poniedziałek, 11 kwietnia 2022

Ścieżka dydaktyczna „Rawicz” i nie tylko

Szliśmy tą ścieżką jesienią 2013 roku, warto więc było sprawdzić, czy coś się na niej zmieniło. Chyba niewiele, ale i tak dzięki ułomności pamięci mogliśmy spotkać wiele „nowych” miejsc.
Tym razem wyruszamy z parkingu przy początku ścieżki i kierujemy się ładną, chociaż nie zawsze suchą, drogą na południe. 
 
dziarski marsz na rozgrzewkę
 
Spokojnie rozkoszujemy się leśnym powietrzem i wiosennym śpiewem ptactwa. Czasem coś zwraca naszą uwagę – a to drzewo, a to wąwozik, a to rozlewisko przydrożne – efekt intensywnych opadów w ostatnim czasie.
 

leśne wąwozy 
 
Na dłużej zatrzymujemy się nad sporym jeziorkiem, które ewidentnie jest efektem pracy bobrów. Zalało ono miejsce, gdzie przed laty znajdowała się wysiedlona na potrzeby poligonu w latach 50. wieś Gródek. Przypomina o niej przydrożny krzyż. 
 
upamiętnienie wsi Gródek
 

leśne jeziorko
 

bobrowa robota

Niewątpliwą atrakcją ścieżki jest Grodzka Góra i znajdujące się na jej szczycie pozostałości słowiańskiej świątyni solarnej z 7. wieku. Górka nie jest wysoka, ale trzeba się na nią wspinać po dosyć stromej ścianie. 
 
podejście
 
Na płaskim szczycie zauważamy bez trudu pozostałości wałów kultowych (istniały tu trzy kamienno-ziemne wały), fotografowanie ich jak zwykle słabo nam idzie i musicie mi wierzyć na słowo, że są. Tablica u podnóża góry informuje o licznych formach kamiennych, wśród których szczególnie wyróżnia się „idol” o kształcie podobnym do człowieka. Zobaczcie, co wypatrzyliśmy. Mnie to lekko zalatuje naciąganiem, bo szczerze wątpię, czy rysunek na kamieniu ma kilkaset lat (no, może kilka…). Tak czy inaczej, wspinaczka nie jest daremnym trudem, a „idol” wart zobaczenia.
 
solarny "idol"
 
Zatrzymujemy się też na kilka minut w pobliżu gajówki Rawicz, której imię nosi cała ścieżką. Znaleźliśmy się tam w rocznicę dramatycznych wydarzeń z dnia 10 kwietnia 1943 roku, kiedy to oddział żandarmerii niemieckiej stoczył bitwę z partyzantami AK kwaterującymi w gajówce. Wszyscy partyzanci polegli, a gajówkę Niemcy spalili. Odbudowano ją po wojnie, a pamięć poległych przywołuje kamienny pomnik. Na jego płycie umieszczono nazwiska partyzantów, którzy zginęli w tej bitwie.
 

miejsce pamięci przy gajówce Rawicz 
 
Skoro ścieżka prowadzi przez las, to warto pochwalić się pomnikowymi drzewami. Tuż przy drodze rosną dwie pomnikowe sosny i dwa dęby. 
 
jedna z pomnikowych sosen
 
dąb w pewnym oddaleniu
 

Zakończenie ścieżki to miejsce dołów rudnych – pozostałości szybów górniczych z 18. i 19. wieku, w których wydobywano rudę żelaza przetapianą na stal w okolicznych zakładach. 
 
jeden z dołów, które niedługo będą już tylko pagórkami
 
Oczywiście przy ścieżce są liczne tablice informacyjne na temat lasu i jego życia, ale ich treści nie będę tu prezentować, zwłaszcza że nasza wycieczka wcale się tu  nie zakończyła. Ba, nawet do półmetka nie dotarliśmy.
 
każda okazja dobra, żeby się czegoś nowego dowiedzieć
 
Najpierw zostaliśmy zaskoczeni nową niezwykle solidną drogą, która jest budowana w lesie. Trzeba było dokonać korekty trasy, żeby dotrzeć tam, gdzie planowaliśmy. 
 
droga w budowie
 
My tu sobie wędrujemy, a nagle Marek woła, że w lesie widać flagę. Pewnie jest tam jakieś ważne miejsce. Idziemy sprawdzić. Jakież zdziwienie – to bezimienna żołnierska mogiła, której jakieś pół godziny wcześniej szukaliśmy w lesie przy pomocy nawigacji z mapy Google. Gdybyście chcieli dotrzeć do tego miejsca, nie ufajcie zapisowi na tamtej mapie, mogiłę znajdziecie dużo dalej na południe. 
 

leśna mogiła
 
tak wyglądała jesienią 2013 r.
 

Kolejne zaskoczenie – spora i dosyć efektowna wychodnia skalna. Fakt, nieco schowana za pryzmami materiałów naszykowanych do budowy drogi. Ale jest. I za jakiś czas na pewno znów się wyłoni. Tyle tylko, że wtedy przyjdzie wędrować bitą drogą (oby nie asfaltem).
 

wychodnia skalna przy drodze
 
Przed nami największe wyzwanie. Zamierzamy zobaczyć, co pozostało z działającej w latach 1975 – 2010 kopalni glinki ceramicznej „Zapniów”.  Widziałam w sieci trochę zdjęć ruin kopalni, ba nawet ładnego jeziorka powstałego po jej zalaniu. Rzeczywistość jednak przerosła moje optymistyczne oczekiwania.
Na teren zakładu wkraczamy przez dziurę po furtce obok zamkniętej bramy. Wita nas pusta kapliczka bez świętej Barbary. Budynki zakładu zrujnowane – bez okien i drzwi – nie zaglądamy. 
 
opuszczona kapliczka
 
jeden z budynków kopalni
 

Największe zainteresowanie wzbudziło wejście do jednej z kopalnianych sztolni. Koledzy odważyli się zajrzeć do wnętrza. Od razu nasuwa się wniosek – to musiała być naprawdę duża kopalnia i chyba jednak szkoda, że nie działa.
 
wejście do szybu zarośnięte krzakami 
 
tak jest w środku
 

Najbardziej jednak ciekawi mnie jezioro. Jest? Nie ma? Jest! Z mocno zarośniętymi brzegami.
Kolega Ed zaczaja się w chaszczach na północnym brzegu, reszta grupy idzie ze mną groblą po wschodnim brzegu. Mapa obiecuje, że grobla doprowadzi do południowego brzegu. Będzie ładny widok.
 
zalane wyrobisko widziane od północy
 
Południowy brzeg równie, a może i bardziej, zarośnięty niż północny. Ma jednak kilka wzniesień – to pewnie dawne hałdy. Z nich  można zrobić foto. 
 
widok na wyrobiska od strony południa
 
A potem tylko się przedrzeć do doskonałej drogi na zachód od jeziorka i koniec problemów. Jednak nie. To dopiero początek. Od drogi oddziela nas głęboki na jakieś 3 metry rów ze stromymi brzegami i sporą ilością wody na dnie. Jak się domyślacie, w tym miejscu nastąpiły dramatyczne wydarzenia – poślizgi, zapadanie w wodę, upadki. A do tego pomocna dłoń. Równie pomocne gałęzie i kijki trekingowe. Efekt – sponiewierało nas, nauczyło pokory, ale przeszliśmy. Nie radzę powtarzać. Chcecie zajrzeć na teren kopalni – to tylko rozważnie, nie warto pchać się w gęstwiny i rowy. 
 
zamiast zdjęć z przeprawy bagienko w innym miejscu trasy
 
I od tego miejsca zaczął się powrót do punktu startu. A droga powrotna tak luksusowa, że aż nudna – wygodna asfaltówa, prosta, sucha i bez niespodzianek.
 
krokiem marszowym w stronę Przysuchy
 
Na zakończenie jeszcze jedna atrakcja w postaci miejsca wypoczynku przy tak zwanych „Skałkach”, czyli kolejnej kolorowej wychodni piaskowca. To bardzo popularny punkt – spotkaliśmy sporo spacerowiczów. 
 


przy kolorowych skałkach

A, byłabym zapomniała - w pobliżu parkingu wypatrzyłam malownicze rozlewisko. No, to  może jedno małe foto?
 

I wreszcie wycieczka dobiegła końca. Uff! Jeszcze tylko mapka trasy i już nie zanudzam.
 
nasza trasa - jak widać, niezbyt długa, ale nudna też nie
 
Zdjęcia – Edek i ja

6 komentarzy:

  1. Sporo atrakcji... skałki sztolnia powala.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem, przyjemne miejsce. Tak sobie jakoś o nim przypomniałam niedawno i widzę, że warto było się wybrać.

      Usuń
  2. BOGATO!!!!! No już sobie ostrzę zęby na tamte tereny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam szukałam innych miejsc i ta trasa mi się mimochodem wymyśliła, ale w okolicy jest tak bogato, że można jeszcze kilka innych zrealizować. Zresztą już parę mamy w przeszłości przedeptanych.

      Usuń
  3. Okolice bardzo przyjemne do wędrówki. Takie zupełnie "niemazowieckie". Z ciekawostek na terenie dawnej kopalni Zapniów znajduje się wejście do jeszcze jednej, o wiele dłuższej sztolni. Byliśmy, sprawdziliśmy i możemy stwierdzić jedno. Bez kaloszy (a najlepiej woderów) i saperki do ewentualnego odkopywania, lepiej się tam nie wybierać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiemy, z daleka się podziwiało. I cały czas wspominaliśmy, że Wy to tam na pewno zajrzelibyście głębiej. Nie myliliśmy się. :)

      Usuń