sobota, 27 września 2025

Mój cel – Klif Orłowski

Wysiadłam na stacji kolejowej Gdynia Orłowo i pomaszerowałam niewielkimi uliczkami w kierunku Promenady Królowej Marysieńki. Kiedy już tam dotarłam, nie miałam najmniejszych wątpliwości, że wybrałam dobrą drogę. Znalazłam się na niewielkim wzniesieniu z panoramą na plażę, molo i klif.
 

Schodząc ku promenadzie zatrzymałam się przy „latających rybach”. Wiem, ta instalacja nazywa się „Ryby”, ale wymyśliłam jej własną nazwę. Jej autorami są uczniowie pobliskiego liceum plastycznego. 
 

Pora w końcu dotrzeć na molo. Tu wstęp bezpłatny, spacerowiczów o poranku niewielu. Jest bardzo miło.
 




Z molo rozciąga się przyjemna panorama na wybrzeże (zupełnie inne niż w Sopocie – więcej tu kamyków). 
 

No i widać ładnie klif. Aż by się chciało zaraz tam pobiec.
 

Najpierw jednak zawarłam znajomość z gdyńskim malarzem marynistą, Antonim Suchankiem. Upamiętniono go w postaci rzeźby na ławeczce. 
 

Podążyłam za wzrokiem malarza i poszłam ku morzu. 
 


Jest tu niewielka plaża, która stanowi brzeg rzeki Kaczej u jej ujścia do Zatoki Gdańskiej. Nie jest to aż tak szerokie ujście jak Potoku Jelitkowskiego, ale na inny sposób ładne – z małą kaskadą i kamiennym falochronem.
 



Kolejny obiekt na trasie mojego spaceru znajduje się nieco na wzniesieniu i jest podpisany wielce obiecująco – „domek Żeromskiego”. To w nim pisarz mieszkał z rodziną od maja do września 1920 roku. 
 

Piętro domku zajmuje muzeum, którym zawiaduje Towarzystwo Przyjaciół Orłowa, na parterze mieści się niewielka kawiarnia. Muzeum otwierają dopiero o jedenastej, a ja byłam tam dwie godziny wcześniej. Musiałam zadowolić się obejrzeniem wnętrza kawiarni i eksponowanych tam fotografii Żeromskiego oraz archiwalnych zdjęć Orłowa. 
 


Z kawiarni zeszłam znów nad morze. Moją uwagę przyciągnęły orłowskie kutry rybackie. 
 


Stąd już tylko kilka kroków do podejścia na klif. 
 

Najpierw drewniane schodki, a potem kompletna dezinformacja. Szlak żółty prowadzi i w prawo i w lewo. Schodki kończą się tarasikiem donikąd. Każdy, kto tu przyszedł pierwszy raz, błądzi. Doświadczeni turyści prują na prawo. I to jest właściwa decyzja. Ścieżka jest przyjemna, wygodna, prowadzi blisko brzegu klifu. 
 


Nie trzeba długo czekać na spektakularne widoki na wychodnię klifu, a dalej na morze i plażę.  
 

 


Między ścieżką a urwiskiem leżą powalone drzewa. Wolałabym tego nie pisać, ale młodzi ludzie beztrosko podchodzą do nich, ba, siadają na powalonych pniach i pozują do zdjęć. Skóra cierpnie na samą myśl o możliwych konsekwencjach.
 


Zawróciłam ze ścieżki i skierowałam się w dół ku plaży.
Teraz klif już coraz bliższy. 
 

Brzeg morza zupełnie inny niż sopocki. Leży tu mnóstwo otoczaków różnej wielkości. A na nich pozują wdzięcznie zielone i brunatne algi albo co innego.
 
 

I wreszcie osiągnęłam mój cel – dotarłam do najbardziej efektownego miejsca klifu. Nie powiem, nie było łatwo o zdjęcia bez ludzi, bo wielu tu się kręci. Zastosowałam metodę delikatnego przekupstwa – ja państwu zrobię fotkę telefonem, a potem państwo wyjdą z mojego kadru.  Bardzo skuteczna metoda.
 

I w końcu klif został za moimi plecami. Tak się zagapiłam na wronę na jednym z kamieni, że nie odwróciłam się, żeby zrobić pożegnalne foto pod światło. Może innym razem…
 

Cóż, pomaszerowałam w kierunku kolejnego widoku na horyzoncie. Łatwo się domyślić, jakie miasto tam na mnie czeka. Ale o tym innym razem.
 

Zdjęcia mojego wyrobu

6 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. To moje wymarzone miejsce. Bardzo chciałam je zobaczyć na własne oczy. I udało się!

      Usuń
  2. Wypuściłaś się daleko ale warto było... niestety nie byłem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłam zaskoczona, że podróż do Sopotu trwa krócej niż do Bielska, gdzie jakoby mam bliżej. Wyjazd był bardzo udany, dobrze się przygotowałam, wiedziałam, co chcę zobaczyć i spokojnie realizowałam plan. Poza tym morze świetnie relaksuje.

      Usuń
  3. O której byłaś, że były takie pustki? :-)

    "Najpierw drewniane schodki, a potem kompletna dezinformacja. Szlak żółty prowadzi i w prawo i w lewo. "

    W sumie ten żółty (miejski) szlak jest źle oznakowany, nie dość, że może się mylić z innym (PTTK), który biegnie z Gdyni do Gdańska (który polecam, tak w ogóle, bo jest to szlak miejsko-leśny, który łatwo podzielić na odcinki i wrócić komunikacją miejską), to odnoga do punktu widokowego powinna inaczej oznakowana (tak jak robi to PTTK w takich przypadkach). Miejscowi także się gubią.

    W ogóle, zbiegiem okoliczności mam ten szlak (nieco zmodyfikowany) w planach -- ostatni raz szedłem nim chyba w pandemię.

    "Wolałabym tego nie pisać, ale młodzi ludzie beztrosko podchodzą do nich, ba, siadają na powalonych pniach i pozują do zdjęć."

    Już parę poważnych wypadków już było, ale ludzie nadal głupi. I nie tylko młodzież, ale starsi także.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłam o 8:30. Szokująco szybko dotarłam autobusem i koleją, a ze stacji na bulwar to już bliziutko. Ja sobie to wszystko w domu z mapą planowałam. Całe trasy miałam dokładnie opisane na kartce, ale nawet z tych kartek nie musiałam korzystać, bo podczas planowania zapamiętywałam, gdzie i jak mam iść.
      Ludzie po wejściu z plaży na szlak głupieli, bo tam jakby trzy ścieżki, a tylko jedna właściwa. Ja też miałam moment zawahania, ale od czego mam kompas...
      Co do beztroski, żeby to określić łagodnie, to niektórzy z niej nie wyrastają. A potem daremne żale.

      Usuń