Ale to nie wszystko. Wybrałam te trzy elementy wycieczki, żeby
tytuł nie był za długi. Bo wycieczka niby niedługa, ale napakowana – i
rozbawiła, i zainteresowała, i wkurzyła. Ba, nawet nauczyła paru rzeczy.
A teraz konkrety.
Zgodnie z planem wyruszamy na trasę w Rudzie Malenieckiej.
Tu oglądamy najpierw neoromańską kaplicę pod wezwaniem Zwiastowania NMP
ufundowaną w roku 1848 przez Tadeusza Bocheńskiego, właściciela okolicznych
dóbr. Jej projektantem był Jan Jakub Gay, architekt warszawski. Podobno ma
niebrzydką dekorację we wnętrzu, ale jakoś nie pomyślałam wcześniej, żeby się
umówić na zwiedzanie.
Kaplica sąsiaduje ze współczesnym kościołem, który mocno z
jej urodą kontrastuje. Przyglądamy się więc chętniej pobliskiemu parkowi z
niewielkim stawem i dworem z końca 18. wieku. Ostatnio mieściła się tu siedziba
nadleśnictwa, teraz dwór zamknięty, opustoszały.
Mamy zamiar jeszcze wrócić pod koniec wycieczki do Rudy, to
może obejrzymy inne tutejsze ciekawostki. A teraz ruszamy na północ w stronę
lasu.
Mam upatrzoną leśną drogę, która prowadzi w pobliżu stawów hodowlanych
Czapla. Liczę na to, że uda się czasem zejść z tej drogi i zobaczyć stawy. I
tak właśnie jest. Kilka razy podchodzimy nad wodę.
Wiem, że jest jeszcze jedna ścieżka wzdłuż brzegu, ale ona
prowadzi przez teren prywatny, więc nie ryzykujemy najścia. Poza tym
odstraszająco działają na nas wystrzały, które co jakiś czas słyszymy – to
pewnie dozorcy stawów strzelają, żeby wypłoszyć ptaki polujące na ryby. Takich intruzów, jak my, na pewno wypłoszyli.
Przyjemna leśna droga doprowadza nas do szosy w kierunku
Maleńca, ale tam się jeszcze nie
wybieramy.
Najpierw schodzimy z szosy w leśną drogę prowadzącą do wsi
Tama. Co w takiej Tamie może być ciekawego? Okaże się.
Pierwsze interesujące miejsce znajduje się w lesie. W niewielkiej
odległości od drogi zauważam dwa kamienne krzyże. Podchodzimy. Krzyże ustawiono
przy nagrobnych płytach. Jest też jeden prosty nagrobek. Trafiliśmy otóż na
teren cmentarza cholerycznego w Tamie. Z napisów nagrobnych można się
dowiedzieć, że pochowano tu zmarłych w roku 1894. Najwidoczniej wtedy w okolicy
panowała epidemia cholery. Cmentarz nie jest ogrodzony – pewnie był, a i grobów
musiało być więcej. Może zachowały się tylko te najokazalsze – kamienne. Tak
czy inaczej cmentarzyk wygląda na zapomniany. Czasem tylko ktoś zapali świeczkę
na grobach.
Po kilkunastu minutach jesteśmy już we wsi. Maleńka ona, ale
ma ze dwie uliczki. W jednym z ogródków zauważamy kilka drewnianych rzeźb.
Gospodarz opowiada, że to prace tutejszego artysty. Ale nie rozgaduje się, to i
więcej o artyście się nie dowiedzieliśmy. Dwie jego prace można bez trudu
zauważyć na skraju wsi. To „pomnik wiedźmy” i zabawna tablica z nazwą
miejscowości Tama-ryfa. Może jeszcze kiedy napotkamy owego artystę, bo warto poznać człowieka z taką fantazją.
Poszukujemy też tamy, której wieś zawdzięcza swoją nazwę. Nie
wiem, czy ją naprawdę znaleźliśmy – no, widać było na rzece coś jakby
pozostałość wału i sterczące z wody paliki. Ale może to tylko nasza wyobraźnia… W każdym razie rzekę widzieliśmy.
Całkiem niepostrzeżenie wchodzimy do kolejnej wsi. To
Machory. No, tutaj to dopiero był ośrodek przemysłowy przed wiekami! Już na
początku 16. wieku działała tu kuźnica. W osiemnastym wieku działały 4 fabryki
będące własnością Marcina Dołęgi, a w roku 1833 rozpoczęła działalność pierwsza
pudlingarnia – wynalazek niezwykle nowoczesny, który jednak dosyć szybko się
zestarzał i przestał przynosić zyski. Wtedy to ówczesny właściciel – Ludwik
Bayer uruchomił na jego miejscu zakład produkujący kafle. Podobno nadzwyczaj
piękne te kafle były. Budynki kaflarni i późniejszej fabryki tektury można
obejrzeć, byle tylko nie włazić do środka. Rzuciliśmy więc ostrożnie okiem na
zabytek. Nie udało nam się odszukać turbiny wodnej, która spiętrzała i
doprowadzała wodę do zakładu. Przypuszczam, że znajduje się ona w obniżeniu
terenu za zakładem, ale dotarcie tam nie wydawało się bezpieczne.
Zrezygnowaliśmy też z poszukiwania kaplicy grobowej rodziny
Dołęgów, bo nie znajdowała się przy naszej trasie. Udało nam się obejrzeć dawny
dwór właścicieli majątku Machory. To rzeczywiście okazały budynek, ale
doprowadzenie go do przyzwoitego stanu wymaga wiele pracy. Nowy właściciel musi
likwidować wieloletnie zaniedbania.
Sąsiadujące z dworem zabudowania gospodarcze są w opłakanym
stanie. Czekają na kogoś, kto je kupi i zadba o nie.
No i żeby nie było tak pesymistycznie – jest w Machorach
obiekt naprawdę zadbany. To przydrożna kapliczka z roku 1906 ufundowana przez
Ludwika Bayera. Czytałam też, że i kaplica grobowa Dołęgów przeszła
solidny remont.
I tu musi nastąpić przerwa w relacji z trasy. Ciąg dalszy w
kolejnym wpisie.
Zdjęcia – Edek i ja
No teraz to pod względem ilości ciekawostek przeszliście samych siebie!
OdpowiedzUsuńneoromanizm nie był u nas specjalnie popularny, dworek malowniczy - no szkoda bo pasował do nadleśnictwa jak mało co. czarownica i kot - świetni - a potem jeszcze "przemysłówka" - no to bym poużywał...
Pomyśl tylko, że to jeszcze nie wszystko. Kolejny post będzie o dużym i czynnym obiekcie przemysłowym.
UsuńPo rozmowach z pracownicami nadleśnictwa mam tyle informacji o ciekawych obiektach w okolicy, że sama nie wiem, jak to ogarnąć. Najwyżej cześć obiektów zostanie na wiosnę.