Zatrzymujemy się w pobliżu kapliczki domkowej niedaleko młyna. Jest świeżo odnowiona. Nad drzwiami widnieje tablica z nazwiskiem fundatorki – Anny Solskiej i datą ufundowania kaplicy - 1904.
kapliczka ufundowana przez Annę Solską
Pora zajrzeć w okolice młyna. Jest rzeczywiście imponujący – wysoki, murowany. Podobno ma cztery kondygnacje, w co trzeba uwierzyć na słowo, bo przyziemie trudno zauważyć.
młyn widziany od strony drogi
Kolega Ed polazł w gęstwinę na brzegu rzeki, żeby obejrzeć urządzenia młyńskie. Niestety, niszczejące w wodzie.
urządzenia młyńskie
Reszta grupy ostrożnie ogląda budynek z zewnątrz. Marek wyjaśnia działanie kotw utrzymujących kamienny mur. Bardzo efektowne, ale mur i tak ulega stopniowemu niszczeniu.
W końcu wyruszamy na trasę. Kierujemy się do Nowej Wsi. Polna droga bardzo przyjemna. Zboża dojrzewają, pachną chlebem.
na polnej drodze w stronę Chwałowic Nowej Wsi
Na końcu drogi spotykamy kolejną kapliczkę domkową. I tu krążą słuchy o tym, że została ufundowana przez Annę Solską, jakoby w podzięce za wyczekiwane, późne macierzyństwo. Niepotwierdzone jednak. Podobnie jak historia o austriackim żołnierzu, który się tu ukrywał w czasie 1 wojny światowej. Faktem jest zatrzymywanie się na modlitwę przy kaplicy wszystkich orszaków pogrzebowych, które ją mijają.
uroczo kolorowa kapliczka pod lipą
W Nowej Wsi próbujemy obejrzeć budynek dawnej szkoły rolniczej zaprojektowany przez inżynierów Stefana Wąsa i Tadeusza Telatyckiego, oddany do użytku w roku 1928. Cóż, szkoła rolnicza już nie funkcjonuje, ale jej zabudowania przejęła inna szkoła, teren więc ogrodzony i możemy jedynie z daleka popatrzeć na budynek, który mi jako żywo przypomina moje stare liceum zbudowane mniej więcej w tym samym czasie.
budynek szkoły rolniczej z roku 1928
Przed opuszczeniem wsi podziwiamy starą i wielce oryginalną figurkę MB Niepokalanej. Podobno pochodzi z 18. wieku. Miała też niewidoczny obecnie napis na postumencie „Na chwałę Panu”, od którego jakoby wywodzi się nazwa wsi Chwałowice. Bidulka, ewidentnie czeka na fachową restaurację, a nie nakładanie kolejnych warstw farby.
przydrożna figura
Maryja zdaje się spoglądać na Chwałowice i stojącą wśród pól suszarnię chmielu. Nie jest to jakiś szczególny zabytek – zbudowano ją na przełomie lat 40. i 50. ubiegłego wieku – obecnie służy jako Muzeum Techniki Rolniczej. W niedzielę nieczynne.
stara suszarnia chmielu
Koniec zwiedzania. Pora na spacer wśród pól. Co ciekawe, drogi zaznaczone na mapie jako ścieżki raz są ścieżkami, raz asfaltowymi szosami. Na szczęście słońce nie praży, powiewa delikatny wietrzyk, pola cudownie pachną, wędruje się przyjemnie.
na polnej drodze równoległej do Chwałowic Dolnych
pola
I znów napotykamy kapliczki i krzyże przydrożne. Najciekawsze są niepozorne malutkie kapliczki szafkowe. To jedne z nielicznych zachowanych kapliczek, których pomysłodawcą był w latach 2 wojny światowej niejaki Wojciech Marek. Kapliczki wykonał miejscowy stolarz, a w szafkach miały umieszczone obrazki – pamiątki 1 Komunii Świętej lub obrazki MB Częstochowskiej – pamiątki z pielgrzymki.
współczesna kapliczka na rozstaju dróg
niepozorne kapliczki z lat 40. ubiegłego wieku
Pola między Chwałowicami a Małomierzycami przeżywają inwazję pszczół – kwitną akurat facelia błękitna i gryka, a pszczelarze przywieźli i ustawili ule na ten pożytek. Owady uwijają się wśród kwiatów aż miło.
i znów pola
gryka
na niej nie pszczoła, a łanocha pobrzęcz
Za Małomierzycami wkraczamy do lasu. Drogi znalazłam świetne. Nic, tylko iść. Gorzej z zatrzymaniem się, bo komary natychmiast atakują, ale i tak nie odmówimy sobie pysznych malin czy kilu zdjęć.
dziki bez koralowy
jedna z wielu zjedzonych
Czarny szlak rowerowy doprowadza nas do mostku nad Iłżanką i wreszcie możemy zacząć powrót do Wójtowskiego Młyna. Wybieram improwizowaną drogę z ominięciem szosy. Maszerujemy leśną drogą, a potem wśród pól.
koledzy dziarsko maszerują
pola Kajetanowa
Nasza droga robi się jakoś tak nieciekawa i trudna do przebrnięcia, że wracamy do szosy. I tu niespodzianka – udaje nam się wyjść wprost na zabytkowy kamienny krzyż ufundowany w roku 1899 przez Franciszka i Agnieszkę Kaimów.
błękitny krzyż na skraju szosy
Marsz szosą nieprzyjemny. Szukamy ciekawszych dróg. W pobliżu remizy napotykamy strażaka, który namawia na przejście drogą w kierunku Wielkiego Mostu. Jak nie skorzystać z takiej okazji? Idziemy. Ale tuż przed ową drogą zatrzymujemy się przy sześciobocznej kapliczce domkowej. To pewnie zabytkowa kapliczka zaznaczona na mapie w innym miejscu. Co ciekawe, jest to kapliczka drewniana, ale jej ściany wspierają się na murowanych kolumnach. Nie udało mi się znaleźć więcej informacji na jej temat, ba, nie ma jej nawet w wykazie zabytków gminy Iłża.
zabytkowa kapliczka w Jedlance Starej
jej wnętrze
Zanim dotrzemy na most, mijamy kamienny młyn z roku 1920, zbudowany, jak głosi tabliczka na nim, przez Stanisława Radzimowskiego. Widać, że i teraz ma on właściciela, który o niego dba.
stuletni młyn w Jedlance Starej
Dalej podziwiamy ładne rozlegle stawy hodowlane. Szanując kategoryczny zakaz wchodzenia na groble zadowalamy się tylko kilkoma zdjęciami.
stawy na Iłżance
Wreszcie jest most. Znalazłam dwie inne jego nazwy pochodzące od nazwisk właścicieli pobliskiego młyna – most Radzimowskiego lub most Matacza.
stawidła na moście Radzimowskiego
Za mostem spotykamy ostatni już tego dnia obiekt sakralny – stary drewniany krzyż na skraju lasu i żegnani obojętnym spojrzeniem krowy pasącej się na Dworskich Łąkach maszerujemy w stronę młyna i kapliczki, od których zaczęliśmy naszą wędrówkę.
krzyż w lesie
pora odpocząć
I po wycieczce.
mapka trasy
Wszystkie ciekawostki, które pojawiły się w tym tekście, znalazłam na interesującym blogu poświęconym Iłży i Chwałowicom https://chwalilza.home.blog Jeśli was coś zainteresowało, zajrzyjcie tam koniecznie, to prawdziwa kopalnia wiedzy o tych okolicach.
Zdjęcia – Edek i ja
Drogi polne powalają... nie tęsknią za asfaltem,mam nadzieję.
OdpowiedzUsuńDrogi nie tęsknią, ale za mieszkańców nie ręczę.
UsuńMnie też stale "wybija" ale w końcu się udało zamieścić komentarz. Piękna droga i naprawdę sporo ciekawostek. Pod ten młyn to bym się wybrał ale srogą zima, to wtedy można by dojść w więcej miejsc.
OdpowiedzUsuńA kapliczka sześcioboczna - rarytasik - jeszcze takiej nie znałem!
Zima jest najlepsza na podmokle miejsca, masz rację. Ale wpaść na mrozie w wodę - średnia przyjemność.
UsuńKapliczka rzeczywiście wielce oryginalna.
A z blogiem coraz więcej problemów - przy każdym wejściu żąda zalogowania, odpowiedź na Twój komentarz przyjął łaskawie dopiero za czwartym razem. System ma chyba spore problemy.
Sam czekałem kilka lat, ale w końcu trafiła się sroga zima i przy minus 20 stopniach spokojnie mogłem pewne bagniska spenetrować
UsuńJuż chyba z 10 lat takich zim nie bywa. No, może jeszcze wrócą...
Usuń