego. Zawsze tu jeździł na nartach. I zawsze ubrany w dopasowaną, rozpiętą prawie do pasa koszulę.
Im więcej
słońca i dodatnich temperatur tym bliżej odwilży. Kto wie, może i wiosny…
To zdjęcie
miało być ostatnim, ale nieoczekiwanie napotkałam dziś przy leśnej ścieżce
rzecz paradoksalną. Dołączam więc apel. I prośbę – może go jednak posłuchajmy.
Zdjęcia – Teresa i ja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz