Wiało w niedzielę bardzo silnie. Niektórzy
(waga papierowa lub musza) zdecydowali się zostać w domu. A szkoda, mogliśmy mieć
rzadką okazję zobaczenia człowieka unoszonego w przestworza przez silny podmuch
wiatru.
Osoby z wagą piórkową albo
lekkopółśrednią, że nie wspomnę o wyższych kategoriach wagowych, mężnie
postanowiły stawić czoła żywiołowi. Ja dodatkowo zwiększyłam własną wagę metodami
bardzo przydatnymi w wietrzny dzień – ot, po prostu dołożyłam więcej ciepłych
ciuchów.
Nie wiem, jak koledzy zadbali o
zwiększenie bezpieczeństwa na wietrze, ale niezależnie od metod cała piątka,
która wyruszyła z Bliżyna, dotarła bez większych problemów do domów. Pokonaliśmy
około 20 kilometrów.
Jagiełło niewzruszony nawet na silnym wietrze
Jak wyglądało nasze wędrowanie?
Zwyczajnie. Maszerowaliśmy przez las
z Bliżyna, przez Jastrzębią. W pewnym momencie daliśmy się skusić nowemu
czerwonemu szlakowi, który odciągnął nas od suchej leśnej drogi. Trzeba jednak
przyznać, że prowadzi on dobrymi szerokimi ścieżkami i nieuniknione kałuże można
bez problemu ominąć.
eksploracja nieznanego szlaku
Wybrany przez nas odcinek szlaku doprowadził
do Bramy Piekielnej. Teraz była ona nieco przyprószona delikatnym śnieżkiem,
trzeba więc było utrwalić jej prawie
zimowy wygląd na zdjęciach.
Brama Piekielna
tradycyjne foto w bramie
Obawialiśmy się, że w lesie napotkamy
mokre miejsca, wróciliśmy więc do drogi tą samą ścieżką, co nam trochę
wydłużyło trasę, ale przecież nie chodzimy na wycieczki po to, żeby skracać
trasy.
I co było dalej? Wędrowanie i tyle.
Się szło i szło. Aż się doszło do miejsca, gdzie zwykle wypatrujemy wśród drzew
potężnych modrzewi, które mogłyby być pomnikami przyrody, a nie są. Na
szczęście ciągle są na miejscu. Rosną sobie spokojnie, w pewnym oddaleniu
dorasta im trzeci, który ma skromniejszy pień, ale kto wie, jaki będzie za
kilkadziesiąt lat… Może sprawdzimy.
Janek służy jako sztafaż przy jednym z modrzewi
to potężne drzewo nie miało szczęścia
Na skraju lasu przy ulicy
Kilińskiego grupa nam się podzieliła. Dwie koleżanki pomaszerowały zielonym
szlakiem do Wołowa, a pozostała trójka dotarła do Skarżyska Zachodniego. Tam
już tak mocno wiało, że ulegliśmy pokusie i pozwoliliśmy, żeby nas porwał
miejski autobus. Nie jest to tak widowiskowe, jak porwanie przez wiatr, ale
dużo cieplejsze.
Tak więc mogłam zostać w domu i się
nudzić, ale poszłam na wycieczkę i uważam, że było bardzo przyjemnie. I powiem
wam, że nic tak nie smakuje, jak gorąca zupa po powrocie z takiej eskapady. Spróbujcie
kiedyś, to się przekonacie.
Zdjęcia sama robiłam.
Jagiełło,miał tak blisko do "Promienia" a wybrał sobie na nocleg późniejszy Bliżyn - szkoda.
OdpowiedzUsuńKamień na Bramie Piekielnej ma się nadal dobrze - solidna diabelska robota.
Nowa kierowniczka nie zawiodła...
Z wolą króla nie dyskutujemy. Chciał Bliżyn, to ma.
UsuńA nowa kierowniczka to Irena - zdecydowanie była to jej pierwsza i w dodatku bardzo udana wycieczka. Nikt, tak, jak ona nie dba o to, żeby sobie ludzie nie zmoczyli nóg. I z sukcesem to realizuje.