A co z tych planów wyszło, zaraz się okaże. Wiosna, na
szczęście, nie zawiodła, choć słońce czasem się chowało za chmury. Ale
skowronki i ich koncerty były obecne.
Na punkt startu zupełnie nieprzypadkowo wybrałam parking
przed kościołem pod wezwaniem świętego Edwarda Wyznawcy w Gąsawach Rządowych. Ten
kościół liczy sobie niespełna 30 lat, powstał według projektu Stanisława
Dworaka. Zaś jego patron wydaje się nam bliski.
Stąd wyruszamy w pola.
A tu niespodzianka – po prawej stronie wyłania się duża,
nawet bardzo duża, kopalnia piasku. Lecimy zajrzeć. Ostrożnie, bo tabliczki
ostrzegają przed głębokimi wykopami, co zresztą sami zauważamy.
Po kilku minutach wracamy na wybraną polną drogę. Ale zaraz
z naszą drogą krzyżuje się inna – ta oddziela widzianą wcześniej piaskownię od
innej, wyglądającej na niedużą i nieczynną.
To złudzenie. Wystarczyło przejść kolejne kilkaset metrów i
za zakrętem wyłania się ogrom pozornie nieczynnej piaskowni – praca wre na
całego, krajobraz księżycowy zmienia oblicze z każdym ruchem koparki.
Po drugiej stronie drogi spokojnie zarasta trawą i krzewami inna
stara piaskownia.
Przechodzimy na kolejną polną drogę. Cóż, że polna, skoro
pól nadal niewiele.
Znów natrafiamy na nieczynne piaskownie. Jedna jeszcze mało zarosła, a druga chyba służy
jako miejsce do jazdy samochodami terenowymi.
Na mapie, jak zauważycie na dole wpisu, nie zaznaczono
żadnych kopalni. A my znowu natrafiamy na kolejną. Ta jest wykorzystywana przez
terenowe motocykle. Żadna stroma ściana nie stanowi dla nich przeszkody.
Fotografujemy stojąc na szczycie wyrobiska – strach ruszyć nogą, a pod stopami
mamy wyjeżdżone przez motocykle tory zjazdu. Jak oni tędy zjeżdżają i żyją?! Nie
do pomyślenia.
Wreszcie wchodzimy w pola. Tak nam się wydaje. Jednak po lewej
stronie znów się wyłania nieczynna piaskownia. W tej jest nawet odrobina wody
na dnie – ot, taka sobie sadzawka.
Już mnie te piaskownie z lekka denerwują, ale przed nami
Gąsawy Plebańskie – o, tu odpoczniemy od piasku.
Gdzież tam! Przy drodze za wsią napotykamy jeszcze jedno
zarastające wyrobisko.
Potem przechodzimy przez przyjemny lasek i rozpoczynamy
kącik zdobywców szczytów górskich. Kolega Ed wymarzył sobie zdobycie szczytu o
niebotycznej wysokości 227 m n.p.m. Według mapy jest on niezalesiony i otoczony
polami.
Rzeczywistość znów nam płata figla. Pola zarosły zagajnikami. A u stóp
wymarzonej góry czai się kolejne nieczynne wyrobisko. Taki niefart.
Szczyt jednak zdobyty, na co mamy dowody fotograficzne. Zaś
po owym wysokogórskim wysiłku urządzamy sobie śniadanie alpinistów przy stoliku
z głazu narzutowego.
Korzystamy potem z uroczej dróżki skrajem lasu, która ku
mojemu zdumieniu doprowadza nas do planowanej drogi powrotu na miejsce startu
(ciekawe, kiedy ja się wreszcie przestanę dziwić, że moje plany są zgodne z
terenem).
Drogą, którą wracamy, jest nam znana – szliśmy nią ledwie
trzy lata temu. I co? Nowość – w tym czasie wydłubano i przy niej kolejną
piaskownię.
Na szczęście dalej droga już spokojnie prowadzi wśród pól do
Bieszkowa Dolnego. Jest naprawdę przyjemnie.
Za Bieszkowem podchodzimy na niewielkie wzniesienie, z
którego nie tak dawno temu był ładny widok na wieś. Jeszcze jest, ale pole teraz już zarasta
sosenkami. Jak zajrzymy tu za kolejne trzy lata, widok może być zasłonięty przez drzewa.
W lasku skręcamy w stronę Gąsaw. A tam nadal okrutnie
cuchnie (tak było i poprzednio), poza tym za lasem napotykamy ostatnią tego
dnia piaskownię(uff!).
Przed nami wyrasta nowa wieża telekomunikacyjna. Cóż,
wszędzie zmiany.
W samo południe zamykamy pętelkę naszej trasy i możemy
wracać do domu. Taką pełną piaskowych niespodzianek trasę sobie wymyśliłam.
Zdjęcia – Edek i ja
Przepiękny krzyż.
OdpowiedzUsuńWycieczka ciekawa, pomimo dużej ilości piasku. Po deszczu zapewne odcinki nie do przejścia.
Dziś na pewno byśmy się tam nie wybrali. W suchy dzień mocno się kurzyło, ale teraz pewnie błoto nie do przebycia, zwłaszcza w koleinach po przejeździe wielkich ciężarówek z ładunkiem.
UsuńKrzyż nie tylko ładny, ale też zaskakujący w środku lasu. Może kiedyś stały tam zabudowania wsi, a może chronił pola uprawne, których już nie ma. Żadnej daty ani nazwiska fundatora nie udało nam się znaleźć.
Dawno nie byłem... trochę księżycowo. Od tej kapliczki po drugiej stronie drogi jest ścieżka leśna lekko skośna do niej i po ok. 300m jest następna kapliczka dość tajemnicza?
OdpowiedzUsuńPamiętam naszą wspólną wycieczkę - Ty rowerem, my pieszo w kwietniu 2015. Zupełnie inne piaskownie wtedy spotkaliśmy.
UsuńPo drugiej stronie drogi na granicy Gąsaw i Bieszkowa jest krzyż na białym postumencie. Był już pokazywany na blogu w marcu 2019, to teraz się nie znalazł w relacji.
W tych starych piaskowniach (nierozjeżdżanych)musi być pszczeli raj. Super miejsce do gniazdowania, o ile w okolicy coś kwitnie.
OdpowiedzUsuńCały czas o tym myślałam, ale zapewne zauważyłaś, że zdjęcia głównie z góry - nie byliśmy przy wejściach. To nie są małe obiekty i takie podejście do wejścia może nieźle wydłużyć trasę.
UsuńOczywiście. Tyle że dla pszczół to nie musi być jakaś wysoka skarpa. Trzeba by usiąść w pobliżu i popatrzeć, czy coś lata i gniazduje. Musisz mnie kiedyś tam zabrać :-)
UsuńJak będziesz u mnie, możemy się razem wybrać. Na naszych wycieczkach się nie siada i nie obserwuje. Dwa różne style obcowania z przyrodą.
UsuńJuż kiedyś miałem pytać... Czy znane jest Pani to miejsce w Gąsawach?
OdpowiedzUsuńhttps://goo.gl/maps/mCVy1PoUvrx23XXC9
Wygląda bardzo tajemniczo, ale nic nie udało mi się o nim wyszukać. Mam takie zdjęcie z samochodu
https://photos.app.goo.gl/PeVMbj7XkuhzxxLh6
I tak i nie. Przechodziliśmy tamtędy trzy lata temu. Zaszokowało. Pytaliśmy mieszkańców wsi i nikt nic nie chciał mówić. A właściciel obiektu się nie pojawił.
UsuńTym razem widzieliśmy te kolorowe zabudowania z lasu, ale pomni poprzednich niepowiedzeń, już nie zaglądaliśmy z bliska.
Mnie tam takie piaskownie cieszą... Ale rozumiem że mogą być irytujące. Tak czy owak - fajna trasa!
OdpowiedzUsuńKażda sama z siebie przyjemna, ale takiego nagromadzenia się nie spodziewałam. Nieco mnie to przygniotło.
Usuń