W środę od samego rana mgła ścieliła się gęsto w okolicach
Łącznej. Mimo to nasi nieustraszeni wędrowcy – Edek i Staszek – wyruszyli na
trasę. Wybrali przejście szlakiem zielonym w kierunku Bukowej Góry. Szlak był,
szosa też, ale sama Bukowa i las na niej zupełnie niewidzialne.
Nieugięcie szli przed siebie. Nikt im przecież góry nie
ukradł. Co najwyżej schował dla żartu.
Najpierw wyłonił się las. A w nim jak w „Dolinie Muminków w
listopadzie”: „mgła podnosiła się i rozpraszała”*, część drzew ginęła w białym
mroku, część wyłaniała się tajemniczo.
Potem pojawiła się nadzieja, że i góra jest obecna. Jasnym
dowodem na to było stopniowe wznoszenie się terenu. Czasem lekka zadyszka.
Co na to mgła? „W lesie powstał z niej biały pułap podtrzymywany
przez czarne słupy drzew – wyniosły, uroczysty krajobraz stworzony dla ciszy”.*
I tu nie mogę sobie odmówić odrobiny złośliwości – jakie to
szczęście, że mnie tam nie było. Nie miałaby ta cisza żadnych szans z moim
gadulstwem. A tak mogli sobie panowie spokojnie podziwiać leśne drobiazgi
wyłaniające się z ciszy i mgły.
Wreszcie z mgły zaczęły się wynurzać skałki – pomnik
przyrody na szczycie Bukowej. Popatrzcie, jakie czyste się wydają w tej
baśniowej scenerii. Tak, jak by wszyscy bazgracze świata rozpłynęli się w
niebycie. I niech tam pozostaną.
A szlak prowadzi do znanej i chętnie odwiedzanej polanki
Obrazik (albo Obrozik – jak kto woli). Każdy wie, że to miejsce związane z
historią czasów napoleońskich i wojennych, ale i tak każdemu się kojarzy z chwilą
wytchnienia na szlaku i przerwą na śniadanie.
W końcu pora zejść w dolinę. Czy tylko mnie się wydaje, czy
faktycznie na tym zdjęciu jakby więcej słońca?
I w końcu stało się – „Mgła nie przetrwała (…) długo, słońce
wypuściło na nią daremnie kilka strzał, które zahaftowały ją diamentami, po
czym rozproszyły ją.”**
I wtedy nastała „taka chwila, gdy z suchej mgły wychodzisz
nagle w snop światła”***. I to światło, nadspodziewanie ciepłe jak na koniec
października, rozjaśniało kolegom dalszą część trasy przez Dolinę
Bodzentyńską.
Pasmo Klonowskie jeszcze spowite resztkami mglistego szala, a pola u
jego podnóża wystawiają swe krągłości do
słońca.
I wcale na
polach nie jest pusto. Konie jeszcze na pastwisku. Pola zaorane, ale i na nich
jest co robić. Żal tylko tych jabłek zdrowych, dorodnych, które spadły i nikt
się nimi nie zajmie. A przecież zamiast pod drzewem mogłyby spędzić resztę
jesieni w koszu albo w słojach czekając na swoje miejsce w szarlotce albo w opakowaniu z naleśników…
Pora wracać. Koledzy zamykają pętelkę trasy idąc polną droga
w kierunku Łącznej. Z tej drogi rozpościerają się kolejne jesienne widoki na
pola i Pasmo Klonowskie. A tak niedawno cieszyły nasze oczy te same pola w wiosennej a potem letniej odsłonie (tu i tu link).
A na koniec miejsce, na widok którego łezka napływa do oczu,
wracają przeróżne wspomnienia. Tak, tak – to stacyjka kolejowa w Łącznej.
Biedna taka, zamknięta, pusta. A ileż to razy docierało się tu po wyprawie
narciarskiej albo męczącej wędrówce. I zawsze stacyjka przyjmowała strudzonych
turystów ciepłem, twardą, ale wygodną ławką, ba nawet kwiatami, bo było ich tu
zwykle dużo w donicach wszelakich. No i koledzy jacy uprzejmi wtedy byli –
znalazł się zawsze jeden najsilniejszy, co wyprzedził grupkę słabeuszy, bilety
wszystkim kupił – niech te zmarznięte dziewczyny odpoczną. Długo by wspominać…
I po wycieczce.
Zdjęcia – Edek
* T. Jansson „Dolina Muminków w listopadzie”
** M. Proust „W stronę Guermantes”
*** W. Krygowski „Wspinaczka po tęczy”
Mgła nie przeszkadza w fotografowaniu a nawet daje dozę tajemniczości...
OdpowiedzUsuńOwszem, trzeba tylko mieć do niej właściwe podejście.
UsuńPokuszę się o stwierdzenie, że to najlepsza tegoroczna fotorelacja na blogu, a przy tym jak cudnie opisana. Ah ta jesień, o piękniejszą porę na wędrówki trudno (no może jeszcze majowa wiosna).
OdpowiedzUsuńKolega leje miód na nasze serca. Dziękujemy - fotograf i gryzipiórek.
UsuńBrawa dla Panów - szlak może nie powala długością, ale jak bym tam poszedł z moimi psiakami to były by zachwycone
OdpowiedzUsuńOstatnio rzadko która trasa powala długością. Komunikacja jako taka w naszych okolicach słaba, o ile w ogóle przetrwała. Dostosowujemy każde wyjście do możliwości komunikacyjnych. Kiedyś to, panie dziejski, jeździło się z przesiadkami, ryzykownie. A teraz łapiemy, co jest.
Usuń