czwartek, 28 kwietnia 2022

W drodze do Włoch

Od dawna już tęskniłam za okolicami Włoch i w końcu udało mi się zrealizować mój plan włoskiej wyprawy.
Starujemy w Chybicach, gdzie podziwiamy ufundowany w roku 1362 kościół pod wezwaniem św. Małgorzaty. Pierwotna gotycka świątynia z czasem okazała się niewystarczająca na potrzeby wiernych i została rozbudowana z zachodu o wieżę. Dobudowano też zakrystię i składzik. Kościół zbudowany jest na wzniesieniu i dobrze go widać z różnych miejsc. 


kościół w Chybicach 
  
Dzięki uprzejmości proboszcza mogliśmy zwiedzić niewielkie, ale piękne wnętrze kościoła. Ja najbardziej byłam ciekawa słynnego ośmiobocznego filara w centrum nawy, na którym wspiera się sklepienie palmowe. 
 

trudno sfotografować filar w całości
 
fragment sklepienia
 

Duże wrażenie robią też kamienne portale, ołtarze (zwłaszcza główny z pierwszej połowy 17. wieku), chrzcielnica, ambona i w ogóle wszystko. Człowiek nie wie, na co patrzeć. 
 
gotycki portal prowadzący do zakrystii
 
fragment portalu z wyrytą datą renowacji kościoła
 

manierystyczny ołtarz główny
 
u stóp figury św. Małgorzaty herb fundatorów kościoła - Sulima
 

Po zwiedzaniu pora wyruszyć w drogę. Chociaż przechodząc w pobliżu chybickiego cmentarza nie oparliśmy się pokusie sprawdzenia, co tam ciekawego. Oprócz starych kamiennych nagrobków wypatrzyliśmy malutki cmentarz z czasów 1 wojny światowej, gdzie pochowanych jest siedmiu niemieckich żołnierzy. Znaleźliśmy też mogiłę dwóch oficerów AK – dowódcy oddziału Jana Orła, pseudonim „Kmicic” i sapera Bolesława Orła.
 
cmentarz wojenny
 
krzyż na grobie oficerów AK
 

Nasza droga do Włoch jak zwykle nie prowadziła prosto do celu. Najpierw skierowaliśmy się na północny wschód idąc przyjemną polną drogą do szlaku niebieskiego. 
 
figura św. Jana Nepomucena na granicy Chybic
 

polne drogi
 
Mapa sugeruje przy tej drodze pomnik. Cóż, drobna pomyłka. Znajduje się on przy głównej szosie tuż przy granicy wsi Ambrożów. Jest poświęcony pamięci 26 mieszkańców gminy Pawłów, którzy polegli w wojnie polsko-bolszewickiej. Wzniesiono go w latach 20. ubiegłego wieku, teraz niedawno odnowiono. 
 
pomnik w kwietniu 2012r.
 

 i obecnie
 
Idąc szlakiem na południowy wschód podziwiamy widoki na okolice zalewu Wióry po jednej stronie i na Łysogóry po drugiej. Szkoda tylko, że akurat słońce skryło się za chmurami i widoki lekko zamglone.
 
pola Zbrzy i odrobinka zalewu
 
Święty Krzyż w oddali
 

W Pokrzywnicy docieramy w pobliże zalewu i kierujemy się na jego brzeg. Długo tam nie byliśmy, bo brzeg błotnisty, grząski. Ale na wodę można było popatrzeć. 
 
boczna odnoga zalewu
 
zalew Wióry
 

Znad zalewu wchodzimy na teren zabytkowego parku podworskiego w Pokrzywnicy. Jesteśmy tak o tydzień za wcześnie, bo zieleń drzew jeszcze nie w pełni rozwinięta, ale za to wśród trawy zatrzęsienie wiosennego kwiecia – ziarnopłony, złoć, szczawik zajęczy i zawilce walczą o promienie słońca pod potężnymi drzewami. A dorodnych drzew jest tu naprawdę dużo – wypatrzyliśmy kilka pomnikowych lip, poza tym wiekowe kasztanowce, klony (te akurat kwitną) i modrzewie. 
 

parkowe okazy
 
ziarnopłon wiosenny

kowale bezskrzydłe na jednym z wiekowych pni

Dworu w parku już nie ma – przegrał walkę z czasem, ale zbudowany w roku 1866 kamienny spichlerz trzyma się dobrze, a nawet ostatnio dużo lepiej. Został bowiem odrestaurowany i służy mieszkańcom. Spotkana w pobliżu mieszkanka opowiadała, że są tam organizowane imprezy. Szkoda tylko, że żadnej nie było, kiedy my przechodziliśmy, bo  nie udało się obejrzeć wnętrza spichlerza.  
 

spichlerz widziany z parku - rok 2012 i obecnie
 

a tak od strony ulicy - rok 2008 i obecnie


a to kamienny portal (2012 i 2022)

data budowy spichlerza

Z Pokrzywnicy mamy już prostą drogę do Włoch. Rzecz jasna i ona oferuje przyjemne widoki na okolicę.
 

pola Pokrzywnicy i Wieloborowic
 
Ale nie dla widoków tu przyszliśmy. Moje serce wyrywało się do ulubionego i dawno niewidzianego wąwozu włoskiego, przez który prowadzi szlak. Ostatnio byłam tu 14 lat temu i naobiecywałam kolegom spotkania z cudem natury. Tak on wyglądał przed laty. 
 

maj 2008
 
kwiecień 2012
 

Idąc szlakiem przechodziliśmy przez jakiś wąwozik – ot, taki niespecjalny, może i podobny do tamtego, ale gdzie mu do oryginału…
 

wąwozik
 
Wyszliśmy na pola nad rzeką (to Pokrzywianka) i zobaczyłam drogę, którą zamierzałam wracać z Włoch do Chybic. Ale jak tu wracać, skoro wąwozu nie było?! Nic, tylko zapomniałam przez lata, gdzie on się znajduje. Na szczęście przy drodze stały dwie „Włoszki”, no to zapytałam, jak dojść do wąwozu. Jakież było moje zdziwienie, gdy się dowiedziałam, że właśnie z tego wąwozu wyszliśmy. Tak się zmienił na skutek remontu drogi – położono asfalt, wyrównano poziom drogi i wąwóz zmalał, ba, powiedziałabym, zniknął. Niby jest, ale to już nie to samo…
 
Pokrzywianka
 
Cóż było robić? Trzeba zachować w pamięci dawne obrazy i wracać do rzeczywistości. A tą rzeczywistością jest solidna asfaltowa droga przez Włochy w kierunku Nieczulic. Na znieczulenie bólu po stracie wąwozu mamy kolejne polne widoki i spotkanie z dwoma niebrzydkimi stawikami na dopływie Pokrzywianki.
 
pola Włoch
 
jeszcze jeden widok na Św. Krzyż

mniejszy staw
 

i duży
 
Za Nieczulicami mapa obiecuje ładną polną drogę w kierunku Chybic. No, powiem wam, obietnica dotrzymana, ba nawet wzbogacona o dodatkowe atrakcje. Krótko mówiąc to najlepsza z dróg całej naszej „włoskiej” eskapady. Suchutka, przyjazna dla stóp, a widoki z niej niezapomniane – z traktorem i stadami gawronów w świeżych skibach. 
 
pejzaż z traktorem
 
widok na kościół w Chybicach
 
Zgodnie z planem wychodzimy znów na szosę w pobliżu Chybic. Kościół coraz lepiej widoczny, ba nawet niewielką winnicę spotykamy na trasie. Takie to zaskakujące okolice.
 
chybicka winnica
 
i znów kościół
 
Zakończenie wycieczki to dla mnie prawdziwe wyzwanie. Zamierzam sprawdzić, jak się prezentuje wpisany do rejestru zabytków podworski park w Chybicach. Podobno założono go w osiemnastym wieku, a sto lat później zmieniono. Cóż mogę powiedzieć? Jego współcześni mieszkańcy rezydują w gniazdach w koronach drzew, wydzierają się potwornie i bombardują odchodami każdego, kto tam zajrzy. Udało mi się nie oberwać, ale zwiewałam, co sił w nogach. 
 
park - ledwo zajrzałam i już musiałam uciekać
 
I to tyle wycieczkowych wrażeń. Wycieczka w sumie była udana, chociaż drobny smuteczek w sercu pozostał…
 
mapka trasy
 
Zdjęcia - Edek i ja

2 komentarze:

  1. No szkoda wąwozu, szkoda - wygoda mieszkańców przeważyła.

    A le całość wycieczki znakomita, i ten kościółek i ten cmentarzyk z I wojny i groby Akowców... I te widoki!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie - nudy nie było. Poza tym, miejsca rzadko odwiedzane, to się chce możliwie dużo zobaczyć.

      Usuń