Ledwie parę miesięcy temu, w czerwcu, nasza grupa spotkała
się z Sopotem, uroczą rzeką na Roztoczu (tu link). A teraz, we wrześniu, postanowiłam
stanąć oko w oko z Sopotem nad Zatoką Gdańską. Nie mam zamiaru ukrywać – i ten
Sopot podbił moje serce.
Mieszkałam bardzo blisko plaży, stąd codzienne spacery nad
wodą o różnych porach dnia.
Pogoda dopisywała, ale plaża już nieco opustoszała. Leżaki i parasole czekają na lepsze czasy.
Jedynie sopockie molo przyciąga tłumy, ale i tu udaje się
znaleźć miejsca prawie lub zupełnie bez ludzi w kadrze.
Można popatrzeć na plażę, molo i miasto z góry. Taką
możliwość daje latarnia morska.
Chociaż przyznam, że nieco mnie ona zawiodła –
widoki podziwiamy przez szybę.
Przy brzegu nietrudno o spotkanie z ptakami. Niektóre mewy
są nad wyraz natarczywe – piskiem wymuszają uwagę i choćby kawałek czegoś do
jedzenia.
Zaskoczyła mnie duża liczba wron, które bardzo licznie się tu pojawiają. W naszych okolicach
stały się one już rzadkimi okazami.
W dali można zauważyć kormorany, które odpoczywają lub polują.
Wdzięcznym obiektem do fotografowania okazały się kutry na
sopockiej przystani rybackiej.
Czasem było ich mniej, czasem więcej, ale zawsze
gromadziły tłumek fotografujących. Pojawiali się oni zazwyczaj zupełnie
nieoczekiwanie – ot, po prostu nagle kuter „dostawał nóg”. Sama mam kilka
takich zdjęć z parą nóg „wyrastających” w okolicy dziobu kutra. Nie będę ich
jednak pokazywać.
Skoro już mowa o przystani, to warto wspomnieć o kultowym
obiekcie w tej okolicy – barze „Przystań”. O jego popularności świadczą najlepiej kolejki klientów wychodzące aż na zewnątrz.
Warto przejść uliczką w pobliżu baru do Placu
Rybaków i tam spędzić w ciszy kilka chwil na skwerku w centrum placu. Jest on
otoczony uroczymi murowanymi domkami rybackimi zaprojektowanymi przez
sopockiego architekta Paula Puchmüllera. Domy dla rybaków zbudowano w roku 1914, rozbudowano je w
roku 1931. Mam wrażenie, że i w naszych czasach zaszło tu sporo zmian, bo domy
prezentują się świeżo, wyglądają na zadbane, a więc remontowane. Mimo zmian
domki zachowały charakterystyczne cechy swojego wyglądu – ceglane piętro,
pomalowane na biało ściany parteru, elementy pruskiego muru, okiennice czy obramowania okien.
W centrum placu
zobaczymy kotwicę – symbol rybackiego charakteru okolicy.
Mimo tego symbolu
Plac Rybaków nie jest już zamieszkany przez rybaków, stał się modną, elegancką
okolicą, podobno mieszkają tu liczni artyści. Nie wiem, nie rozmawiałam z żadnym
z mieszkańców.
Pora zakończyć nadmorski spacer po Sopocie. Inne jego
miejsca, oddalone od morza, nie znajdą się na blogu. Ten wpis poświęcam jedynie okolicy najbliższej morzu.
Zdjęcia mojego wyrobu
Bardzo fajne zdjęcia. Tyle ptaszydł uchwyciłaś . Może to damy , więc wdzięcznie pozowały. Łodzie bardzo fotogeniczne , że nie wspomnę o głównej atrakcji , czyli morzu. Z przyjemnością z Tobą spacerowałam ,dzięki Twojej foto relacji,
OdpowiedzUsuńI nagle się okazało, że nie spacerowałam sama. Miło mi. A na fotografowanie ptaków to właśnie Ty mnie namówiłaś.
UsuńZ perspektywy mieszkającego w Gdyni: w Sopocie najbardziej lubię lasy. Duży plus dla miasta, że wytyczyło, obok tych PTTK, szlaki miejskie. Co prawda oznakowanie jest różnej jakości (widać, że zabrakło doświadczenia), ale bez problemu można sobie wymyślić kilkunastokilometrową wycieczkę z punktami widokowymi.
OdpowiedzUsuńPopatrzmy na to z perspektywy mieszkanki Świętokrzyskiego. Lasów u nas dostatek, a morza brak. Musiałam nacieszyć się morskim powietrzem i przestrzenią. A tak nawiasem mówiąc, spacerowałam po sopockich wąwozach, ale o tym nie pisałam na blogu.
UsuńA chęć zobaczenia morza rozumiem, choć ja w tym roku byłem nad nim tylko dwukrotnie, a mieszkam w Śródmieściu Gdyni. W sumie nie doceniam tego co się ma. :-)
UsuńNiemniej, zazdroszczę Wam lasów. Trójmiejski Park Krajobrazowy, jak i kaszubskie lasy/puszcze już trochę znam na pamięć i mam problemy z wymyślaniem nowych tras. Z drugiej strony, są miejsca, gdzie chodzę często i nigdy mi się nie nudzą (np. Puszcza Darżlubska, Lasy Mirachowskie, oliwskie i Półwysep Helski na wiosnę).
Każdy tak ma, że najbliższe okolice zaniedbuje, bo blisko, to w każdej chwili można zajrzeć. I tak schodzi na odkładaniu na później.
UsuńMy teraz ruszyliśmy w las, bo ciągle wieje, to przyjemnej wędrować w zacisznym lesie niż na otwartej przestrzeni. Na szczęście wysyp grzybów już się skończył, bo trudno się chodziło z dylematem - wycieczka czy grzybobranie.