Największe zmiany zachodzą od dłuższego czasu w okolicy
zalewu Lubianka. Tam też rozpoczynamy nasze obserwacje.
Teren zalewu to rozległy plac budowy. Maszyny hałasują w
pewnej odległości od nas, a my badamy zachodni brzeg byłego zbiornika.
Lubianka nadal płynie. Jej brzegi lekko oszronione po nocnym
przymrozku.
Słońce oświetla księżycowy krajobraz. Dokumentujemy postęp
prac i maszerujemy dalej, żeby nie marznąć.
Kolega Ed zaplanował dalszy marsz zielonym szlakiem w
kierunku południowym. Od razu robi się cieplej, bo wzrasta tempo wędrówki, a i
teren jakby się lekko wznosi. Las niebrzydko się prezentuje.
Nie domyślamy się, jaką niespodziankę szykuje kierownictwo. Otóż
zamierza pożegnać się ze starą trasą zielonego szlaku i zbadać, dlaczego z niej
zrezygnowano. Oto efekty badań:
Schodzimy na dosyć mocno zarośnięte ścieżki. Nic to,
przedrzemy się. las pięknie omszały.
Potem robi się trudniej, bo teren podmokły. Nawet prawie bagienny.
Kulminacja następuje nad rzeczką o uroczej nazwie Szczebrza. Nie jest duża, ale
jednym skokiem to tylko Janosik da radę ją pokonać. Jakaś litościwa dusza
przerzuciła (pewnie jeszcze w czasach używania tej trasy szlaku) solidny pień,
po którym można przejść. Śliski jest jak jasny gwint, ale daje oparcie dla
stóp. Przeszliśmy.
A później znów ładne leśne ścieżki, jesienne widoczki z
modrzewiami. Odpoczywamy i postanawiamy następnym razem iść nową trasą szlaku.
Przechodzimy przez wieś Podosiny i kierujemy się na skraj
lasu.
Mamy jeszcze szansę rzucić okiem na pola Radkowic.
Na mapie widać, że odcinek trasy brzegiem lasu nie ma
zaznaczonej drogi. Przypadek? Zaniedbanie? Skądże – to rzetelna informacja.
Przedzieramy się przez chaszcze, przeskakujemy (ja raczej przełażę) przez leżące pnie i gałęzie. W nagrodę mamy
czasem widoki zza krzaków na pola i wiatraki gdzieś na zamglonym
horyzoncie.
Na koniec dopiero pojawia się przyzwoita droga, która
doprowadza nas do dobrze znanego miejsca z kapliczką na granicy lasu oraz pól
Radkowic i Rzepina. Tu mały postój, a później spokojny marsz szlakiem rowerowym, czyli
solidną bitą drogą na północ – w stronę Starachowic.
Ponownie przekraczamy Szczebrzę. Tym razem po moście.
Schodzimy jednak bliżej rzeki, bo chcemy ją sfotografować.
Mija kilkanaście minut i spotkanie z Lubianką. Dziarsko wypływa z zalewu, a
potem spokojnie znosi zabiegi bobrów, które szykują kolejne tamy i rozlewiska.
My zaś rozkoszujemy się spacerem po leśnych dróżkach i
wdychamy żywiczne sosnowe powietrze.
Trasę kończymy na północnym brzegu remontowanego zalewu.
Włazimy na koronę tamy, potem badamy brzeg, przedzieramy się przez zarośla
trzciny, żeby na końcu odbyć marsz nowiutkim chodnikiem.
Badania terenowe zakończone. Pora wracać do domu, zmyć z
siebie błoto i kurz nazbierane podczas całej eskapady. Mam nadzieję, że
następnym razem krajobraz tej okolicy wróci do cywilizowanej normy, a my
poznamy przebieg poprawionego szlaku.
Zdjęcia – Edek i ja
Fajna pętelka... jesień się mieni.
OdpowiedzUsuńFajna, ale dosyć wymagająca. Trochę nam dała w kość.
Usuń