Nie, żeby od razu z nimi walczyć,
ale, żeby zbadać, co to za jedne, gdzie się znajdują i czemu służą. Widzieliśmy już kilkakrotnie na horyzoncie w okolicy Wąchocka cale ich stado. Ale nikt z nas nie miał
posępnego oblicza, więc nasza przygoda z wiatrakami wyglądała zupełnie inaczej
niż owa słynna literacka.
Zaczęliśmy wędrówkę w Mircu. Tym
razem tylko rzuciliśmy okiem na kościół, a potem zajrzeliśmy na stary cmentarz.
Jest tam sporo ciekawych nagrobków z 19. wieku, a wśród nich wypatrzyliśmy dwa
związane z powstańczą historią tej miejscowości. Są to nagrobki Józefa
Prendowskiego (w czasie powstania styczniowego pełnił on funkcję komisarza
Rządu Narodowego w województwie
sandomierskim, a jego żona – Jadwiga była kurierem rządu) oraz jego ojca –
Ludwika (był on dzierżawcą dóbr w Mircu i tę dzierżawę przekazał synowi). Może czytelników
zainteresuje, że tydzień temu przy kościele w Świętomarzy widzieliśmy nagrobek
ojca Jadwigi Prendowskiej – Kajetana Woyciechowskiego. Był on kapitanem wojsk
napoleońskich, a w powstaniu listopadowym awansował do stopnia pułkownika.
kościół p.w. św. Leonarda w Mircu
nagrobek Ludwika Prendowskiego
nagrobek Józefa Prendowskiego
nagrobek Kajetana Woyciechowskiego
stare nagrobki z cmentarza w Mircu
Z Mirca pomaszerowaliśmy w kierunku
lasu, a w nim natrafiliśmy na czarną
ścieżkę edukacyjną, która nie wiadomo, skąd i dokąd prowadzi. Nas doprowadziła
do leśniczówki Gadka, przy której znajduje się pomnik upamiętniający zwycięską bitwę
Batalionów Chłopskich z Niemcami. Miała ona miejsce 3 września 1944 roku.
pomnik przy leśniczówce Gadka
Tu znaki ścieżki skręciły w prawo, a
my w lewo – w głąb lasu. Trochę to dziwny kierunek dla poszukiwaczy wiatraków,
ale kierownictwa trzeba słuchać. I nawet nieźle na tym posłuszeństwie
wyszliśmy, bo droga okazała się dobra, przy niej napotkaliśmy mały staw, kałuże
były nieliczne, a las ładny.
śródleśny staw
omomiłek wiejski spotkany w lesie
Niestety pogoda trochę chciała nam popsuć plany i zesłała niewielki deszczyk. W tej sytuacji po wyjściu z lasu rozejrzeliśmy się po okolicy, zobaczyli nowe ciemne chmury na horyzoncie, a wiatraków nie dostrzegli i porzucili ambitne plany. Skierowaliśmy się do Wąchocka, gdzie rzuciliśmy okiem na stare kąty. Po cichu przyznam, że rzuciliśmy się też na lody. Ot, taka drobna słabość.
klasztor w Wąchocku
I tak przeszliśmy 11,7 km. Wiatraków,
które potem widzieliśmy z okna busa, nie znaleźliśmy, ale wiemy, że są i
czekają na nas. Jeszcze się spotkamy.
Zdjęcia
– Edek i ja
Omomiłek wiejski imponujący... czy jest odmiana miejska? - już się boję. :(
OdpowiedzUsuńPrawdę mówiąc nie wiem i boję się zapytać, żeby nie obrazić, bo może być groźny. ;)
UsuńPoczytałam trochę o odmianie wiejskiej - to drapieżnik. Podobno lubi mszyce. Czyli następnego spotkanego zapraszamy do ogrodu.
Usuń