Z braku pomysłu na ciekawą trasę musiałam w pośpiechu
improwizować, żeby wyruszyć gdziekolwiek w niedzielę. Nie było łatwo znaleźć
miejsce, gdzie wiatr nam nie dokuczy. Od czego ma się wśród niezawodnych przyjaciół lasy
starachowickie? Podpowiedziały trasę nienową, nietrudną i osłoniętą od wiatru.
Rano w lesie jeszcze dosyć ciemno i chłodno. Nocny
przymrozek trzyma świat w okowach.
Maszerujemy raźno, żeby nie marznąć i co jakiś czas wysyłamy
sygnały w stronę słońca – czekamy, żeby wreszcie wyjrzało zza chmur. Jeszcze
się ociąga.
Zbliżamy się do leśniczówki Klepacze. I ona i jej okolice
wreszcie skąpane w słońcu. Izba pamięci, którą zwiedzaliśmy 2 lata temu, zamknięta –
trzeba się umawiać na zwiedzanie.
Pobliski staw nadzwyczaj malowniczy w jesiennym
słońcu.
Leśna droga prowadzi w stronę torów kolejowych. Drzewa już
prawie bezlistne. Te przynajmniej żyją. Na poboczu zalegają sterty drewna,
które niedługo opuści swój macierzysty las.
Za torami wypatrujemy drogi prowadzącej do pomnikowego dębu
Maciek. Jest tak dobrze znakowana, że docieramy na miejsce bez problemu.
Spędzamy z Maćkiem kilkanaście spokojnych minut i ruszamy w dalszą drogę.
Robi się pochmurno, na szosie, którą zamierzamy teraz iść
zgodnie z planem, wieje nieprzyjemny wiatr. Ten z gatunku „w pysk”.
Skutek – decyduję
się na coś, czego jeszcze nigdy
na wycieczce nie robiłam. Wracamy na miejsce startu tą samą droga, którą
dotarłyśmy do szosy. Głupio, nie? Otóż – nie. Droga zaciszna, wiatr szumi w
koronach drzew, a my przekonujemy się, że powrotna trasa jest krótsza od tej
samej na początku wycieczki. Powód – nie ma już co fotografować.
Na zakończenie mapka trasy – tym razem wężyk zamiast
pętelki.
Zdjęcia tylko mojego wyrobu
Fajne odbicia...
OdpowiedzUsuńOczyszczono brzeg stawu i można je było sfotografować. Dotychczas widywałam jedynie fragment stawu zza krzaków.
UsuńOj, pasuje mi imiennika odwiedzić
OdpowiedzUsuńKoniecznie. Ucieszy się.
Usuń