Nie
minęły dwa tygodnie od poprzedniej bytności, a my znów w Łysogóry.
Tym
razem jednak zaliczyliśmy porządne przejście szlakiem czerwonym ze Świętej
Katarzyny na Święty Krzyż, a potem do Nowej Słupi niebieskim.
stara drewniana kapliczka w Świętej Katarzynie (tych popularnych nie będzie)
najnowszy pomnik upamiętniający ofiary 2 wojny światowej
detal pomnika
Krokomierz
odmówił współpracy, więc długość trasy podaję za przewodnikiem – 22 kilometry. Kolanka
czują tę odległość i zmianę wysokości, choć najbardziej dała nam w kość jedna
atrakcja w klasztorze. Ale o tym później.
Rano
mieliśmy zimno i słonce, potem dołączył jeszcze wiatr – zimny rzecz jasna.
Ruszyliśmy prosto w słońce, stąd taki a nie inny nastrój zdjęć. Maszerowaliśmy
raźno, choć niektórzy bardziej… Ale i tak dla wszystkich zdobywców Łysicy była
nagroda – pyszny makowiec. Z nadmiaru wrażeń nie został jednak sfotografowany –
koniec bloga kulinarnego.
kładki na szlaku
schody dla turystów
puszczańska atmosfera
szczyt niedaleko
gołoborze na Łysicy
Z
Łysicy zeszliśmy dosyć szybko i jakby łatwiej niż podchodziliśmy ostatnio. To
chyba siła ciążenia tak działa.
Potem
asfaltowy odcinek trasy, czyli powtórne spotkanie z polami Kakonina i Bielin. W
słońcu wyglądają zupełnie inaczej niż kilka dni temu. Poza tym już nie są
bezludne – zaroiło się od zapracowanych ludzi, a i traktory wyjechały w pola.
pola Kakonina
wąwóz na szlaku (przybyło zieleni)
w kąciku przyrodniczym tym razem owady
Bardzo
lubię odcinek szlaku prowadzący brzegiem lasu do Huty Szklanej. Daje możliwość
bycia w lesie i jednocześnie rzucania okiem na pola Podłysicy, a tam świeżutkie oziminy,
zagonki truskawek, nawet strach na wróble się zdarzy. Tylko ten wiatr… No,
wieje tam jak diabli. Mimo wszystko dało się wytrzymać.
pola Podłysicy
kolejny mostek
jaszczurka żyworodna
W Hucie Szklanej szykujemy
się mentalnie na kolejną porcję radosnego marszu po asfalcie. A tu
niespodzianka – zaraz za wejściem na teren ŚPN mamy ścieżkę dydaktyczną, która
prowadzi na Święty Krzyż. Przystanki przy ścieżce prezentują życie lasu. No i
są dobrze dobrane do okolicy. Parę obiektów przy tej ścieżce zwróciło naszą uwagę.
A najważniejsza jest radość – nie musimy człapać po asfalcie, stąd i ta
odrobina błota na ścieżce jest plusem.
na niebieskiej ścieżce dydaktycznej na Święty Krzyż
rozdarte drzewo przy ścieżce
wrośniak różnobarwny
Na samej Łysej Górze wybraliśmy tylko jedną atrakcję – nową wieżę z platformą widokową. Widoki z wieży bez zarzutu – świeża wiosenna zieleń, cała okolica. Ale schody – dają w kość. Kolanka nie lubią takiej wspinaczki. Na szczęście nie mamy lęku wysokości i wdrapaliśmy się bez problemów, ba, nawet widoki się obejrzało. Poza tym wieża jest sprawdzianem na otyłość – grubaski się tam nie przecisną w niektórych miejscach. Cała nasz grupa sprawdzian zaliczyła – wszyscy wieżę obeszli dookoła.
na Świętym Krzyżu
widok na wieżę kościelną
widoki z wieży
Na samej Łysej Górze wybraliśmy tylko jedną atrakcję – nową wieżę z platformą widokową. Widoki z wieży bez zarzutu – świeża wiosenna zieleń, cała okolica. Ale schody – dają w kość. Kolanka nie lubią takiej wspinaczki. Na szczęście nie mamy lęku wysokości i wdrapaliśmy się bez problemów, ba, nawet widoki się obejrzało. Poza tym wieża jest sprawdzianem na otyłość – grubaski się tam nie przecisną w niektórych miejscach. Cała nasz grupa sprawdzian zaliczyła – wszyscy wieżę obeszli dookoła.
na Świętym Krzyżu
widok na wieżę kościelną
widoki z wieży
A
potem to już nic tylko na dół. Schodziliśmy Drogą Królewską. Na szczęście nie
było ślisko i udało się dotrzeć na dół bez strat. To bardzo ładny odcinek
trasy, ale te pseudo schody i inne pozorne ułatwienia psują humor. Nam jednak
nic go nie popsuło, nawet widok dwóch autobusów jednocześnie znikających nam
sprzed nosa. Się wróciło innym i też dobrze.
Droga Królewska
bez Emeryka nie ma relacji
Zdjęcia Edek, Janek i
ja
Trasa numero uno. Tez uwielbiam odcinek brzegiem lasu - rownież na rowerze. Nie wiedziałem o tej scieżce dydaktycznej, a nie znoszę tego asfaltu - psuje magię tego miejsca. I nie byłem jeszcze na nowej wieży.
OdpowiedzUsuńNas - stare wygi - też zaskoczyła. A jest jeszcze jedna nowa ścieżka dydaktyczna - zamiast Drogi Królewskiej. Schodzi się na nią przy wale kultowym i prowadzi do wyjścia w Nowej Słupi. Tej jednak nie testowaliśmy, bo nam zależało na autobusie. Uciekł i tak. Ścieżka została na inną wyprawę. Można sobie w ten sposób urozmaicać stare szlaki. Ale niebieska ścieżka zamiast asfaltu to genialne rozwiązanie. Czuje się ducha puszczy, a nie atmosferę niedzielnego pikniku w parku miejskim.
UsuńPlanowałem na zeszły sezon tylko, w drugą stronę z noclegiem (już nawet zarezerwowanym) w Nowej Słupi. Ale nic z tego nie wyszło.
OdpowiedzUsuńna moje oko to wroślak nie wrośniak
A z wiatrem walczyłem kilka dni temu na "stawach krzyskich i w rezerwacie Debrza
Mój atlas grzybów podaje nazwę "wrośniak", a w internecie funkcjonują obie nazwy, to każdy zostanie przy swoim. Dobrze wiedzieć, że jest taki wariant. Chyba, że to jakaś subtelna różnica miedzy gatunkami, której moje oko nie wyłapuje.
UsuńDo Nowej Słupi wybierz się koniecznie, a ja zajrzę do relacji z walki z wiatrem.
W Nowej Słupi byliśmy ale dawno temu, niestety.
UsuńTo powtórka konieczna. Tam się wszystko zmienia, nawet nie wiadomo, kiedy.
UsuńSuper pogoda... piękne foty z góry.
OdpowiedzUsuńCały czas wspominaliśmy wycieczkę, którą nam zafundowałeś, kiedy elementy wieży jeszcze leżały na ziemi. To był moment historyczny! A teraz sobie wchodzimy i robimy panoramę.
Usuń