niedziela, 25 stycznia 2015

Najlepszy śnieg krajowy, czyli wycieczka z Jagodnego do różnych miejsc w zależności od stopnia podtopienia

Najlepszy śnieg krajowy
Z rodzimych chmur i pól
Puszysty, lekki, zdrowy
Opadów naszych król*

On to właśnie dziś nam towarzyszył od samego rana. I był właśnie taki, jak w tej piosence – najpierw łagodnie spadał nam na kurtki, czapki i plecaki, a potem puszysty i lekki zalegał na trasie.
W towarzystwie naszego „śnieżnego asa”* maszerowaliśmy polami i lasem z Jagodnego aż dotarliśmy do rozstajnych dróg przy trzech, a nawet czterech, nadrzewnych kapliczkach. 

świeża dostawa śniegu na starcie

"kapliczkowe" drzewo
 
Potem zaś wkroczyliśmy na pola Kierza Niedźwiedziego. Tu nieco wiało, ale mogliśmy podziwiać śnieg polny, że tak powiem. Uroczo się on rozkładał na zagonach i ścieżkach. Niestety, trochę tu wiało i na zachwyty nie było dużo czasu.

polna droga lekko posypana świeżym śniegiem
 
I znów weszliśmy do lasu, żeby dotrzeć do mogiły powstańców styczniowych. Ciekawa historia z tą mogiłą – zadbana jest, ale zupełnie pozbawiona jakichkolwiek opisów. Nie wiadomo więc dokładnie, kto i kiedy został tam pochowany. Niech więc i tak pozostanie. Ale pamiętać o niej warto. Można też czasem zajrzeć, bo droga do niej od cmentarza w Kierzu jest niedaleka.

mogiła z 1863 roku w lesie za Kierzem Niedźwiedzim 

My skorzystaliśmy z uroków okolicy mogiły i zrobiliśmy tam sobie krótki odpoczynek przed nieprzewidzianymi trudnościami dalszej wędrówki, których się jeszcze wtedy nie spodziewaliśmy. Szczęśliwcy!

rozproszona gromadka 
 
Otóż, weszliśmy w las w kierunku Lipowego Pola. Droga była najpierw ładna, a potem zmieniła swój charakter i pokazała charakterek – zrobiło się mokro, bardziej mokro i właściwie prawie nie do przejścia. Ale my przeszliśmy. Niestety, kilka osób uległo lekkiemu podtopieniu. 

na leśnej drodze  

 
na tej samej drodze w innym miejscu

 droga wodna

Zaś już przed samą wsią nastąpiła kulminacja atrakcji i niżej podpisana autorka relacji i, pożal się Boże, kierowniczka wycieczki okazała się kobietą dwukrotnie upadłą – raz na pysk w śnieg, raz prawą nogą do pół łydki w niezbyt czystą i zupełnie nie ciepłą wodę. W tej sytuacji trzeba było przekazać stery wyprawy w ręce bardziej doświadczonego i skocznego kolegi, który poprowadził grupę do zaplanowanego celu przy dworcu PKP w Skarżysku. A ja? W Lipowym Polu wycofałam się z udziału w imprezie zabierając inną podtopioną koleżankę. 

zimowy widoczek z kałużą 
 
Jak się dowiedziałam z relacji uczestników, jeszcze jedna z koleżanek się wycofała nieco później, a cała grupa pokonała trasę 19,2 km i radośnie dotarła do domu.
W imieniu własnym i podtopionych serdecznie dziękuję koledze, który przejął wycieczkowe stery, a potem wykazał się szczerą troską o los poszkodowanych i wiarą w dżentelmeńską postawę taksówkarza.
Tak więc wycieczka udana nad wyraz, bo co to za wyprawa bez przygód? Jedynie szkoda, że nie ma zdjęć dokumentujących upadki na trasie. Cóż, nie można mieć wszystkiego.

* Jeremi Przybora 
(Mamy w tym roku setną rocznicę jego urodzin, to może częściej sięgnę do twórczości tego mojego ulubionego poety.)

Zdjęcia – Edek, Janek i ja

2 komentarze:

  1. Lubię atrakcje... polna droga lekko przyprószona - super, warto ty wrócić na wiosnę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje za dobre słowo. A wrócić może się uda, bo to przecież jedna z "żelaznych tras".

      Usuń