niedziela, 11 stycznia 2015

Mogłam zostać w domu


Wiało w niedzielę bardzo silnie. Niektórzy (waga papierowa lub musza) zdecydowali się zostać w domu. A szkoda, mogliśmy mieć rzadką okazję zobaczenia człowieka unoszonego w przestworza przez silny podmuch wiatru.
Osoby z wagą piórkową albo lekkopółśrednią, że nie wspomnę o wyższych kategoriach wagowych, mężnie postanowiły stawić czoła żywiołowi. Ja dodatkowo zwiększyłam własną wagę metodami bardzo przydatnymi w wietrzny dzień – ot, po prostu dołożyłam więcej ciepłych ciuchów. 
Nie wiem, jak koledzy zadbali o zwiększenie bezpieczeństwa na wietrze, ale niezależnie od metod cała piątka, która wyruszyła z Bliżyna, dotarła bez większych problemów do domów. Pokonaliśmy około 20 kilometrów.

Jagiełło niewzruszony nawet na silnym wietrze

Jak wyglądało nasze wędrowanie?
Zwyczajnie. Maszerowaliśmy przez las z Bliżyna, przez Jastrzębią. W pewnym momencie daliśmy się skusić nowemu czerwonemu szlakowi, który odciągnął nas od suchej leśnej drogi. Trzeba jednak przyznać, że prowadzi on dobrymi szerokimi ścieżkami i nieuniknione kałuże można bez problemu ominąć. 

 eksploracja nieznanego szlaku

Wybrany przez nas odcinek szlaku doprowadził do Bramy Piekielnej. Teraz była ona nieco przyprószona delikatnym śnieżkiem, trzeba więc było utrwalić jej  prawie zimowy wygląd na zdjęciach.

Brama Piekielna 

tradycyjne foto w bramie

Obawialiśmy się, że w lesie napotkamy mokre miejsca, wróciliśmy więc do drogi tą samą ścieżką, co nam trochę wydłużyło trasę, ale przecież nie chodzimy na wycieczki po to, żeby skracać trasy.
I co było dalej? Wędrowanie i tyle. Się szło i szło. Aż się doszło do miejsca, gdzie zwykle wypatrujemy wśród drzew potężnych modrzewi, które mogłyby być pomnikami przyrody, a nie są. Na szczęście ciągle są na miejscu. Rosną sobie spokojnie, w pewnym oddaleniu dorasta im trzeci, który ma skromniejszy pień, ale kto wie, jaki będzie za kilkadziesiąt lat… Może sprawdzimy. 

Janek służy jako sztafaż przy jednym z modrzewi 

to potężne drzewo nie miało szczęścia 
 
Na skraju lasu przy ulicy Kilińskiego grupa nam się podzieliła. Dwie koleżanki pomaszerowały zielonym szlakiem do Wołowa, a pozostała trójka dotarła do Skarżyska Zachodniego. Tam już tak mocno wiało, że ulegliśmy pokusie i pozwoliliśmy, żeby nas porwał miejski autobus. Nie jest to tak widowiskowe, jak porwanie przez wiatr, ale dużo cieplejsze.
Tak więc mogłam zostać w domu i się nudzić, ale poszłam na wycieczkę i uważam, że było bardzo przyjemnie. I powiem wam, że nic tak nie smakuje, jak gorąca zupa po powrocie z takiej eskapady. Spróbujcie kiedyś, to się przekonacie.

Zdjęcia sama robiłam.

2 komentarze:

  1. Jagiełło,miał tak blisko do "Promienia" a wybrał sobie na nocleg późniejszy Bliżyn - szkoda.
    Kamień na Bramie Piekielnej ma się nadal dobrze - solidna diabelska robota.
    Nowa kierowniczka nie zawiodła...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z wolą króla nie dyskutujemy. Chciał Bliżyn, to ma.
      A nowa kierowniczka to Irena - zdecydowanie była to jej pierwsza i w dodatku bardzo udana wycieczka. Nikt, tak, jak ona nie dba o to, żeby sobie ludzie nie zmoczyli nóg. I z sukcesem to realizuje.

      Usuń