Czekaliśmy na tę zieleń i czekali. A ona wciąż się
spóźniała. Aż wreszcie w tym tygodniu zalała lasy. Zwłaszcza bukowe. No to
wybraliśmy się na spotkanie z zielenią w Pasmo Zgórskie i okolice.
Na mapce zobaczycie, że nasza wycieczka to w większości
wędrówka szlakami – niebieskim i czerwonym, które się przeplatały, ale też
pozwalały zejść w inne rejony.
Bazę wypadową zakładamy na stacji kolejowej Kielce Słowik.
Tu oczywiście narzuca się szlak niebieski. A na początku spotkanie z Bobrzą,
która płynie leniwie wśród świeżej wiosennej zieleni. Znamy te widoki „od
zawsze”, ale i tak je lubimy.
Potem pora pozbyć się nadmiaru ciepłej odzieży i rozpocząć
wspinaczkę na Trupień. Na tym odcinku szlaku daje ona tradycyjnie w kość, ale i
pozwala na krótkie chwile odpoczynku przy napotykanych co jakiś czas
roślinkach.
Potem łagodne podejście na Patrol i już spotykamy szlak
czerwony.
Z Patrolu schodzimy właśnie tym szlakiem.
Docieramy w pobliże Czerwonej Góry, gdzie zatrzęsienie
kwitnących na biało drzew.
Idąc czerwonym szlakiem wchodzimy na Czerwoną Górę. Kiedy już słychać odgłosy nieodległej obwodnicy, schodzimy
ze szlaku, żeby zajrzeć do dawnego i niestety zapomnianego kamieniołomu
Zygmuntówka. To jeden z najstarszych kamieniołomów w naszych okolicach. Wydobywano
tu zlepieńce nazywane „marmurami świętokrzyskimi”. Kolega Ed namawia, żeby
sobie wyobrazić te ściany wypolerowane i od razu uwierzymy, że mogą wyglądać
jak marmury.
Wykonywano z nich posadzki, portale i inne ozdobne elementy
architektoniczne. W roku 1643 z bloku skalnego wydobytego w tym kamieniołomie
wykonano pierwszą warszawską kolumnę Zygmunta (stąd tradycyjna nazwa
kamieniołomu).
Nasza grupa odwiedziła ten kamieniołom w kwietniu 2008 roku.
Wtedy bez trudu można było podziwiać jego kolorowe ściany, przechadzać się po
trzech poziomach wydobywczych. Ba, jedna z uczestniczek wycieczki wspinała się
na skalne ściany.
wspinaczka
Minęło kilkanaście lat i znów jesteśmy w kamieniołomie. A
raczej większość z obecnej grupy jest tu po raz pierwszy. I co widzimy?
Trzy poziomy nadal zauważalne. Nawet spacerujemy po każdym z
nich. Ale widoki już inne. Z dolnego poziomu widzimy jedynie fragmenty ścian
zarośniętych drzewami. Podobnie z najwyższego.
W pobliże ścian trzeba się przedzierać ostrożnie przez
krzaki. Można podejść. Jeszcze…
Da się zauważyć znaczącą zmianę kolorystyki – teraz ściany
poszarzały.
O wspinaczce nikt nie myśli. No, może próba podejścia wyżej
do ciekawych fragmentów ścian.
I tyle na temat kamieniołomu. Ciekawe, jak się zmieni za
kilka kolejnych lat.
Z okolicy kamieniołomu nie wracamy jeszcze do szlaku.
Udajemy się w wyższe partie Czerwonej Góry, ba nawet zdobywamy jej szczyt.
Naszym celem jest teraz pomnik przyrody urwisko skalne i
jaskinia na Czerwonej Górze.
W Internecie znaleźliśmy opis urwiska o długości ok. 50
metrów i wysokości ok. 6. Na razie tego nie widzimy, bo znaleźliśmy się na jego
grzbiecie i wypadałoby zejść te 6 m w dół, a nie zawsze jest to łagodne
zejście. Tak się rozglądamy w poszukiwaniu najlepszego wariantu schodzenia,
kiedy zauważam coś, jakby nieduży wąwozik. O, wąwoziki lubimy bardzo, trzeba
więc do niego podejść. I co się okazało? To nie wąwóz, a wejście do jaskini!
Jest to dosyć głęboka studnia, za którą podobno znajduje się korytarz. Tego nie
sprawdzamy.
W końcu schodzimy z urwiska, próbujemy je sfotografować.
Kolega Ed szuka drugiego wyjścia z jaskini, ale bez sukcesu.
Od urwiska prowadzi doskonała droga do szlaku. I tu się
nasuwa pytanie – gdzie drogowskaz? Dlaczego nie ma nawet małej strzałki
kierującej do tego naprawdę ładnego miejsca? Ale może to i lepiej. Pusto tam,
cicho, a na szlaku ciągle ktoś się kręci. Zaraz by tam zrobiono składowisko
śmieci, albo miejsce na ognisko.
Wracamy na szlak, a żeby nie iść tą samą drogą do Słowika,
przechodzimy na szlak niebieski i nim przez Szewce podchodzimy do Pasma
Zgórskiego. Podejście na Zieloną, a potem w stronę Patrolu bardzo przyjemne,
łagodne. Wzrok odpoczywa wśród świeżej zieleni.
Na skrzyżowaniu szlaków przenosimy się na czerwony, którym
schodzimy z Patrolu.
Ten odcinek trasy z rozległymi leśnymi widokami na kręte
ścieżki, pobliskie wąwozy lubimy od zawsze. Niestety miłośnicy dwóch kółek
zaczęli swoje rajdy po ścieżkach. O, gdybyż to były tylko kółka, ale ryk
silników i smród spalin uprzykrzają przejście.
Na skraju lasu zauważamy niebrzydkie rozlewisko, a nad nim
ciekawostkę – kwitną tu różowe szczawiki zajęcze. Pierwszy raz spotkaliśmy się
z taką barwą tych kwiatów.
Schodzimy ze szlaku i uliczką na skraju lasu docieramy do
szlaku niebieskiego, potem nad Bobrzą do Słowika. I po wycieczce. Lekko nam
zmęczyła nogi, ale za to pozwoliła napaść oczy świeżą zielenią.
Zdjęcia – Edek i ja,
archiwalne – Jarek W. i Hubert
*J. Przybora „Pieśń o wiośnie”
U la la... mnóstwo ciekawostek - tej jaskini bym sobie nie odpuścił a zarastającego kamieniołomu szkoda, ale cóż - ten los spotkał już kamieniołomy w Beskidzie Niskim, Niedługo i ten będzie wyglądał jak naturalne odsłonięcie skalne w środku lasu.
OdpowiedzUsuńPiękny los - naturalne odsłonięcie skalne wśród lasu. Ileż u nas takich odsłonięć, które może nawet niegdyś były szczytami. Człowiek tak wykorzystuje zasoby natury, a potem porzuca w zapomnienie.
UsuńJakże znajome i bliskie domu, ale i sercu okolice :) W środku jaskini byliśmy dwukrotnie, z czego raz udało nam się wypełznąć na powierzchnię z innej strony, niż ta, którą weszliśmy. Wniosek - wejścia są minimum dwa. I rzeczywiście takowe istnieje u podnóża grzędy skalnej. Ma soczewkowaty kształt, metr szerokości i całe 50 cm wysokości. Teoretycznie jaskinia posiada jeszcze trzecie połączenie z powierzchnią, jednak na tyle małe, że żaden człowiek nie jest w stanie tamtędy się przecisnąć. W okolicy można odszukać jeszcze kilka mniejszych jaskiń i (podobno) całkiem sporych sztolni. Te drugie mamy w planach odnaleźć. Może się uda
OdpowiedzUsuńMy przy każdej jaskini się zastanawiamy - byliście tam już czy jeszcze nie. No i jednak zwykle już macie jaskinię "zaliczoną".
UsuńJa przypadkiem dowiedziałam się o lokalizacji tej jaskini, bo jest zaznaczona na mapie Locus. Były tam jeszcze dwie, ale tych nawet z mapą nie zlokalizowaliśmy. Mimo to jak na pierwszy raz wystarczy sukcesu.