Może jeszcze za wcześnie, ale warto sprawdzić. Słoneczny
poranek zachęca do wyruszenia na trasę.
Startujemy w Marcinkowie. A tu zaraz spotkanie z Kamienną.
Wyjątkowo dużo w niej wody. A i brzegi prezentują wstęp do jesiennej palety.
W samej wsi małe zaskoczenie – wszak wędrujemy tędy od lat. Byliśmy
tu ze trzydzieści razy lekko licząc. A dopiero teraz zauważyliśmy interesujący
krzyż z roku 1863. Dokładniej powiem – krzyża tam już nie ma starego, jest
lastrykowy. Ale podstawa autentyczna, zadbana, z czytelnymi napisami.
Przypuszczam, że krzyż był metalowy i pod wpływem warunków atmosferycznych
zardzewiał i zastąpiono go nowym.
Za wsią opuszcza nas słońce. Oj, przykrość wielka. Wchodzimy
akurat do lasu, gdzie jesień zdobywa pozycje na dębach i brzozach, zakrada się
w łany borówki czernicy i tryumfuje wśród grzybów. Ale to wszystko pozbawione
chwilowo słonecznego blasku.
Nic to, idziemy. To znaczy – niektórzy idą. Sami zobaczcie,
co się na tej wycieczce wyprawiało. Kompletny brak subordynacji turystycznej.
Dowództwo przejęły maślaki, opieńki i inny drobiazg.
Mimo wszystko udaje mi się przeforsować poszukiwanie dawno
nieoglądanych skałek w pobliżu szczytu Pleśniówki.
Nie było to łatwe. Dlaczego?
Otóż skałki skrywają się przed nami pod coraz grubszą warstwą mchu. O ich
obecności świadczy tabliczka z oznaczeniem pomnika przyrody, ale i tak
zaczynamy się obawiać, że niedługo las zaanektuje te kamienne wieloryby
wyrzucone przez Ziemię na powierzchnię.
Druga grupa skałek za zakrętem szlaku dobrze widoczna i
łatwo dostępna. A w pamięci mamy ich niegdysiejsze mozolne poszukiwania. Ale to przed nastaniem szlaku…
Po kilku minutach szlak wyprowadza na rozległą ranę po
lesie. Teraz teren zdominowany jest przez paprocie. Najwidoczniej czekamy aż
zamienią się one w węgiel. Ale to chyba milionów lat trzeba.
Druga rana po lesie już prezentuje młode nasadzenia sosenek.
Za to zawala szlak powalonymi starymi drzewami. Decydujemy się na przejście
solidną drogą, która i tak za jakiś czas wyprowadzi nas z lasu i doprowadzi do
szlaku. Na tej drodze dołącza do nas słońce. Barwy lasu ożywają. Jeszcze nie są
w pełni jesienne, ale i tak radosne.
Skoro już raz tak nam ładnie poszło przejście bez szlaku,
decyduję się za wsią Rudki na drogę równoległą do tej znakowanej. Jest niezła.
A las sosnowy i tak wszędzie jednakowo wygląda. Mam nadzieję, że ta droga
doprowadzi nas do miejsc nad Kamienną, których dawno nie oglądaliśmy.
I tak
jest, chociaż pierwsze podejście wyprowadza na manowce, ale już za drugim razem
widzimy rzekę. Podejść do niej raczej trudno, bo brzegi mocno zarośnięte.
Kolejne spotkanie z rzeką ma miejsce w pobliżu pozostałości
tak zwanego czwartego młyna. Tu Kamienna prezentuje bystry nurt, wiry, a potem
rozlewa się szeroko.
I znów spotkania ze
spokojną rzeką.
Miałam nadzieję na rzut oka na rzekę w pobliżu młyna Piaska,
ale liczne tablice zabraniające wstępu na teren prywatny skutecznie mi ten
pomysł wybiły z głowy.
Z lekką obawą zmierzamy do młyna w dzielnicy Łyżwy. Tu nigdy
nie wiadomo – przejdziemy na drugą stronę rzeki, czy nie. Tym razem się udało.
Kładki nadal brak, ale woda nie przelewa się przez zaporę i można spokojnie i
ostrożnie przebić się do drogi.
Ostatni odcinek trasy to już walka z czasem, bo zrobiło się
tak potwornie gorąco, że chcemy zdążyć na autobus.
Udało się! W ten sposób umknęliśmy marszu ulicami naszej mieściny.
I po wycieczce.
Mały bonus - barwy jesieni w mieście:
Zdjęcia – Edek i ja
Piękna wycieczka i foty jesieni...
OdpowiedzUsuńI w dodatku tuż za domem. :)
UsuńMam komentarz od kolegi:
OdpowiedzUsuńZdjęcia jak malowane obrazowe pejzaże.
Skałka - ilość otworów taka sama tylko bardziej są omszałe. Jedna ze skałek przypomina łeb jakiegoś potwora, wynurzającego się z ziemi.
Pozdrawiam - Wiesiek
Dodam, że jest legenda, że te otwory to ślady kopytek osiołka, na którym Matka Boska uciekała z Egiptu. Wiem - mocno naciągane.
Ania
tak na moje oko to może być gąsówka fioletowawa - wszędzie piszą że jadalny, ale sam nie konsumowałem to i innych do jedzenia nie zachęcam.
OdpowiedzUsuńTrasa wielce malownicza.
Ten grzyb może być gasówką, ale ponieważ to ja go znalazłam, to już jest podejrzany, bo ja raczej niczego jadalnego nie znajduję. Jadalne na zdjęciach są z udostępnienia przez kolegów. Jak co fajnego znajdą, to mnie czasem zawołają na dokumentację.
Usuń