poniedziałek, 29 września 2025

Sprawdziliśmy, co nowego w Borkowicach i okolicy

Rzecz jasna, nie spodziewaliśmy się żadnych nowości.
Wycieczkę zaczęliśmy w pobliżu kościoła pod wezwaniem św. Krzyża i św. Mateusza. Wszystko, jak dawniej. 
 
kościół w Borkowicach 
 
Jedynie obelisk na 10-lecie odzyskania niepodległości ufundowany przez księdza Jana Wiśniewskiego odnowiony. Aniołki przy bramie kościelnego ogrodzenia też wyglądają świeżo. 
 
 
Kierujemy się w stronę pałacu Dembińskich. Po drodze zatrzymujemy się zdumieni przy stawie przed dworskim spichlerzem. Trwają tu solidne prace, wszystko wskazuje na to, że staw zyska niedługo na urodzie.
 
zdjęcie dokumentujące roboty budowlane
 
Niskie jesienne słońce o poranku utrudnia fotografowanie, ale spacer po wiekowym parku nadal przyjemny.
 
każda wizyta w Borkowicach musi zostawić ślad w postaci kolejnego zdjęcia pomnikowego platana 
 
 
Opuszczamy Borkowice idąc zielonym szlakiem. Nic spektakularnego – najpierw ulica, potem porządna leśna droga.
 

Tak sobie wędrujemy aż do kapliczki przy dorodnym dębie. Zatrzymujemy się na chwilę, żeby zrobić kilka fotek i możemy ruszać dalej.
 


Tu następuje nowy fragment trasy – mapa wskazała porządną drogę bez szlaku, wchodzimy na nią tuż obok kapliczek. Jest naprawdę rewelacyjna, chociaż wymaga ciągłego pilnowana i sprawdzania, bo nierzadko natrafiamy tu na rozstaje. W jednym miejscu prawie skierowałam grupę w niewłaściwym kierunku, ale zatrzymaliśmy się, skorygowałam trasę i można było iść dalej. No i poza tym mieliśmy okazję do sfotografowania oczekującej na decyzję grupy.
 

Zgodnie z mapą docieramy do drogi przy niedawno odnowionym krzyżu. Kiedy byliśmy tu 5 lat temu (tu link), krzyż by samotny. Teraz zawieszono na nim jeszcze kapliczkę.
 

Dalej droga prowadzi do Bolęcina, gdzie skręcamy w prawo zielonym szlakiem. 
 

Trasa ma różną nawierzchnię – od betonowej przez trawiastą do utwardzonej polnej. Jest jednak solidnie zarośnięta po bokach i nie możemy się przebić do szczytu Krakowej Góry. Ba, samej góry też jakoś nie widać zza krzaków. 
 
myśliwska ambona już prawie zarosła gałęziami drzewa
 


Docieramy do skrzyżowania przy kamieniołomie i skręcamy zgodnie ze szlakiem w lewo. 
 
hałda kopalni iłów ceramicznych
 
w stronę szczytu
 
Nad drzewami prześwituje coś, jakby wierzchołek dziwnej wieży. To nieznany obiekt. Dopiero z bliższej odległości zauważamy wielkie zmiany na szczycie Krakowej. To właśnie tu pojawiła się dziwaczna wieża widokowa – taka pseudo średniowieczna niby rotunda z kamerą i panelami słonecznymi na szczycie. Jest też taras widokowy. Taki raczej dla wysokich. Niscy mają problemy z wyjrzeniem poza barierkę.
 
widok ogólny nowego zagospodarowania terenu
 
Zniknęła dawna drewniana wiata, z której oglądało się widoki na okolicę. Jakkolwiek nie podoba mi się estetyka wieży, muszę przyznać, że bez niej już by tu żadnych widoków nie było. Las już mocno wybujał i zasłania wszystko. 
 

Jak już się  tu przyszło, warto wdrapać się po bardzo wygodnych schodach na szczyt i spojrzeć na okolicę.
 



Chwila odpoczynku i ruszamy w drogę. 
 

Okazuje się, że zmieniono przebieg szlaku zielonego i prowadzi on teraz wśród pól. 
 


Doskonała decyzja. Droga miękka, przyjemna, a przy niej spotkanie z kolorowymi zwiastunami jesieni. 
 
topinambur
 

coraz bardziej dojrzałe słoneczniki

Zamykamy trasę na miejscu startu. Przeszliśmy ok. 12 kilometrów (a mapa zapowiadała 10, nie wiem, jak to się tak wydłużyło). Jest ona tak łatwa, wygodna i przyjemna, że śmiało mogę ją każdemu polecić. 
 
nasza trasa wykropkowana, ale rowerem można przejechać dalej szlakiem rowerowym
 
Zdjęcia mojego wyrobu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz