W
dodatku ta nauka nie przebiega łagodnie. Nauczycielka nie ma za grosz
pobłażliwości dla uczniów.
Nawet
kolega Ed musiał się poddać. Nie wierzycie? Łatwo się przekonacie po
przeczytaniu opisu wycieczki, która została optymistycznie zaplanowana na 23
kilometry i miała trwać 6 godzin – ot, spacerek taki.
A
jak było?
No,
cudownie! Start w Wesołej. Ciepło, lekkie słońce, widoki na meandry Łośnej (Wiernej Rzeki).
Marsz w tempie prawie ostrym, ale bez większego wysiłku. A las jaki ciekawy –
jak dla mnie radosny, co i rusz napotykamy „tańczące” sosny.
Wesoła - meandry Wiernej Rzeki
kokorycz pusta
sosnowe wygibasy
Potem
wchodzimy na teren rezerwatu Milechowy. Jest jeszcze lepiej. Janek i ja
cieszymy się, że odpowiednio wcześniej zdjęliśmy nadmiar ciepłej odzieży, bo
jest pod górę, a tempo marszu nic a nic nie maleje. Idziemy trochę ścieżką
dydaktyczną, trochę przedzieramy się wśród drzew i zarośli.
cywilizacja na trasie
jeszcze więcej cywilizacji - widok z przecinki na cementownię Małogoszcz
Wreszcie
nadchodzi moment próby – zdobywamy Górę Bolmińską i trzeba podjąć decyzję –
wejść czy nie wejść do jaskini Piekło. Cztery razy stchórzyłam, a tym razem
wreszcie się odważyłam. Wlazłam do jaskini, a potem z niej wyszłam i zeszłam
tym stromym zejściem, które mnie zawsze przerażało najbardziej (ta, zeszłam –
na tyłku zjechałam, ale i tak duma mnie rozpiera, że ja taki zuch jestem).
początek zejścia do jaskini (i te poszepty w tle! dobrymi radami piekło wybrukowane)
widok ogólny miejsca akcji
widok z wnętrza jaskini
Po
wyjściu z jaskini lądujemy w jednym z najpiękniejszych wąwozów świata (kto nie
wierzy, niech zajrzy – żadne zdjęcie nie odda jego urody). Jedną jego ścianę
tworzy grzbiet Góry Milechowskiej, a drugą grzbiet Góry Brodowej. Buki na obu
zboczach i w wąwozie jeszcze prawie bezlistne, światła tam mnóstwo. Ale
my nie wędrujemy wąwozem, wspinamy się na Brodową, żeby przejść jej grzbietem.
Bardzo dobra decyzja, bo wieje i w wąwozie i na grzbiecie, a tu mamy fajne
widoki, skały, ciekawe drzewa - wiadomo - rezerwat.
wąwóz widziany z Góry Brodowej
pierwszy listek
na Brodowej - krzyż upamiętniający pilota Kazimierza Brauna (już był pokazywany tu, ale teraz lepiej widoczny)
Rezerwat Milechowy - skały i drzewa
pierwszy tej wiosny kwitnący groszek wiosenny
i już chyba ostatni wawrzynek wilczełyko
I
tak gnani dawką endorfin docieramy znów nad Wierną Rzekę – tym razem
uregulowaną i niemiłosiernie prostą.
inne oblicze Wiernej Rzeki (dla mnie smutne)
Odchodzimy od niej i ruszamy na Czubatkę. Minęło
prawie osiem lat od ostatniego spotkania, więc cieszymy się jak nie wiem co, że
wleziemy na jej grzbiet, no może się trochę podrapiemy w porastających go
chaszczach, ale będzie cudownie.
Może
jednak innym razem. Albo na innej górze.
Zrezygnowaliśmy
ze szlaku i samodzielnie zaczęliśmy się wspinać płajem. Miało być łatwiej i
szybciej. A było trudno, krzaki czepiały się odzieży, ale dało się iść.
Jeszcze.
Kolega
Ed poprowadził nas w stronę grzbietu Czubatki. Ten grzbiet, jak przeczytałam,
ciągnie się jako jedyny w Górach Świętokrzyskich z północy na południe. Dzięki
temu człowiek patrzący na tę górę od południa widzi coś w rodzaju piramidy –
ot, niewielka górka (327 m n.p.m.), jeśli zaś ktoś spojrzy na nią od zachodu,
zobaczy górę długą i całą porośniętą lasem.
widok na Czubatkę w całej okazałości (lato 2006r.)
Dopiero ten, co wlezie przez ten las na grzbiet, zobaczy potęgę Czubatki – grzbiet zbudowany z wapieni jurajskich. Wąski jest. Tworzy fantastyczne urwiska głębokie (lub wysokie – zależy od punktu widzenia) na 10 metrów.
10 lat temu, to były widoki z Czubatki!
Wleźliśmy
na grzbiet Czubatki. Nie było możliwości poruszania się w żadną stronę. Szef zarządził
zejście do podnóża skalnej ściany. Wygląda to jak długi mur zamczyska Śpiącej Królewny. Za długi.
Mocno nas sterało przedzieranie się przez kłujące krzaki. Spróbowaliśmy znów wejść na
grzbiet. Nawet kilka znaków ścieżki dydaktycznej wypatrzyliśmy. I znów kicha –
nic, tylko maczetę trzeba było zabrać z domu.
grzęda skalna na szczycie niczym ruiny zamku
skalna szczelina
ściana z wapieni jurajskich
ścieżka ginie w zaroślach
W
tej sytuacji szef nasz się poddał. Zeszliśmy z Czubatki na wschód i skierowali
się do najbliższej cywilizowanej miejscowości z porządną drogą. Padło na
Bolmin. Tu
rozkoszowaliśmy się szeroką asfaltową szosą, rozległymi widokami na okolicę i
wiatrem we włosach.
widok na Bolmin (ach, te przestrzenie!)
widoki z Bolmina na Grząby Bolmińskie
Zwiedzanie Bolmina ograniczyliśmy do minimum, żeby zdążyć
na bus, który odwiezie nas możliwie daleko od Czubatki. Zajrzeliśmy tylko do pochodzącego
z początku 17. wieku kościoła z łaskami słynącym obrazem Matki Bożej Bolmińskiej
(pierwsza wzmianka o nim pochodzi z roku 1798).
kościół pod wezwaniem Narodzenia NMP
ołtarz główny ze słynnym obrazem
kapliczka słupowa w Bolminie
Tyle
zostało z planów. A trasa liczyła ni mniej, ni więcej, tylko 12,2 kilometra.
Zdjęcia – Edek, Janek
i ja
Piękne foty i pasjonujący opis.
OdpowiedzUsuńCo tam opis, wycieczka sama w sobie to dopiero było coś! Zachwytom nie było końca. Przyroda cudowna.
UsuńA ile zabawy - Janek mnie odwieszał z gałęzi, bo mnie Czubatka złapała. On dostał gałęzią po twarzy, ja rymsnęłam na glebę. Koszulę flanelową zgubiłam. Ed znalazł. I tak dalej...
Każdy rajd uczy pokory. A zarośla już niejednego załatwiły - ja kiedyś pobłądziłem w zaroślach, jarach i młakach ledwie 3 kilometry od domu!!! i zatoczyłem pełne koło, zamiast dojść na przełaj.
OdpowiedzUsuńAle okolice piękne a te grzędy skalne to faktycznie jak zamek!
Grzędy na Czubatce są niesamowite - kiedyś można było przejść je całe górą, teraz tak zarosły, że już nawet przejście dołem jest trudne.
UsuńDziwne, ale nigdy tej trasy nie zrobiłem - wspaniała to dla mnie inspiracja. Wąwóz i skały niezwykłe, tym bardziej się dziwię, że tam nie dotarłem.
OdpowiedzUsuńJak dotrzesz i się sponiewierasz, to zdziwienie minie. Oczywiście mówię o Czubatce. Bo Rezerwat Milechowy nie jest trudny do zwiedzenia. Ten wąwóz u podnóża jaskini szczególnie ładny jest wczesną wiosną, kiedy buki mają młode listki.
UsuńNa Czubatkę (nota bene na mojej mapie jest mniejsza o metr niż podajesz) wiedzie szlak. Pytanie, czy bez problemu trafia się w ten wąwóz, bo chcę koniecznie zobaczyć, a tam żadnych szlaków zdaje się nie ma?
UsuńZnalazłam w różnych źródłach dwie wysokości Czubatki – wybrałam większą.
UsuńCo do szlaku, nie wiem, jak on przebiega, bo dosyć wcześnie z niego zrezygnowaliśmy i na grzbiecie go nie spotkaliśmy, chociaż może gdzieś tam w chaszczach występuje.
Do wąwozu prowadzi ścieżka dydaktyczna, która, jak pokazuje mapa powinna doprowadzić i na Czubatkę. I pewnie tak jest, ale my nigdy nie zadaliśmy sobie trudu, żeby nią przejść, więc nie mogę nic o niej powiedzieć. Ten wąwóz jest właściwie obniżeniem terenu między dwiema górami, w jednej części są tam skałki, w innej to leśna droga. Wiosną jest tam bogata szata roślina. Schodzi się do niego od razu od jaskini Piekło Milechowskie.
Dodam, że przy jaskini znaki ścieżki dydaktycznej są widoczne i na skraju lasu je też spotkaliśmy, czyi ścieżka jest. I można jej zaufać.
Usuń