Niestety, zimno też było. Bardzo. Na szczęście słonecznie,
ale jesienne wysokie trawy mokre i buty solidnie przemoczyłam. Wniosek – pora zmienić
obuwie na cieplejsze.
Zaczynamy wędrówkę przy starachowickim zalewie Pasternik. Woda
połyskuje w słońcu, łabędzie i kaczki przepływają w oddali. Jeden tylko podpłynął
do mnie.
Dalej wędrujemy ulicami miasta. Pod górę. A na koniec czeka
nas przykra niespodzianka – w okolicy niedużego stawu na skraju lasu trafiamy
na teren budowy obwodnicy Starachowic. Jeszcze się udaje przedostać na drugą
stronę, ale nie polecam tego szlaku na najbliższy czas. My nie mieliśmy innego wyjścia
– trzeba się było przedrzeć, ale gdybyśmy wiedzieli o przeszkodzie,
zaplanowalibyśmy inną trasę.
Na szlaku docieramy do niewielkiej polanki nazywanej Jacentów
od nazwiska fundatora mniejszej kapliczki – Jacentego Siewierskiego z małżonką,
Agnieszką. Już te kapliczki pokazywałam na blogu kilka lat temu (tu link), ale
może warto je znów przypomnieć…
Pobliskie ruiny młyna zmieniły wygląd. Zawdzięczają to pracowitości
bobrów, które po drugiej stronie drogi zbudowały tamę i utworzyły spore
rozlewisko przy młynie. Wcale bym się
nie zdziwiła, gdyby tak któregoś dnia odbudowały młyn na swoją siedzibę.
Droga leśna przyjemna, wije się wśród jesieni i doprowadza
na skraj Wąchocka.
Tu zaglądamy na teren cmentarza żydowskiego przy ulicy
Krzemienica. Został on założony na początku 20. wieku, ostatnie pochówki miały
miejsce prawdopodobnie w roku 1945, a po wojnie ulegał dewastacji. Był wykorzystywany
jako pastwisko. W roku 2006 ogrodzono teren cmentarza, zadbano o pozostałe nagrobki
i wystawiono pomnik pamięci 6 milionów Żydów zamordowanych w czasach
Holokaustu.
W Wąchocku oglądamy naszą ulubioną kolumnę z Chrystusem
Frasobliwym i podziwiamy jeden z najładniejszych drewnianych domów miasteczka obecnie
w trakcie renowacji.
kolumna ufundowana w roku 1824 przez Jana i Elżbietę Rychlickich z ustawionym kilka lat temu Frasobliwym
Na uliczkach Wąchocka już jesień. Ale nie zatrzyma nas ona. Zmierzamy
znów do lasu.
Zaglądam do kamieniołomu we wsi Kobyle. No cóż, miejsce chronione
jako stanowisko dokumentacyjne dokumentuje stopniowe zarastanie i ubytki w
ścianach.
Postój urządzamy przy "Kamiennych Świnkach” na rozstajnych
drogach, a potem wędrujemy w kierunku Marcinkowa.
Na jednej ze ścieżek spotykamy
amazonki kłusujące na oryginalnych koniach (widzieliśmy je wcześniej przy
trasie). Nie zdążyliśmy sfotografować amazonek, to chociaż konia zobaczcie. To niezwykła
rasa Tinker. Podobno bardzo wytrzymała.
Na koniec resztką tchu dobiegamy do pociągu na stacji w Marcinkowie
i po wycieczce.
Zdjęcia – Edek i ja
Sporo po trasie... jesiennie .
OdpowiedzUsuńMam w pamięci, że pierwszy raz szłam tą trasą z Tobą jako dowodzącym grupą.
UsuńDziś taki komentarz naszego znajomego turysty:
OdpowiedzUsuńNie można tego wędrując w kontakcie z naturą przeoczyć,
że jest możliwość pod kolorowym baldachimem kroczyć.
Pozdrawiam: " Ob. Wieś "
Przyjemnie się wędrowało pod takim baldachimem.
Ania
Bogato i ciekawie, warto połazić po takich terenach
OdpowiedzUsuńWarto. A tak naprawdę, to można łazić i w innych terenach. Grunt, żeby się z domu wyrwać.
Usuń